Bez kaca, bez Vegas
"Druhny", reż. Paul Feig, USA 2011, dystrybutor UIP, premiera kinowa 29 lipca 2011 roku.
Niedawno za sprawą dwóch filmów z serii "Kac Vegas" panie mogły się przekonać, do jakich ekscesów dochodzi podczas wieczorów kawalerskich, teraz dzięki "Druhnom" podobną szansę dostają mężczyźni.
Judd Apatow jest ojcem chrzestnym kumpelskich komedii. To on wyprodukował takie filmy, jak: "40-letni prawiczek", "Supersamiec" czy "Boski chillout". Po tytułach wspomnianych obrazów szybko można się zorientować, do jakiej publiczności reżyser "Wpadki" kieruje przede wszystkim swoje produkcje. I ta sama zasada zostaje zachowana także w wypadku jego nowego przedsięwzięcia.
Ciekawe, że kumpelska komedia, która już z samej nazwy jest zarezerwowana dla mężczyzn, sprawdza się doskonale przy zachowaniu tej samej konstrukcji, a jedynie zmianie płci głównych jej bohaterów. Identycznie więc, jak ma to miejsce, gdy to panowie dominują na ekranie, śledzimy losy niedojrzałej (choć zaawansowanej już wiekiem) jednostki, która dzięki przyjacielskim interakcjom dorasta i pojmuje, co jest w życiu ważne.
Główną bohaterką "Druhen" jest Annie (Kristen Wiig), której najlepsza przyjaciółka, Lilian (Maya Rudolph), właśnie się zaręczyła. Jako honorowa druhna Annie musi się więc rzucić w wir ślubnych przygotowań, i to nawet pomimo faktu, że sama ma właśnie niezbyt dobry czas w życiu (straciła własny interes, ma niezbyt atrakcyjną pracę, związana jest z wykorzystującym ją mężczyzną, itd.).
Przy okazji przygotowań do wieczoru panieńskiego, kupna niezbędnych atrybutów i przyrządzania samego przyjęcia, Annie poznaje pozostałe druhny, w tym Helen (Rose Byrne), perfekcyjnie przygotowaną do wypełniania obowiązków i realizowania zadań, należących do najlepszej przyjaciółki panny młodej.
Dzielnie stawiając czoła serii kolejnych katastrof, Annie powoli zdaje sobie sprawę, że tylko z pomocą nowych osób, które wkroczyły w jej życie, w tym przypadkiem poznanego policjanta (Chris O'Dowd), może odmienić swoje życie.
"Druhny" to naprawdę niezła komedia, idealna zwłaszcza na lato, kiedy to kwitnie weselny biznes. Na seansie obrazu Paula Feiga będzie więc można z jednej strony zobaczyć - jak to się robi w Ameryce, z drugiej, powspominać własne przeżycia z tym tematem związane.
Tym bardziej, że punkt wyjścia do fabularnej intrygi jest niezwykle klasyczny i mógłby się zdarzyć pod każdą szerokością geograficzną. Jej centralną postacią jest lekko już naruszona zębem czasu kobieta, której w życiu nic nie wychodzi, a jej jedynym pocieszeniem zdaje się fakt, że inni, w tym jej przyjaciółka, wcale nie mają lepiej. Moment pojawienia się pierścionka na palce koleżanki i perspektywa jej ślubu, są więc powodem do zadowolenia, ale też (i może przede wszystkim) zazdrości.
Tę kliszę gatunkową - "Druhny" to w gruncie rzeczy komedia romantyczna - udaje się jednak wykorzystać w dosyć nietypowy, jak na tego typu filmy sposób. Dzięki temu widz obrazu Feiga nie jest zirytowany, że po raz kolejny serwuje się mu to samo, ale wręcz zadowolony, bo rzadko można obserwować jedynie kobiety w obrazie pełnym inteligentnych żartów, subtelnych ripost, ale też wulgarnych sytuacji, z których wylewa się (przepraszam za sformułowanie) fekalny humor.
Olbrzymia w tym zasługa m.in. doskonale dobranej obsady. Znakomite są Wiig i Byrne jako konkurujące o względy panny młodej druhny, świetny (znany przede wszystkim z serialu "Mad Men") Jon Hamm w roli niezbyt subtelnego playboya, a już absolutnie rewelacyjna moja ulubienica, cudownie opasła Melissa McCarthy, która kradnie każdą scenę, w jakiej się pojawia.
Film Feiga nie jest żeńskim odpowiednikiem "Kac Vegas", do którego się go porównuje. Nie ten rodzaj narracji, fabularnych rozwiązań, aktorstwa. Ale akurat jeśli o mnie chodzi, jest to komplement, bo produkcja Todda Phillipsa mi się nie podobała, a na "Druhnach" bawiłem się naprawdę nieźle.
6,5/10
Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!