"Barbie": Różowa lekcja feminizmu. Greta Gerwig nie bierze jeńców [recenzja]

Margot Robbie w filmie "Barbie" /materiały prasowe

Barbie przeżywająca egzystencjalny kryzys, rozmyślająca o śmierci, walcząca ze stereotypami, a co najważniejsze - lejąca prosto w twarz patriarchat. Na żywca, bez znieczulenia. Opowiadając o jednej z najlepiej sprzedających się zabawek w historii i prawdziwej ikonie popkultury, jaką z czasem stała się wyprodukowana przez firmę Mattel pod koniec lat 50. lalka, amerykańska reżyserka Greta Gerwig nie bierze jeńców. Będzie zatem nie tylko pomysłowo i zabawnie, ale też bardzo, ale to bardzo sarkastycznie.

Barbie lejąca prosto w twarz patriarchat

Wydawało mi się, że zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo wyczekiwana jest to premiera. Nie dało się nie dostrzec ogromnego poruszenia, jakie panowało w mediach (zwłaszcza społecznościowych), za każdym razem, gdy tylko ujawniany był kolejny szczegół produkcji. Czy to kadr, na którym widać było, wcielających się w główne role Margot Robbie oraz Ryana Goslinga w fantazyjnych strojach i żółtych, fluorescencyjnych rolkach, o trailerze nawet nie wspominając. Jednak, gdy na zorganizowany dla dziennikarzy pokaz spora część koleżanek po fachu przyszła ubrana w... różowe sukienki, zdałem sobie sprawę, że jednak kompletnie nie miałem o tym pojęcia.

Reklama

To zresztą chyba jeden z głównych tematów filmu Grety Gerwig, do którego scenariusz napisała razem ze swoim partnerem Noahem Baumbachem. Co samo w sobie, patrząc na fabułę "Barbie". może być interesujące, zwłaszcza kiedy ma się w pamięci jak prasa rozpisywała się o ich oscarowej rywalizacji z 2020 roku (o Oscara walczyły wtedy "Małe kobietki" Gerwig i "Historia małżeńska" Baumbacha). Amerykańska reżyserka opowiada właśnie o tym braku pojęcia, zrozumienia, systemowej nierównowadze, które od wieków sprowadzały się zwykle do jednego hasła: "Mężczyźni rządzą światem".

Z pozoru jednak, nie w rzeczywistości tytułowej bohaterki, przynajmniej tej, która kryje się pod nazwą Barbie Land, bije po oczach wszechobecnym różem i ocieka brokatem. Bo obok stereotypowej Barbie (zdecydowanie niestereotypowa Margot Robbie!) mieszkają tam m.in. Barbie-prezydentka, Barbie-członkinie sądu najwyższego, Barbie-laureatka Nagrody Nobla. Wszystkie piękne, idealne, wymuskane. Może poza tą, która zaszła w ciążę, ale ona szybko została wycofana ze sprzedaży, więc tak jakby jej nie było. Rolą analogicznej liczby Kenów, pod wodzą Goslinga, przynajmniej do czasu kiedy odkryją patriarchat, jest jedynie leżeć, prężyć muskuły i pachnieć.

"Barbie": Jak toksyczne i szkodliwe bywa dążenie do perfekcji

Tylko co, jeżeli na tej idealnej powierzchni pojawi się rysa? Czy to w formie celulitu na udach, zepsutego mleka do kawy czy myślach o śmierci, jakie niespodziewanie pojawiają się pewnego ranka. Zawiązanie akcji filmu Gerwig jest w istocie refleksją o tym jak toksyczne i szkodliwe bywa dążenie do perfekcji. Do czego zresztą decydenci z Mattela na przestrzeni kolejnych lat wyraźnie się przysłużyli, definiując dla małych dziewczynek kanon piękna. I za to, dostają w filmie solidny prztyczek w nos. 

Panika jaka ogarnia filmową bohaterkę zaprowadzi ją do prawdziwego świata i konfrontacji ze swoją dawną właścicielką. Choć to też znamienne, że ów "prawdziwym światem" jest akurat Los Angeles, postrzegane przecież jako prawdziwe siedlisko próżności i snobizmu. Muszę przyznać, że zaimponowało mi to w jak bezkompromisowy sposób Greta Gerwig podeszła do obranego przez siebie tematu. Reżyserka "Lady Bird" (2017) nie miała łatwego zadania, bo na tak odważne pogrywanie sobie ze "świętościami" pewnie mało kto by sobie pozwolił. Widać jednak, że na niej nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.

Kruszenie kolejnych murów to nie tylko artystyczna misja, ale ewidentnie też świetna zabawa. I to na wielu płaszczyznach. Począwszy od wprowadzenia postaci komentującej ekranowe wydarzenia narratorki (Helen Mirren), przez efektowną scenę parodii "2001: Odysei kosmicznej" (1968) Stanleya Kubricka, numery musicalowe (w końcu przydały się taneczne umiejętności Ryana Goslinga) po mnóstwo równie zabawnych, co złośliwych żartów.

"Barbie" to nie tylko aktorski popis, film szalenie efektowny od strony scenograficznej, kostiumograficznej czy charakteryzatorskiej, ale dla mnie to też świetna mieszanka ironii i istotnego przesłania. Mężczyźni wyczuleni na punkcie własnego ego pewnie nie będą się zbyt dobrze bawić. Wszyscy inni, na tej różowej lekcji feminizmu - z pewnością już tak.

8/10

"Barbie", reż. Greta Gerwig, USA 2023, dystrybutor: Warner, premiera kinowa: 21 lipca 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Barbie (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy