"Cień" [recenzja]: W cieniu wojny i Polańskiego

Kadr z filmu "Cień" /materiały prasowe

Nie ulega wątpliwości, że Alice Winocour (współscenarzystka wchodzącego właśnie na nasze ekrany, nominowanego do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny "Mustanga") ma smykałkę do kina sensacyjnego. Niektóre sceny w jej filmie to istne perełki, których nie powstydziłby się Roman Polański.

Gra w nich wszystko: aktorzy Diane Kruger i Matthias Schoenaerts sprawdzają się świetnie, kamera prowadzona jest tak, by nie tylko ich podglądać, ale i doświadczyć zagrożenia, a kapitalna muzyka zespołu Gesaffelstein buduje schizofreniczny klimat. Te sceny reżyserce się udały i świadczą na korzyść jej kolejnych dokonań.

Czego nie można powiedzieć o całym filmie, w którym zabawa konceptem odbiła się na jakości scenariusza i jego logice. Reżyserka opowiada nam dobrze znaną historię. Żołnierz (Schoenaerts), który właśni wrócił z wojny na Bliskim Wschodzie, dorabia sobie jako ochroniarz. Poznajemy go, kiedy lekarz egzaminuje go z jakości snu i obecności popędu seksualnego. Ten u mężczyzny występuje, ale nim nie dominuje. Vincent wolałbym zaspokoić i w pierwszej kolejności inną potrzebę - bliskości i czułości. Nic dziwnego, że kiedy zjawia się w domu libańskiego milionera, od razu zwraca uwagę na jego żonę Jessie (Kruger) i jej synka Aliego, którzy są tu niemal słownikową definicją terminu "rodzina".

Reklama

Zlecenie zamienia się w walkę o przetrwanie, kiedy bliscy klienta stają na celowniku - no właśnie, czyim? Pomysłowa reżyserka nie zdefiniowała jasno wrogów. Wszyscy wyglądają tak samo, nie oglądamy ich twarzy (z jednym wyjątkiem), przypisuje się im różną proweniencję - od zbirów na usługach mafii po agentów nasłanych przez rząd. Jednocześnie trudno w ich obecność uwierzyć. Wypatrując ich, Vincent wysyła widzom coraz bardziej sprzeczne sygnały. Raz pada ofiarą swojej tajemniczej choroby, (który jest oczywiście sprzężona z zespołem stresu pourazowego, bo "Cień", jakby nań nie patrzeć, jest mocno antywojenny w wydźwięku). Innym razem - kiedy podejrzewamy powtórkę z rozrywki - twórcy serwują nam realną jatkę. Ten przekładaniec sprawdza się dobrze, angażuje i zaskakuje, jest nieoczywisty i dobrze zbilansowany.

Problematyczne są natomiast dosłowności, które atakują zewsząd. Jeśli sukcesem "Szóstego zmysłu" M. Nighta Shyamalana był sposób, w jaki twórca skomponował świat przedstawiony, żebyśmy nie domyślili się, co faktycznie za jego bohaterem stoi, tak Winocour udaje się to mniej. Już gdzieś w jednej trzeciej filmu na wierzch wychodzą niedorzeczności, które upewniają nas, jak to wszystko się skończy. I właśnie dlatego ostatnia, zbyt dosłowna scena tak bardzo rozczarowuje. Jest jak przeszywający krzyk pośród zmysłowych niedopowiedzeń.

6/10

"Cień" (Meryland), reż. Alice Winocour, Francja, Belgia 2015, dystrybutor: Mówi Serwis, premiera kinowa: 8 kwietnia 2016 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Cień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy