Nie jestem poważny
W 2007 roku wraz ze swoim operatorem, Michaelem Seresinem odbierał Nagrodę Specjalną dla duetu operatorsko-reżyserskiego. W czasie 16. edycji Camerimage Alan Parker odbierze już wyróżnienie, którym nie będzie musiał się z nikim dzielić - Nagrodę za Całokształt Twórczości dla Reżysera ze Szczególną Wrażliwością Wizualną.
W tym roku, goszczący w Łodzi znany reżyser, mówił w czasie środowego (3 grudnia) spotkania o swoim operatorze, z którym zrealizował m.in. "Sławę", "Midnight Express" czy "Harry Angel":
- O wiele łatwiej wygląda współpraca na planie filmowym, jeśli operator jest twoim przyjacielem, bo gdy robisz film potrzebujesz przyjaciół.
Na festiwalu, który jest przede wszystkim świętem sztuki obrazu filmowego, Parker przyznał, że już na etapie pisania scenariusza, ma w głowie pewne obrazy.
- Potem na ekranie jest czasem dokładnie to samo, a czasem nie, bo film to pewna organiczna całość, która ewoluuje. Film to połączenie różnych elementów, każdy z nich jest równie istotny.
Alan Parker to twórca angielski. Zaczynał od reklamówek telewizyjnych i jak dziś przyznaje, było to konsekwencją ówczesnego stanu kinematografii brytyjskiej.
- Kino w Wielkiej Brytanii było wtedy w kryzysie. Dlatego ja i Ridley Scott zaczynaliśmy od reklamówek, bo tylko tam była szansa zaczepienia się. Z czasem były one coraz bardziej ambitne, ale w pewnym momencie przestała nam odpowiadać taka krótka forma.
Jednak twórca tak znanych filmów, jak "Evita", "Midnight Express" czy "Ptasiek" równie krytycznie patrzy na publiczność.
- Publiczność dziś szybko się nudzi. By ją zainteresować, nie możesz stać przez 2 godziny i gadać o polityce.
Dlatego w swoich filmach zawsze stara się łączyć elementy humoru i powagi. Zapytany, czemu większość jego filmów nie ma szczęśliwego zakończenia, Parker stwierdził, że zakończenie musi być przede wszystkim prawdziwe wobec historii.
- Nie jestem zbyt poważną osobą. W człowieku widzę różnorodność - humor i powagę. Trzeba zawsze pamiętać, że film powstaje dla publiczności, to ona jest przyczyną, dla której robi się film. Tylko wtedy, gdy nasze dzieło skonfrontujemy z publicznością będzie ono istnieć naprawdę.
Po kilku nominacjach do Oscara, Złotej Palmy, BAFTY czy Złotego Niedźwiedzia, Parker wypracował sobie w Hollywood mocną pozycję. Podobnie zresztą jak jego kolega z ciężkich, angielskich czasów - Ridley Scott. W systemie hollywoodzkich studiów to oni mogą dyktować warunki.
- Mam rzeczywiście to szczęście, że pozostawili mnie samemu sobie - przyznał twórca.
Sporo opowiedział również o gatunku, który jest mu szczególnie bliski, a do którego, jak wynikało z jego zapowiedzi, zamierza wrócić.
- Musical to z technicznego punktu widzenia bardzo trudny gatunek. Każdy mój muzyczny film jest różny. Ten rodzaj filmu to dobry sposób, by zakomunikować coś publiczności intensywniej, więc pewnie wrócę jeszcze do tego.
Czym po "Sławie", "Ścianie" czy "Elicie" zaskoczy nas Parker? Przekonamy się, miejmy nadzieję, już wkrótce. W Łodzi w szczególności ten ostatni film wzbudził spore zainteresowanie, a przede wszystkim zaangażowanie do "Evity" Madonny.
- Pomysł na zekranizowanie "Evity" pojawił się tuż na samym początku lat 80. Ale po "Sławie" nie chciałem robić kolejnego musicalu. Skoro projekt ten przetrwał tyle lat, to i zmieniały się aktorki.
Parker przyznał, że w pewnym momencie stanęli przed ciężkim wyborem: czy zdecydować się na aktorkę, która potrafi odrobinę śpiewać czy piosenkarkę, która potrafi odrobinę grać.
A Madonna była wtedy u szczytu swojej sławy i mogła zagwarantować sukces produkcji. Pod uwagę brana była również Michelle Pfeiffer, ale musiała odmówić ze względu na dwójkę swoich dzieci. Parker współpracował z Andrew Lyod Webberem nad muzyką do filmu.
- Czasem w pokoju pojawiała się też Madonna i wtedy nie było łatwo - powiedział.
Nagroda za Całokształt twórczości zostanie wręczona Alanowi Parkerowi w czasie uroczystej gali zamknięcia festiwalu. Na Camerimage odbywa się również retrospektywa filmów angielskiego twórcy.
Martyna Olszowska, Łódź