Keanu Reeves w "Aniele Stróżu" odsłania swoją zupełnie inną twarz. Zamiast pistoletu ma skrzydła, a w miejsce zemsty oferuje empatię. I choć bywa odrobinę naiwny, ma w sobie tyle ciepła, że trudno się nie uśmiechnąć.
Kto z nas nie miał w życiu chwil zwątpienia, pomstując na los rzucający kłody pod nogi? Arj (Aziz Ansari) jest indyjskim emigrantem, który próbuje funkcjonować w realiach amerykańskiej gig economy. Marzył o byciu twórcą filmów dokumentalnych, jednak rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Jego codzienność to walka o przetrwanie, na którą składa się praca w markecie budowlanym i szereg dodatkowych niskopłatnych zleceń łapanych za pomocą aplikacji - od dowożenia jedzenia, przez stanie za kogoś w kolejce, po rożnego rodzaju naprawy i drobne usługi.
W chwili głębokiego kryzysu Arjowi z pomocą przychodzi... tytułowy Anioł Stróż. Gabriel (Keanu Reeves) jest obdarzonym niewielkich rozmiarów skrzydłami aniołem niższej rangi, którego zadaniem jest pilnowanie, by ludzie nie zginęli pisząc SMS-y w trakcie jazdy. Jego ambicje sięgają jednak dużo dalej, stąd próba odmienienia losu Arja, która ma odciągnąć go od autodestrukcyjnych myśli. Niestety anielska interwencja wywoła lawinę kłopotów, z których niełatwo będzie się im obu wykaraskać.
Wcielający się w główną rolę, a zarazem debiutujący jako reżyser, Aziz Ansari od kilku lat robi zawrotną karierę jako komik i stand-uper. Na koncie ma m.in. świetnie przyjęty serial "Specjalista od niczego", statuetkę Złotego Globu i dwie Nagrody Emmy. Jako urodzony w USA Hindus doskonale zna realia pracy tymczasowej, które są dziś codziennością wielu, nie tylko należących do mniejszości etnicznych, Amerykanów.
Jego "Anioł Stróż" to zgrabna satyra na społeczne rozwarstwienie, doprawiona interwencją sił nadprzyrodzonych. W zmaganiach z codziennością Ansariemu i Reevesowi na ekranie partnerują Seth Rogen (w roli dość poczciwego właściciela dużej firmy technologicznej) oraz Keke Palmer (jako liderka związków zawodowych). Jednak to właśnie postać Anioła, który odkrywa, jak wygląda i smakuje zwyczajne życie, absolutnie kradnie film.
Duża w tym zasługa Keanu Reevesa, który, choć swoją aktorską karierę zaczynał od kultowej komedii "Wspaniała przygoda Billa i Teda" Stephena Hereka, bywał dotąd raczej Adwokatem Diabła i kojarzy się przede wszystkim z ikonicznymi rolami kina akcji - od Jacka Travena w "Speed. Niebezpiecznej prędkości" przez Neo w "Matriksie", po kolejne odsłony serii o Johnie Wicku. Jego Gabriel, w przeciwieństwie do swojego biblijnego odpowiednika, nie jest tu najwyższej rangi bożym posłańcem, lecz postacią zbliżoną do swoich ludzkich podopiecznych. Popełniającą błędy, miewającą wątpliwości i rozterki.
Czuć tu dalekie echa kultowego "Nieba nad Berlinem" Wima Wendersa, choć nastrojem filmowi Ansariego zdecydowanie bliżej do amerykańskiego remake'u czyli "Miasta Aniołów" Brada Silberlinga z Nicolasem Cage'em oraz "Michaela" Nory Ephron, w którym skrzydłami i niebiańskim usposobieniem obdarzony został John Travolta.
Przede wszystkim jednak "Anioł Stróż" to współczesna wariacja na temat nominowanego do Oscarów w 1947 roku "Tego wspaniałego życia" Franka Capry, w którym Anioł pomaga stanąć na nogi załamanemu mężczyźnie granemu przez Jamesa Stewarta. Podobnie, jak odległa o dekady twórczość Capry, film Ansariego odrobinę grzeszy idealizmem i naiwnością, zarazem jednak doskonale spełnia swoją rolę jako współczesny feel good movie, zostawiając nas po seansie z uśmiechem, ale i odrobiną refleksji.
7/10
"Anioł Stróż" (Good Fortune), reż. Aziz Ansari, USA 2025, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 31 października 2025 roku.