"Chleb i sól": Lato się przełamało [recenzja]

Kadr z filmu "Chleb i sól" /Tomasz Woźniczka/Studio Munka SFP /materiały prasowe

Znając krótkie, obficie nagradzane fabuły Damiana Kocura, można się było spodziewać po "Chlebie i soli" znaczącego wydarzenia artystycznego. Reżyser spełnił te obietnice. "Chleb i sól" imponująco rozwija styl reżysera znany z etiud i mniejszych form, dla większości jednak, czyli dla tych, dla których "Chleb i sól" będzie pierwszym spotkaniem z twórczością reżysera, seans może być zaskoczeniem.

"Chleb i sól": Tam, skąd chce się uciec

Kocur, niczym niegdyś bracia Dardenne, wymarzył sobie, że będzie kręcił filmy kipiące życiem, ale życiem nie udawanym, nie zagranym, ale jak gdyby podpatrzonym przez przypadek. Chodzi o poczucie widza, że jest wewnątrz pokazywanych wydarzeń, w samym środku konfliktu, podgląda bohaterów, trochę się nawet tego wstydzi.

W "Chlebie i soli" - enigmatyczny tytuł ma, wbrew pozorom, nie do końca symboliczne znaczenie - podpatrujemy mechanizmy w relacjach międzyludzkich. Najlepiej widać to w mniejszej miejscowości. Tam, gdzie wszyscy, albo prawie wszyscy, dobrze się znają; tam, skąd chce się uciec, ale od pewnego momentu, kiedy prześpi się decydujący moment, nie ma się już siły nigdzie uciekać. Obrazek wykreowany przez Kocura nie jest jednak socjologiczny, jest silnie emocjonalny. Bohaterami rządzą namiętności, pokazane naturalnie, bez znieczulacza formy.

Reklama

"Chleb i sól": Ostatnie lato wolności, młodości

Tymoteusz Bies, filmowy Tymek, jest studentem pianistyki Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie, jemu udało się uciec. Przyjeżdża do domu, do mamy, do młodszego brata, do kumpli - ale tylko na wakacje. To będą najdłuższe wakacje jego życia. Najtrudniejsze, chwilami może się wydawać, że również najpiękniejsze.

Właściwie nie wiadomo dlaczego - i mam o to do twórców trochę pretensji - centrum świata staje się właśnie otwarty bar z kebabem. Spędzają tam czas Tymek, jego brat Jacek (w tej roli autentyczny brat Tymoteusza Biesa, Jacek Bies), ich kumple, dziewczyny, kolorowa, chociaż szara menażeria. Na pewno Tymek i Jacek wiele mają z Tymoteusza i Jacka Biesów, obaj prywatnie od lat przyjaźnią się z reżyserem, to może być ciekawa informacja dla polskich widzów, ale czy była istotna dla jurorów nagradzających "Chleb i sól" ważną Nagrodą Specjalną na festiwalu w Wenecji w sekcji Orizzonti? Nie sądzę.

Obaj są centrum dwóch zmiennych, atrakcyjnych filmowo, postaw. Zostać czy wyjechać, rozwijać talent, co łączy się z wieloma wyrzeczeniami, czy raczej postawić na życie prywatne, na spełnienie. Tymek jest już członkiem społeczności z zewnątrz, życzliwie obserwuje kolegów, z którymi, dobrze o tym wie, nic go już nie łączy, i nie połączy nigdy. To przypuszczalnie ostatnie takie lato. Ostatnie lato wolności, młodości, lato zakończone dramatyczną pointą.

Kocur to zmysłowość naszych czasów. Iwaszkiewicz wkładał Rubenowi w ustach - w "Pannach z Wilka" - zdanie: "Lato się we mnie przełamało". W "Chlebie i soli" lato przełamuje się chlebem, solą, innymi smakami. Nie jest jednak liryczne, zgubiło lirykę. Co więcej, liryka, zdaniem Kocura, wydaje się we współczesnym świecie niemożliwa. Jeżeli pojawia się nostalgia, to tylko jako tęsknota za momentami, których nie upilnowaliśmy, za słowami, których się nie powiedziało, za ludźmi za mgłą, bez twarzy już, bez kształtu.

A Tymoteusz jest chybotliwym centrum multiplikującego się filmowego świata tęsknot i niespełnień. Wciąż są jeszcze młodzi, ale już stracili zapał. Coraz mniej chcą od życia, wciąż mniej i mniej. Jacek ma talent, jest zdolny, ale on również stracił zapał, z wyrzutem mówi bratu, że kocha dziewczynę naprawdę, ale nie bardzo widać to uczucie. Dla niej również to zresztą tylko koło ratunkowe wyrzucone bardzo blisko, żeby znieczulić się, przestać myśleć o sobie, że mogłaby być kimś wyjątkowym. Skażenie przeciętności dotyczy całej niemal społeczności. Przestali w siebie wierzyć zanim na dobre zaczęli. Nie twierdzę, że stąd bierze się ich agresja, autoagresja również, ale na pewno jest jednym z powodów.

"Chleb i sól": Zaskakujący, dojmujący finał

W "Chlebie i soli", poza zaskakującym, dojmującym finałem, wybrzmiewają jeszcze dwa wątki. Jeden przekazany przez Kocura głosem ściszonym i subtelnym, drugi dla odmiany nadmiernie może wyeksploatowany. Chleb i sól: indywidualność kontra społeczność. Tymoteusz, tak rzekomo wyzwolony, utytułowany: facet, któremu warto zazdrościć, że uciekł z zadupia, dostał się na studia, będzie, już jest lokalną gwiazdą, prywatnie jest słabeuszem. Nie wyrabia. Z tą może tylko różnicą, że doskonale rozumiemy jego słabość. Brnie w relację z dziewczyną, z koleżanką, ze strachu, żeby nie wydało się, że koleżanki będą dla niego zawsze tylko kumpelami, gdzie indziej ulokował uczucia. I nic się z tym nie da zrobić (piękna, imaginacyjna scena sam na sam Tymoteusza z Nadim w kebabie).

Druga sfera, to społeczność. Agresywna postawa wobec imigrantów, właścicieli baru. Słabi upokarzają słabszych, bo czują nad nimi przewagę, biedni mszczą się na jeszcze biedniejszych, bo ich na to stać. Poruszająca scena agresji, rozgrywająca się w nocnym autobusie, przy pasywnej postawie Tymka, każe nam myśleć o sobie. Jak ja bym zareagował, jak bym się zachował w podobnej sytuacji. 

Marek Hłasko, literacki patron "Chleba i soli", pisał w "Bazie Sokołowskiej": "A twarz musi, musi mieć jakiś wyraz. Ale trzeba uważać, żeby się morda z twarzy nie zrobiła, morda, rozumiesz? Trzeba znaleźć swoją twarz". I o tym jest ten film. O lepieniu z mordy twarzy. Szukaniu jej.

8/10

"Chleb i sól", reż. Damian Kocur, Polska 2022, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 27 stycznia 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chleb i sól
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama