Afryka na scenie
"Czarna Wenus", reż. Abdellatif Kechiche, Francja, Włochy, Belgia 2010, dystrybutor: Against Gravity, premiera kinowa: 2 września 2011
Początek XIX wieku, Londyn. Jedną z największych atrakcji i ulicznych dziwów, obok kobiety z brodą i mężczyzny rozrywającego łańcuchy gołymi rękami, była ciemnoskóra Saartjie Bartman, nazywana Hottentot Venus. Przybyła z Przylądka Dobrej Nadziei, z Cape Town, gdzie w wyniku wojen kolonialnych straciła rodziców. Wyjazd do Europy z "białym" Cezarem miał być jedynie wstępnym etapem na nowej drodze życia.
Saartije, potem Sara, planowała zarobić pieniądze jako uliczna aktorka i tancerka, a następnie natychmiast wracać do Afryki. W konsekwencji stała się jedną z największych "atrakcji" londyńskiej ulicy i paryskich salonów. Jej występy przypominały pokazy "dzikiego zwierzęcia" w klatce, które zostało udomowione przez "białego" człowieka. Film Kechiche'a rzuca widzom wyzwanie, prowokuje do zmierzenia się z biografią symbolu nowoczesnego uciemiężenia Afrykańczyków, których - ironicznie rzecz ujmując - z przyzwyczajenia traktowano jak dzikie bestie.
Saartije Bartman zmarła w 1815 roku samotnie. Jej ciało sprzedano za dość wygórowaną cenę do paryskiego Muzeum Człowieka. Po śmierci interesowała jedynie francuskiego naukowca Georgesa Cuviera, który stworzył gipsowy odlew jej ciała i spreparował na potrzeby badań mózg i waginę. Saartije stała się eksponatem, który obejrzało dziesiątki tysięcy widzów w trakcie paryskiej Wystawy Światowej (1889). Dopiero w roku 1974 szczątki Saartije przestały być wystawiane na widok publiczny. W 2002 roku po interwencji samego Nelsona Mandeli Francja przekazała "ciało" Sary Bartman Republice Południowej Afryki, gdzie odbył się pogrzeb kobiety, która stała się symbolem uciemiężenia i zniewolenia.
W filmie Kechiche'a przede wszystkim zwraca uwagę radykalna perspektywa obserwacji, na którą narażony jest widz śledzący losy Saartije. Od samego początku niejako uczestniczy w występach kobiety, która jest praktycznie zmuszana do udawania dzikiego zwierzęcia; zagraża publiczności, dlatego "treser" trzyma ją na smyczy. Z czasem Saartije staje się atrakcją nie tylko ze względu na swoją "obcość", ale przede wszystkim z powodu mitologicznej wręcz dla Europejczyków zwierzęcej seksualności "czarnych". Pośladki dużych rozmiarów i przerośnięte wargi sromowe wywołują obrzydzenie u części publiczności. Z drugiej strony wzmagają podniecenie ekscentrycznej francuskiej klasy średniej. Dla wielu, mimo strachu, chęć seksualnego posiadania "dzikiej kobiety" staje się częścią szeroko pojętej polityki kolonizacyjnej, która w XIX wieku nie polega już na podboju dzikich i niezbadanych lądów.
Oprócz kontekstu kolonialnego fascynujące w "Czarnej Wenus" jest usilne poszukiwanie postaci samej Saartije (genialna rola Yahimy Torres), o której reżyser stara się wreszcie opowiedzieć nie tylko z perspektywy muzealnego eksponatu.
Powstał bardzo wzruszający portret kobiety wykorzystanej, upodlonej, która zaufała "białemu" człowiekowi i jego kulturze. Efekt nie był, niestety, zaskakujący. Całość jest patetyczna i wzniosła, nie zmienia to jednak faktu, że film Kechiche'a wydaje się być fundamentalny, jeśli chodzi o sposób postrzegania i obrazowania Afryki w naszej kulturowej przeszłości.
O zapotrzebowaniu na tego typu "kanoniczne" obrazy świadczy to, że niemal równolegle na ekranach kin pojawia się film Jorgena Letha "Męski erotyk", który pod słodką wymówką powrotu do pierwszej miłości, kryje bardziej prozaiczną "jakość". Starszy, biały mężczyzna, oglądając ciała kobiet z krajów "trzeciego świata", ma całkowitą świadomość obcości i władzy. Chełpi się ową różnicą - uwielbia oglądać swoje "zdobycze" na scenie.
8/10
Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!