"3000 metrów nad ziemią". Wyłącz myślenie i baw się dobrze

Mark Wahlberg w scenie z filmu "3000 metrów nad ziemią" /materiały prasowe

W kampanii reklamowej "3000 metrów nad ziemią" nie pojawia się nazwisko Mela Gibsona. Thriller jest przedstawiany jako film twórcy "Braveheart — Walecznego Serca", "Przełęczy ocalonych" i "Apocalypto", ale nazwiska hollywoodzkiego enfant terrible na plakatach i w zwiastunie nie zobaczymy. Gibson nie musi być specjalnie zmartwiony tym stanem rzeczy. Kasę jako reżyser i współproducent zgarnął. Chyba to jest dla niego najistotniejsze w tym momencie jego kariery.

Mel Gibson z Markiem Wahlbergiem tworzą duet filmowy nie od dziś ("Ojciec Stu" oraz "Tata kontra tata 2") i widać, że przy "3000 metrach nad ziemią" po prostu dobrze się bawili. Nakręcili film akcji z ery VHS, w którym mógłby zagrać Jean-Claude Van Damme albo sam Mel Gibson z czasów…cóż, z czasów dzisiejszych, gdy seryjnie występuje w produkcjach pokroju "Dotyk śmierci", "Tajny informator" czy "Droga bez powrotu". By nie wyjść z seansu ich nowego dzieła, szybko musiałem wyłączyć logiczne myślenie. Udało się i dlatego piszę tę recenzję.

Reklama

"3000 metrów nad ziemią". Mel Gibson sięga po kina klasy B

Mel Gibson jest świetnym reżyserem kina akcji, co przecież doskonale było widać w "Apocalypto" (2006), mającym strukturę klasycznego filmu o ucieczce. Tym razem bohaterowie nie mają gdzie szukać pomocy, bo cała akcja toczy się na pokładzie ciasnego i rozklekotanego samolotu z Alaski, którym US Marshal Madolyn (Michelle Dockery) musi przetransportować zbiega Winstona (Topher Grace), mającego zeznawać przeciwko bossowi mafii. Pilotem jest Booth (Mark Wahlberg), który szybko okazuje się zabójcą, wynajętym, by wyeliminować Winstona. Madolyn będzie więc musiała udowodnić, że jest jak najsłynniejszy US Marshal popkultury, czyli Tommy Lee Jones w "Ściganym".

To zdumiewające, że Mel Gibson po 9 latach od nominacji do Oscara za "Przełęcz ocalonych" zabrał się za klasyczne kino klasy B, które mógłby nakręcić pierwszy lepszy w miarę sprawny rzemieślnik. Zdobywca dwóch nagród Akademii za "Braveheart — Waleczne serce" nie zostawia na ekranie odcisków palców i sygnuje film, którego scenariusz (Jared Rosenberg) ma więcej dziur logicznych niż samolot z dziecięcego okrzyku "Panie pilocie! Dziura w samolocie!". Od samego początku nic tutaj się nie klei. To absurdalne, że tak ważnego świadka zdecydowano się transportować zdezelowanym samolotem. Podobnie jak to, że nikt nie sprawdził pilota maszyny. 

"3000 metrów nad ziemią". Kuriozalny łysy Mark Wahlberg

Ok, uznajmy jednak, że wszystko jest przemyślanym spiskiem. Problem w tym, że jestem świeżo po seansie serialu "Dzień Szakala". Może mam z tego powodu obraz zbyt wysublimowanego zabójcy. Jednak Booth w wykonaniu Wahlberga to teksański redneck, który zostałby uznany za zbyt grubo ciosanego nawet w świecie Taylora Sheridana. Okazuje się, że mafia chcąca wyeliminować świadka koronnego zatrudnia do tego nie profesjonalistę, ale sadystę i psychola, który przykuty kajdankami do fotela z głosem pijanego Matthew McConaugheya pyta "potrzebujecie pilota?" oraz "czy świadek narobił w gacie?". 

Możliwe, że "3000 metrów nad ziemią" stanie się kultowym filmem akcji właśnie przez kuriozalnego Bootha i jego kretyńskie teksty, pokazywanym na nocnych podwójnych seansach dla fanów gatunku. Można obejrzeć go razem z "Non-Stop", gdzie Liam Neeson jako US Marshal szuka w samolocie mordercy, zabijającego  jednego z pasażerów co 20 minut, dopóki nie dostanie 150 milionów dolarów.

Ja jednak bawiłem się podczas 90-minutowego seansu dobrze. Mimo zupełnie niewiarygodnych bohaterów, pozbawionej charyzmy Dockery i Wahlberga balansującego na granicy parodii, spędziłem miły wieczór w kinie z zimnym gazowanym napojem i wielkim popcornem na kolanach. W taki sposób turbulencje można oglądać. Nawet te scenariuszowe nie bolą tak bardzo. Tylko apeluję — wyłącznie myślenie i z szacunku dla Mela Gibsona zapomnijcie, że to on reżyseruje tę głupotę latającą nad piękną Alaską. Nawet Mad Max ma czasami zadyszkę.

5/10

"3000 metrów nad ziemią" (Flight Risk), reż. Mel Gibson, USA 2025, dystrybucja: Monolith Films, premiera kinowa: 31 stycznia 2025 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 3000 metrów nad ziemią | Mel Gibson | Mark Wahlberg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy