"Assassination Nation" [recenzja]: Przekleństwa transparencji

Seks i przemoc? "Assassination Nation" to film dla osób pełnoletnich /UIP /materiały prasowe

Dzieciaki nie są w porządku, dorośli zresztą też nie. Sielskie amerykańskie miasteczko zostało opanowane przez histerię, gniew i żądzę mordu. W twórczości Davida Lyncha ciemne siły działają dyskretnie za fasadą białych parkanów i zielonych żywopłotów, w "Assassination Nation" Sama Levinsona zbrodnia bezwstydnie panoszy się na ulicach. Niewiele trzeba było, żeby rozpętać to piekło. Zaledwie kilka kliknięć.

Od początku: tajemniczy haker zaczyna upubliczniać zawartości telefonów kolejnych osób, najpierw homofobicznego polityka, potem poczciwego dyrektora szkoły, a jeszcze potem, cóż, połowy mieszkańców miasta. Gówno trafia w wentylator. Kompromitujące zdjęcia, zdradzieckie wiadomości. Witajcie w erze kompletnej transparencji - nikt nie jest święty i nikt nie jest bezpieczny.

W pierwszym odruchu ludzie rzucają się sobie do gardeł, ale z czasem ich wściekłość ulega skonsolidowaniu. Sąsiedzkie bojówki ruszają na poszukiwanie hakera, aby ukarać go za chaos, niesmak i wyrzuty sumienia, zrobić z niego kozła ofiarnego. Swoją drogą, miasteczko, w którym rozgrywa się akcja, nazywa się Salem.

Reklama

Jedną z ofiar tego bałaganu staje się Lily (Odessa Young), dziewczyna, która jest równocześnie typową i nietypową nastolatką: paraduje w obscenicznych szortach i chadza na imprezy ze swoimi psiapsiółkami, ale pozostaje przy tym nad wyraz inteligentna, widzi i wie więcej niż inni. Lily jest protagonistką i narratorką filmu - rozwojowi fabuły towarzyszą jej komentarze z offu, zazwyczaj wymierzone we współczesną kulturę, bezpośrednie i dosadne, brzmiące jak próbki facebookowej lub twitterowej publicystyki.

"Assassination Nation" jest satyrą w duchu Chucka Palahniuka: agresywną, zamaszystą i niewyrafinowaną. Levinson wali z bazooki w hipokryzję, głupotę i podłość, a do tego w Internet, który stanowi paliwo dla wszystkiego tego, co w ludziach małe i złe. Ten brak jakiejkolwiek subtelności mógłby być wadą, ale nie jest - znakomicie współgra z konwencją filmu, przypominającego koszmar nastolatki, która zasnęła ze smartfonem pod głową.

Teledyskowe wstawki i brudne amatorskie nagrania. Powidoki produkcji klasy B, które można do woli oglądać w serwisach streamingowych. Epizodyczność i efekciarstwo. W swojej ostentacyjnie nowoczesnej kalejdoskopowości film Levinsona przypomina "Spring Breakers" Harmony'ego Korine'a, ale jest mniej transowy, a bardziej konwulsyjny. Wibruje od energii, która jest w tym samym stopniu niezdrowa, co zaraźliwa.

7,5/10

"Assassination Nation", reż. Sam Levinson, USA 2018, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 23 listopada 2018 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy