"IO": Z kamerą wśród zwierząt [recenzja]
"Wolność" - to chyba pierwsze słowo, jakie kojarzy mi się tak z Jerzym Skolimowskim, jak i jego nowym filmem "IO" zaprezentowanym premierowo na tegorocznym festiwalu w Cannes. Trudno o lepszy adres dla doświadczonego polskiego reżysera, bowiem w żadnym innym miejscu z taką konsekwencją nie docenia się mocnej autorskiej wizji, jak na Lazurowym Wybrzeżu. A nie ma co ukrywać, że na zrobienie filmu, którego głównym bohaterem jest nie człowiek, a zwierzę, mógł porwać się jedynie twórca odważnie kroczący obraną przez siebie artystyczną drogą.
To zresztą znak rozpoznawczy Skolimowskiego, który przekonywał, że inspiracją dla tej osobliwej współczesnej baśni była twórczość Roberta Bressona, a zwłaszcza jego "Na los szczęścia, Baltazarze!" (1966). Jedyny film mający wzruszyć polskiego twórcę do łez. Nietrudno to zrozumieć, bo spojrzenie na świat z perspektywy zwierzęcia, w tym przypadku osiołka (a w zasadzie sześciu, bo tyle ich wzięło udział w produkcji), ma w sobie coś wyjątkowego. Zakłada może i pewną niewinną naiwność, ale przede wszystkim rozbrajającą szczerość. Nie ma w niej podtekstów, ukrytych znaczeń, drugiego dna, cynizmu, którymi często przesiąknięte są ludzkie zachowania. Losy tytułowego zwierzęcego bohatera, odebranego z cyrku z rąk ukochanej opiekunki (w tej roli Sandra Drzymalska) i przemierzającego bliższą lub dalszą okolicę, nie wystawia nam, jako ludziom, najlepszego świadectwa. A to trafi on w ręce rozwrzeszczanych kiboli, a to natknie się na przemytników, a to wyląduje u bezwzględnych hodowców lisich futer.
Teza, według której, to my jesteśmy najsłabszym ogniwem otaczającej nas rzeczywistości, nie jest rzecz jasna, także w kinie, niczym nowym. Zwłaszcza w ostatnich latach. Z drugiej strony, postępująca w zastraszającym tempie degradacja środowiska może stanowić wystarczający powód, by wciąż o tym przypominać. Zwłaszcza że "IO" nie robi tego w sposób nachalny. Proekologiczne przesłanie Skolimowski ubiera w metaforę i oryginalną formę, wyznaczaną przez zdjęcia Michała Dymka i muzykę Pawła Mykietyna. Impresyjny charakter filmu sprawia, że w pierwszej kolejności oddziałuje on na poziomie zmysłowym. Sam reżyser przekonywał zresztą, że narracja ma w "IO" bazować na emocjach w dużo większym stopniu niż w jego dotychczasowych filmach. I rzeczywiście, to intensywne, wciągające doświadczenie, które jednocześnie przypomina, na czym polega siła kinowej projekcji.
Wielu twórców pytanych o największe wyzwania przekonuje, że należy do nich praca ze zwierzętami. Nie zdziwiłbym się specjalnie, gdyby Jerzy Skolimowski stwierdził, że jest dokładnie odwrotnie. To twórca, który lubi pozostawać w kontrze, a jego nowy film uzmysławia, że dobrze czasem pójść pod prąd i zmienić perspektywę. Zrealizowany po siedmiu latach reżyserskiej przerwy "IO" wieńczy informacja, że został on zrobiony z miłości dla zwierząt. Trudno w to nie uwierzyć, zwłaszcza komuś, kto mówi, że ostatnimi czasy prawie się nie uśmiecha, a jeśli w ogóle, to głównie za sprawą swojego psa.
7/10
"IO", reż. Jerzy Skolimowski, Polska 2022, dystrybutor: Gutek Film.
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film
Zobacz też: