"Polski film o nastolatkach" - ta zbitka może budzić uzasadnione obawy. Gdy rodzimi filmowcy brali się za opowieści o współczesnych młodych ludziach, często kierowali się w rejony taniego szokowania, nieznośnego dydaktyzmu, a w skrajnych wypadkach do absurdalnego rozdmuchiwania głośnych problemów. Przykładów mamy bez liku, m.in. kolejne filmy Roberta Glińskiego ("Czuwaj" i "Świnki") lub Katarzyny Rosłaniec ("Galerianki" i "Bejbi blues"). "Braty", film Marcina Filipowicza, omija te pułapki.
Niestety, wpada w inne, ale reżyserowi udaje się złapać kilka obrazów z życia polskiej młodzieży, które dotychczas pozostawały nieodkryte w kinie polskim.
Tytułowe "Braty" to Filip (Hubert Miłkowski) i Bartek (Sebastian Dela). Obaj mieszkają na jednym z blokowisk razem z ojcem (Cezary Łukaszewicz) - głównie nieobecnym, zamkniętym w swoim pokoju i topiącym tam w narkotykach smutek po śmierci żony. Misję "wychowania" młodszego Filipa bierze więc na siebie Bartek. Gdy starszy z rodzeństwa znajduje sobie dziewczynę (Marta Stalmierska) i postanawia się wyprowadzić, między młodzieńcami dochodzi do starcia postaw i charakterów.
Marcin Filipowicz wraz ze scenarzystą Łukaszem M. Maciejewskim (wcześniej "Czerwony pająk" i "Najmro. Kocha, kradnie, szanuje") budują swoich bohaterów na schematach.
Filip to wrażliwiec o melancholijnym spojrzeniu, które skrywa pod długimi włosami. Jest cichy, nieśmiały, a w relacjach z innymi często daje się zdominować. Bartek jest jego dosłownym przeciwieństwem - łysy, łatwo wpadający w gniew, niemający problemu w kontaktach z rówieśnikami. Kocha młodszego brata i stara się mu zastąpić ojca, przekazując mądrości życiowe lub ucząc jeździć autem.
Jednocześnie gnoi go przy różnych okazjach oraz ogranicza, uniemożliwiając zawieranie nowych znajomości. Gdy są razem, nie wiadomo czy przytuli młodszego, czy nagle nie uderzy go z całej siły w ramię.
Rozłożona między braterską miłością i sadomasochizmem relacja Filipa i Barta stanowi główną oś filmu. Niestety, przez większość czasu nie jest ukazywana wiarygodnie. Schematyczność bohaterów przeszkadza, a dialogi - zaskakująco nienaturalne - nie pomagają. Nie przekonują także postaci drugoplanowe, w szczególności Klaudia, dziewczyna Bartka, która zdaje się (ze wzajemnością) podobać Filipowi. Wydaje się ona najbardziej karykaturalna ze wszystkich osób dramatu - przy czym jest to jedynie "zasługa" scenariusza, a nie wcielającej się w nią i debiutującej na dużym ekranie Marty Stalmierskiej.
"Braty" wypadają najlepiej w momentach, gdy bohaterowie oddają się swojej codzienności - jeżdżą na desce, chodzą na imprezy lub zabijają czas. Filipowiczowi udaje się złapać ducha tych czynności bez zbędnego efekciarstwa lub ich demonizowania - jak mają w zwyczaju czynić rodzimi twórcy.
W tych momentach reżyser skręca w kierunku "Najlepszych lat", wspaniałego debiutu reżyserskiego Jonah Hilla, także traktującego o trudnej relacji braterskiej i miłości do deskorolki. Owe sceny mają udzielający się widowni nostalgiczny rytm, który (niestety) po pewnym czasie jest przerywany przez sceny dialogowe.
Wydaje się, że gdyby reżyser, zamiast na historii tytułowych "bratów", zdecydował się na portret jednego dnia grupki nastoletnich znajomych, efekt byłby o wiele lepszy. Tym bardziej że w finale twórcy zagrywają kartą sensacyjną (widać bez niej się nie da), która ma podnieść stawkę i zaognić konflikt. Wypada jednak sztucznie i wydaje się niepotrzebna. Po co dramatyzować - czasem lepiej pobujać się z ziomkami.
5/10
"Braty", reż. Marcin Filipowicz, Polska 2022, dystrybutor: Studio Munka, premiera kinowa: 21 kwietnia 2023 roku.