Reklama

"Broad Peak": Na zimno i bez emocji [recenzja]

Narzekamy często na hollywoodzki patos we wzniosłych momentach filmu. Uważamy (nie bez słuszności), że jest tanim chwytem i wywołuje powierzchowne emocje. Nigdy jednak nie brakowało mi tego patosu tak bardzo, jak podczas seansu "Broad Peak" Leszka Dawida.

"Broad Peak": Ta historią żył cały świat

Film Leszka Dawida jest polskim "Nie czas umierać". Nie dlatego, że przypomina finał craigowskiego Bonda, ale dlatego, że pandemia Covid19 wstrzymała jego premierę na dwa lata. Dawid pracował nad projektem znacznie dłużej, bo od 2014 roku. Ostatecznie film trafia na Netflixa, choć widzowie mogą go też obejrzeć na dużym ekranie podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Ten pięknie nakręcony obraz najlepiej w taki sposób oglądać. Na wielkim ekranie, z dobrym dźwiękiem i w ciemnej sali.

Reklama

Dawid opowiada o dokonaniach Macieja Berbeki (Ireneusz Czop), który dokonał pierwszego zimowego wejścia na szczyt sąsiadującego z K2 Broad Peak. Berbeka szczyt niemal zdobył 25 lat wcześniej. Ba, był nawet przekonany, że to zrobił (stał się też gwiazdą medialną), dopóki kilka miesięcy później koledzy nie przyznali, że wprowadzili go w błąd dla jego własnego bezpieczeństwa. Od 1988 roku Berbeka myślał o Broad Peak. Ostatecznie to właśnie tam zakończył swoje życie. Zginął wraz z Tomaszem Kowalskim schodząc ze szczytu 6 marca 2013 roku.

"Broad Peak": Ujęcia uwypuklają mistykę gór

Mam nadzieję, że widzowie nie będą oglądali tego filmu na telefonach komórkowych. Dawid wraz operatorem Łukaszem Guttem dali nam kawał pięknie nakręconego i udźwiękowionego kina, działającego na wiele zmysłów.

Ekipa kręciła film w Alpach, ale też w Karakorum na wysokości ponad 5 tys. metrów przy temperaturze spadającej do minus 26 stopni. Godne podziwu poświecenie, za którym idzie kilka ciekawych artystycznych rozwiązań. Przepiękne jest ujęcie oddalającej się od himalaistów kamery, która ukazuje powoli monumentalność gór. Nadaje odpowiedniej skali ludzkich wypraw. Te ujęcia najmocniej uwypuklają mistykę gór. Pokazują ich tajemnicę i drzemiącą siłę żywiołu.

"Broad Peak" miał być w założeniu filmem surowym i zdystansowanym. Dawid nie ocenia decyzji Berbeki, który po ćwierć wieku od swojego historycznego sukcesu zdecydował się na powrót w góry. Reżyser tylko obserwuje. Na zimno i bez emocji.

Rozumiem ten zabieg. Problem w tym, że mnie on zupełnie oddalił od bohaterów. Mimo dobrej roli Czopa, intersująco zaznaczonej wzajemnych relacji himalaistów, cieple jaką na chwilę wnosi do historii Maja Ostaszewska w roli jego żony Ewy, mam wielki problem by wejść w buty bohaterów, i zrozumieć dlaczego góry są dla nich całym życiem.

"Broad Peak": Brakuje... patosu?

Opowieść o Berbece jest uniwersalna, bo dotyka tajemnicy nie przypisanej tylko himalaistom. Kino opowiadało o żołnierzach z misji zagranicznych, którzy nie mogli odnaleźć się w domu i wracali dobrowolnie na front. Wielkim tematem kina jest też uzależnienie od wyzwań sportowych. Ba, cała postać Rockiego Balboa jest zbudowana przecież na myśli, że każdy bokser ma jeszcze jedną walkę do stoczenia. Berbeka miał zawsze jeszcze jeden szczyt do zdobycia. Tutaj wracamy do mojej myśli z początku recenzji.

Lubię pewien rodzaj patosu i górnolotności, którą widzimy w hollywoodzkim kinie sportowym i survivalowym. Porusza mnie i wywołuje pożądane emocje. Historia Berbeki, umierającego w miejscu, które przez ćwierć wieku go przyciągało, emocjonalnie pochłaniało i okazało się być jego Nemesis jest materiałem na antyczną tragedię albo emocjonalny dramat. Himalaista, który jest gotowy poświęcić swoje życie dla sięgnięcia po szczyt zostaje sprowadzony przez przyjaciół kilkanaście metrów przed celem. Te metry prawdopodobnie kosztowałyby go życie.

Powrót 25 lat później jest domknięciem fatum, ale też katharsis. Wspaniały dramaturgiczny potencjał, z którego Dawid nie korzysta. Reżyser wolał wybrać niemal paradokumentalny chłód. Może gdyby reżyser "Jesteś Bogiem" poszedł w stronę poetyki brutalnego kina survivalowego ("Zjawa", "127 godzin") albo kontemplacyjnego ("Free Solo" i kino ekologiczno-mistyczne dzieła Malicka), ten specyficzny dystans by mnie przyciągnął. Tyle, że "Broad Peak" momentami ma narratora, który z offu opowiada o zdarzeniu i ma pojawiające się tablice, dopowiadające widzom ważne informacje. Bardzo sucha dramaturgia.

W "Broad Peak" nie wybrzmiewa ani rozdarcie Berbeki między miłością do gór i miłością do rodziny, ani nie wyczuwam przełamania stereotypu żony himalaisty, czekającej potulnie na powrót męża. Rozmowy Macieja z Ewą, które przeplatają się z jego pierwszą wyprawą, czy jedno ujęcie pokazujące zawodowy sukces Ewy to za mało, bym zrozumiał, co czuje rodzina zmuszona do dzielenia się jednym z jej członków z nieokiełznaną siłą natury.

Ten film miał pomóc mi współodczuwać przeżycia bohaterów i musnąć tajemnicę ich zrośnięcia się z potrzebą zdobycia szczytów. Zamiast tego dał mi przyjemność wizualnego obcowania z majestatem gór. To dużo, ale oczekiwałem innego szczytu.

5/10

"Broad Peak", reż. Leszek Dawid, Polska 2022, dystrybucja: Netflix, premiera: 14 września 2022 roku.

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Broad Peak (film) | Netflix
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy