Bezwstydnik
"Do Czech razy sztuka", reż. Jan Hřebejk, Czechy 2009, ITI Cinema, premiera kinowa 18 września 2009 roku.
Zaiste, do trzech razy sztuka. Po ''Niedźwiadku'' dawałem mu ciągle szanse, ale teraz już nie mam wątpliwości. Jeszcze jeden zły film, a przestanę wierzyć w talent Jana Hřebejka.
Bezwstydnik. Takie jest prawidłowe tłumaczenie tego tytułu. Česky ''nestyda'' znamená polský ''bezwstydnik''. Jednak nasz dystrybutor, licząc zapewne na przyciągnięcie do kin większej liczby gawiedzi zrobił z tego strasznie niezgrabne ''Do Czech razy sztuka''. Powinien się wstydzić. Ponieważ jestem miłośnikiem czeskiej sztuki filmowej, cenię sobie dzieła Jana Hřebejka i bawią mnie komediowe występy Jiříego Macháčka, na tym chciałbym zakończyć utyskiwania na nowy owoc pracy twórcy ''Pod jednym dachem''. Niestety, żurnalistyczna etyka każe mi zrobić wszystko, żeby czytelnik po przeczytaniu poniższego tekstu omijał kino szerokim łukiem.
Jest rzeczą przykrą patrzeć, jak Jan Hřebejk z jednego z najbardziej interesujących czeskich reżyserów młodego pokolenia przeistacza się w środkowoeuropejskiego Takashiego Miike. Żeby jeszcze porównanie tyczyło się stylistyki - proszę bardzo! Z niekłamaną przyjemnością zobaczyłbym rzeźnie urządzane przez, powiedzmy, praskiego Jiříego The Killera. Zarzut jednak odnosi się nie do charakterystycznego dla japońskiego twórcy stylu, ale formuły pracy, jaką ten sobie przyjął.
Na nowy obraz Hřebejka zwykło się czekać rok, dwa lata, czasem dłużej. Tymczasem ''Nestyda'' jest trzecim firmowanym przez niego tytułem, który powstaje w niewiele ponad rocznym odstępie. Odbija się to, oczywiście, na jakości tych robionych w stachanowskim pośpiechu produktów.
Hřebejk wyspecjalizował się w polifonicznych opowieściach z dużą ilością pierwszoplanowych postaci, które dobrze portretowały społeczeństwo naszych sąsiadów w określonym momencie historycznym. Tak skonstruowane ''Pod jednym dachem'' i ''Musimy sobie pomagać'' uchodzą za najlepsze filmy twórcy. Wiele straciły dzieła autora ''Pupendo'', kiedy z czasów ponurej komuny przeniósł swoich bohaterów do współczesnej, kapitalistycznej ery. Już ''Niedźwiadek'' (polska premiera: maj 2008) był sygnałem poważnego kryzysu. Tam jednak polifoniczna konstrukcja trochę ratowała film; miast jednego, dobrze napisanego wątku, mieliśmy kilka mocno średnich.
W ''Nestydzie'' reżyser przez 80 minut z okładem próbuje nas zainteresować pojedynczym bohaterem. Bezskutecznie. Niezwykle sympatyczny Jiři Macháček wciela się tutaj w czterdziestoparoletniego prezentera pogody. Wyrzucony przez żonę z domu za zdradę sypia to z seksownymi nianiami o nastoletnich ciałach, to ze starszymi o 20 lat gwiazdami czeskiej estrady. Patrząc na misiowatą fizjonomię Macháčka i na jego coraz okazalszy brzuch ani przez chwilę nie chce mi się wierzyć w jego miłosne podboje.
''Nestyda'' to pierwszy od dziesięciu lat film Hřebejka zrealizowany bez pomocy scenarzysty Petra Jarchovskiego. Wraz z Jarchovskim ulotniła się esencja czeskiego humoru a inteligentne i skrzące się niegdyś dowcipem dialogi zastąpiły jałowe rozmowy o zdechłych żółwiach i wydepilowanych łonach. W miejsce stałego pomocnika do współpracy nad tekstem reżyser zaprosił odtwórcę głównej roli, Macháčka i najpopularniejszego czeskiego pisarza ostatniej dekady, Michala Viewegha, którego książka ''Povídky o manželství a o sexu'' posłużyła za kanwę scenariusza.
Podobno w Czechach Viewegh jest czytywany głównie przez kobiety. Tylko, skoro Hřebejk chciał opowiedzieć historię starzejącego się Don Juana, miast sięgać po gładziutki i grzeczny tekst autora ''Powieści dla kobiet'' powinien pochylić się na przykład nad którąś z książek Charlesa Bukowskiego, którego duch unosi się nad ''Opowieściami o zwyczajnym szaleństwie" Petra Zelenki. Może wtedy widz po wyjściu z kina nie ziewałby z nudów, tylko poszedł do pobliskiej knajpy i z przyjemnością wychylił kielicha, jak robi to bohater filmu. A pić przy Vieweghu to jak podniecić się na widok zakonnicy.
3/10