Szczęśliwy tytuł. Pamiętam wspaniały film Mike'a Nicholsa "Bliżej", arcydzielne "Jak daleko stąd, jak blisko" Konwickiego, "Tak daleko, tak blisko" Wendersa. Teraz mamy "Blisko", obraz Lukasa Dhonta, jedno z największych spełnień ostatniego festiwalu w Cannes, produkcja mająca w tym roku szansę na Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy, gdzie ma szansę pokonać polskie "IO".
Rzadkie poczucie pełni. Filmu na tyle skończonego, że wcale nie przeszkadza to, co mogłoby przeszkadzać w innych przypadkach, że za prosto to idzie, że już było, widzieliśmy wcześniej. Może i widzieliśmy, wszystko w końcu widzieliśmy, ale jeżeli kino bywa jeszcze wielkie, to chyba wtedy tylko, kiedy pozwala "wszystkiemu" poczuć się po raz pierwszy.
Oglądamy pocztówkę, ktoś ją napisał lata temu, wysłał, zaadresował, nakleił znaczek. Zaplątała się w szufladzie, zakurzyła, wyciągnięta po latach sprawia wrażenie obcości, wycinek z cudzego życia, wczytując się w litery, w obrazek jakichś Mazur albo Paryża, widzimy dopiero, że to wcale nie była egzotyka. To nasza pocztówka i nasze życie. To my ją pisaliśmy, wysłaliśmy, dostaliśmy. To, co dalekie, staje się bliskie. Blisko.
O tym mówi film Dhonta. Film współczesny, aktualny, dotyczący palących problemów emocjonalnej naddojrzałości połączonej z niedojrzałością dzieciaków, a zarazem film wysłany do nas, do widzów, już dawno temu, z naklejonym znaczkiem, z obcym widoczkiem. A ten widoczek jest przecież bliski. Zbyt znajomy. Nie mieliśmy siły się do tego przyznać. Teraz już się nie da inaczej, teraz już trzeba. Klamka zapadła. "Blisko".
Oglądając film Dhonta, myślałem o zapomnianych filmach Janusza Nasfetera. Napiszę to uczciwie, gdyby Nasfeter miał więcej talentu, mógłby kręcić takie filmy. Bo temat, wielki temat Nasfetera, twórcy "Abla, mojego brata" i "Królowej pszczół", jest zbieżny z wielkim tematem Lucasa Dhonta, autora "Blisko", a wcześniej "Girl".
Dzieciństwo raz jeszcze, i nastoletnia gra w dziecinność przecinana grą w dorosłość. Tam faul, tam skos, tam walkower, ale - używając nadal sportowej terminologii - gol bardzo rzadko.
W kinie Janusza Nasfetera śliczne dziewczynki wiodły na pokuszenie kosmatych chłopców, a ci chłopcy okazywali się zwycięzcami, a te dziewczynki przegranymi, u Nasfetera nadwrażliwcy wcale nie dostawali w nagrodę happy endu, ci nadwrażliwcy umierali.
W kinie Dhonta, w "Blisko", dwóch chłopców nic jeszcze nie wie na pewno, ale bardzo mocno czuje. Trzynaście lat to jest wiek czucia, nie rozumu, nie dedukcji, a czucia. I oni czują. Wiedzą, że są blisko, najbliżej jak się da. Czują. A jeden chłopiec wyczuwa drugiego. I, znajdując wsparcie u rodziców, bliskich, wiedzą też, że świat nie musi ich "czucia" wystawiać na pośmiewisko, złośliwe komentarze. To może się udać. Nie potrafią tego nazwać, nie wiedzą, co się dzieje, i nie ma sensu określać tej relacji wprost. Trzynastoletnia mgła jest mgłą właśnie. W filmach Janusza Nasfetera, to świat byłby zły, i ludzie, w "Blisko" świat jest tylko częścią mechanizmu, w którym czysta karta, całkiem mały, a następnie młody człowiek, nasiąka prawdą i kłamstwem, uczy się, czy raczej przyswaja kompleksy, afekty i defekty tego mechanizmu. Konkurencyjność, zazdrość, niechęć rówieśników, którym nie podoba się wcale, że jeden chłopiec wyróżnia drugiego, że ten drugi, jeszcze wrażliwszy, nie jest w stanie żyć bez pierwszego. Że obaj nie potrafią żyć bez siebie.
Lata temu, przygotowując się do jakiejś publikacji, natknąłem się w bibliotece na Rajskiej w Krakowie (dlaczego pamiętamy takie rzeczy?) na wywiad z Wojciechem Marczewskim, który po nakręceniu "Dreszczy", na pytanie dziennikarza, dlaczego na medium swojego kina wybrał dziecko, odpowiedział: "Bo tam mnie ciągnie, ciągnie mnie do świata, w którym dzieciom drżą ręce - ze strachu, z zimna i z uczucia". Zapamiętałem to przeczytane wiele lat temu zdanie. I przypomina mi się, kiedy chce. To jest zdanie pasujące również do "Blisko" Lukasa Dhonta.
Léo i Rémi: drżą im ręce, drżą serca. Wybrani przez reżysera chłopcy, Eden Dambrine i Gustav De Waele, grają tak naturalnie, że wydaje się, chociaż wiemy, że nie jest to prawda, że to samo życie, podpatrzone, sfotografowane, przepisane na film, a nie zagrane. Coś się tam wydarza, coś się przydarza. Léo i Rémiemu drżą ręce, drżą serca, ale natura tego nie zauważa. Natura jest fotogeniczna (zdjęcia Franka van den Eedena), może nawet trochę zbyt fotogeniczna, zbyt malownicza jak na moje oczekiwania, ale rozumiem intencje reżysera. Im piękniej, tym drastyczniej. Im mocniej wyostrza się zewnętrze, tym subtelniej widać wnętrze. Rodzice Léo prowadzą hodowlę kwiatów. I to jest również w filmie ważne, ma znaczenie. Kwiaty, wciąż piękne, nie są traktowane jako obiekt admiracji czy kultu, podarek urodzinowy albo przymilacz jesienny, tylko hurtowo, produkcyjnie. To się przekłada w typologię znaczeniową. Dwóch chłopców, drżące serca, jakieś uczucie, nienazwane, bo co tutaj nazywać, to są właśnie pojedyncze kwiaty, skazane na hodowlę.
Lato jest bezpieczne, lato jest beztroskie, marzymy o takim lecie, zanurzonym w latach, w minionych latach i Dhont tamte lata nam wyświetla, pokazuje. Słońce, igraszki, zabawy, dokazywanie, bieganina, uśmiechy, śpiew, gry zręcznościowe, pocałunki ukradkiem. Dhont idealizuje tę przestrzeń, w jego filmie social media, gry, nie zdominowały - jeszcze, jeszcze - życia dzieciaków. Liczą się spojrzenia, rozmowy, dotyk i czułość.
Jesień znamionuje nieszczęście. Chryzantemy wymieniają tulipany. Natura zderza się z kulturowym dogmatem. Szkoła to tylko szkoła, dzieci to tylko dzieci, rówieśnicy chłopców są różni. Zarówno akceptujący albo ignorujący dwóch uzależnionych od siebie kolegów, są i złośliwi, krnąbrni, zazdrośni. Stają im na drodze, zaczynają szeptać, dokuczać. Znamy ten motyw doskonale z kina, wielu z nas także z autopsji. Słabszy za wszelką cenę stara się udowodnić siłę. Taka siła to również przemoc, agresja i opresja.
Léo nie wytrzymuje tego, chowa się, ucieka. Nie rozumie, dlaczego ma się wstydzić przyjaźni, ale zaczyna się wstydzić. Zaczyna wstydzić się siebie. Nie jest taki jak inni, a chciałby się uładnić, uśrednić, szantażuje własną wrażliwość. Stara się zostać sportowcem, wpaść w łaski oprawców, niszczy wspomnienie o Rémim. Niszczy, ale nigdy tego wspomnienia nie uda mu się unicestwić. Zostanie z tym brzemieniem. Poraniony i chory. A ich kwiaty zwiędną.
9/10
"Blisko" (Close), reż. Lukas Dhont, Holandia, Francja, Belgia 2022, dystrybutor: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty, premiera kinowa: 17 lutego 2023 roku.