Reklama

"Carrie Pilby" [recenzja]: Wyznania genialnej nastolatki

W 2015 roku Bel Powley zachwyciła krytykę swoim dojrzałym i odważnym występem w "Wyznaniach nastolatki" Marielle Heller. Na ekrany polskich kin wchodzi właśnie kolejna produkcja, w której gra bohaterkę, wkraczającą w dorosłe życie, "Carrie Pilby".

W 2015 roku Bel Powley zachwyciła krytykę swoim dojrzałym i odważnym występem w "Wyznaniach nastolatki" Marielle Heller. Na ekrany polskich kin wchodzi właśnie kolejna produkcja, w której gra bohaterkę, wkraczającą w dorosłe życie, "Carrie Pilby".
Bel Powley jako tyłowa bohaterka filmu "Carrie Pilby" /materiały prasowe

Rola odkrywającej swą seksualność piętnastolatki w  "Wyznaniach nastolatki" przyniosła Bel Powley nominacje do poważanych nagród, między innymi wyróżniającego kino niezależne Independent Spirit. "Carrie Pilby", reżyserski debiut producentki Susan Johnson, to film, w którym Powley znów wcieliła się w dziewczynę z problemami. Niestety, sukcesu dzieła Heller nie udało się powtórzyć.

Tytułowa bohaterka to genialna dziewiętnastolatka, która rok wcześniej skończyła studia na Harvardzie. Od tamtej pory do jej ulubionych zajęć należy czytanie książek w ekspresowym tempie, sarkastyczne komentowanie otaczającego ją świata oraz unikanie kontaktów z innymi ludźmi.

Reklama

We wszystkich trzech dziedzinach odnosi spore sukcesy, jednak ta ostatnia niepokoi jej psychologa (Nathan Lane). W celu zachęcenia swej pacjentki do otwarcia się na świat, proponuje on stworzenie listy postanowień, których realizacja znacząco poprawiłaby jej zadowolenie z życia. Mimo swoich wątpliwości, Carrie postanawia spróbować.

Już po pierwszych minutach filmu dochodzi się do smutnego wniosku, że jedną z jego największych wad będzie tytułowa bohaterka. Carrie jest cynikiem najwyższej rangi, a kontakty z innymi ludźmi - z definicji znacznie odstającymi od jej poziomu - traktuje jako zło konieczne. Niestety, nastolatka nie jest doktorem Housem, który z obrażania innych uczynił nowy rodzaj sztuki. Trudno ją polubić, a kibicować jej jeszcze ciężej.

Nie wiadomo co irytuje bardziej - jej niekończące się i nic nie wnoszące tyrady czy dziecinny antagonizm względem reszty świata. Dzieje się tak mimo widocznych starań Powley, która z całych sił próbuje nadać swej bohaterce nieco sympatyczności.

Z innymi postaciami nie jest lepiej. Negatywne uczucia wywołuje nawet znany z brawurowej roli w "Klatce dla ptaków" Nathan Lane. Koncepcja bohaterów nie jest jedyną bolączką scenariusza. Twórcy mnożą problemy Carrie, by zaraz dać na nie gotową receptę. Stąd też szybko pojawia się poczucie ich błahości, a trwający niespełna sto minut seans zaczyna się niemiłosiernie dłużyć.

W rezultacie "Carrie Pilby" okazuje się filmem nudnym i nijakim. Chociaż napisy końcowe przywitałem z ulgą, to niezmiennie czekam na kolejne role Powley. Mam nadzieję, że będą one stworzone na miarę jej talentu.

4/10

"Carrie Pilby", reż. Susan Johnso, USA 2016, dystrybutor: Mayfly, premiera kinowa: 7 kwietnia 2017 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy