"Blue Moon": Pracują razem od trzydziestu lat. Ich nowy film zachwycił widzów

Richard Linklater i Ethan Hawke /Greg Doherty /Getty Images

Przed jedenastu laty Richard Linklater, za sprawą pokazywanego na festiwalu w Berlinie "Boyhood", zapewnił mi jedno z najpiękniejszych filmowych doświadczeń w życiu. Kultowy amerykański reżyser wraca do niemieckiej stolicy ze swoim nowym, znacznie skromniejszym projektem. Niewykluczone jednak, że Srebrnego Niedźwiedzia sprzed laty zamieni w tym roku na statuetkę z najcenniejszego kruszcu, bo o "Blue Moon" mówi się jako o jednym z głównych faworytów do końcowego triumfu podczas 75. edycji Berlinale.

"Blue Moon": Kim był Lorenz Hart?

Nowa produkcja Richarda Linklatera, od "Boyhood", ma jednak znacznie więcej wspólnego ze zrealizowanym przez niego w 2008 roku - kameralnym "Ja i Orson Welles". Wtedy bohaterem filmu, na co wskazuje sam tytuł, był reżyser jednego z najważniejszych dzieł w historii kinematografii, czyli "Obywatela Kane’a". Tutaj, w podobnym kluczu, reżyser bierze pod lupę inną ciekawą, choć nieco zapomnianą, postać z kręgu amerykańskiej kultury, jaką jest Lorenz Hart. To autor tekstów do kilku szlagierów, takich jak: "My Funny Valentine", "The Lady Is a Trump" czy tytułowy "Blue Moon". Największe uznanie przyniosła mu wieloletnia współpraca z Richardem Rodgersem, wraz z którym stworzył muzykę do dwudziestu sześciu broadwayowskich musicali oraz kilku filmów. Później Hart poszedł w tym duecie w odstawkę i o konsekwencjach tych wydarzeń w swoim filmie opowiada właśnie Linklater. 

Reklama

"Blue Moon" rozpoczyna się od dwóch, niemal wykluczających się cytatów, które opisują Harta, a jednocześnie dużo mówią o tonacji całego filmu. Pierwszy z nich to słowa tekściarza Oscara Hammersteina, przekonującego że nasz bohater zawsze był z gatunku tych uważnych, energicznych i bardzo zabawnych. Drugi z kolei należy do legendy scen kabaretowych Mabel Marcer, według której Hart to najsmutniejszy człowiek, jakiego kiedykolwiek miała okazję poznać. I właśnie między tymi dwoma stanami rysuje nam się portret mężczyzny, ćmy barowej przesiadującej w znanej nowojorskiej restauracji Sardi’s, gdzie rozgrywa się niemal cała fabuła "Blue Moon". Czas akcji nie jest też przypadkowy, bowiem przypada na dzień premiery głośnego musicalu "Oklahoma!", który był owocem współpracy Rodgersa z... Hammesteinem. I to właśnie Sardi's ma być miejscem wieczornego koktajlu i opijania triumfu.

"Blue Moon": Mistrzowskie dialogi i filmowe cytaty

Hart, nie licząc barmana (w tej roli Bobby Cannavale), pojawia się na tej imprezie jako pierwszy i to dużo przed czasem. I zaczyna się to, co jest w tym filmie zdecydowanie najlepsze. Rozmowa. Niemal ze wszystkimi, którzy w trakcie dnia odwiedzają lokal. Od pięknej i utalentowanej Elizabeth Weiland (Margaret Qualley), przez chłopca na posyłki, po "niewdzięcznego" Rodgersa (Andrew Scott). Konwersacja chwilami żartobliwa, kiedy indziej nieco złośliwa, a momentami przepełniona frustracją i żalem. Linklater, przy wydatnym wsparciu scenarzysty Roberta Kaplowa, po raz kolejny udowodnił, że jest absolutnym mistrzem słowa. O takim filmie jak "Blue Moon" łatwo można by powiedzieć, że jest przegadany czy zbyt teatralny. Ale nie tym razem. Precyzja językowych potyczek prowadzonych przez wcielającego się w rolę Harta Ethana Hawka daje widzom mnóstwo satysfakcji, a najwięcej pewnie fanom "Casablanki", bo kwestie z filmu Michaela Curtiza powracają tu na zasadzie leitmotivu. Zresztą kinomani znajdą w fabule "Blue Moon" jeszcze kilka "prezentów", jak chociażby to, że jednym z gości bankietu jest młody George Roy Hill, reżyser późniejszych klasyków, takich jak "Butch Cassidy i Sundance Kid" czy "Żądło".

"Blue Moon" to rozciągnięta na trzy dekady ósma współpraca Linklatera z Hawkiem. Od roli młodego zakochanego chłopaka we wspaniałym "Przed wschodem słońca" z połowy lat 90., po postać powoli łysiejącego mężczyzny, solidnie doświadczonego przez życie w "Blue Moon". Ta oparta na wzajemnym zaufaniu relacja pomiędzy reżyserem a aktorem przypomina mi trochę fabułę wspomnianego na początku "Boyhood". Linklater i Hawke razem stawiali pierwsze kroki w filmowym światku, razem artystycznie dojrzewali, wreszcie razem powoli zaczynają się starzeć. Oby tylko nie za szybko.

8/10

"Blue Moon", reż. Richard Linklater, USA 2025.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy