Festiwal Filmowy w Wenecji

"Joker: Folie à deux": Ten film to rozczarowanie roku. Nudny i dziwny

Lady Gaga i Joaquin Phoenix w scenie z filmu "Joker: Folie à deux" /materiały prasowe

Od sukcesu "Jokera" sprzed kilku lat oczywiste było, że Todd Phillips prędzej czy później wróci do tej historii. Takich okazji, zarówno artystycznych, jak i biznesowych, w Hollywood się po prostu nie marnuje. Niejasna natomiast była forma, w jakiej opowie on o dalszych losach Arthura Flecka i jego słynniejszego alter ego. Połączenie musicalu z dramatem sądowym oraz tanim romansem, jakie zaserwował nam finalnie amerykański reżyser, zaskoczyło jednak chyba niemal wszystkich. Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że nie jest to jeden z żartów, w jakich specjalizował się... Joker.

  • "Joker: Folie à deux" Todda Phillipsa to kontynuacja głośnego oscarowego filmu z 2019 roku. Produkcja zapowiadana jest jako mroczny dramat psychologiczny z elementami musicalu.
  • Uwagę zwraca podtytuł drugiej części filmu, zaczerpnięty z języka francuskiego. Frazę "folie a deux" bezpośrednio można tłumaczyć jako "szaleństwo dwojga". Ten zwrot jest też jednak nazwą jednostki chorobowej znanej jako paranoja indukowana bądź paranoja udzielona. Jest to zaburzenie psychiczne, polegające na tym, że osoba blisko związana z chorym zaczyna podzielać jego paranoiczne myśli i urojenia.
  • Pierwsza część serii była jednym z najgłośniejszych filmów 2019 roku. Obraz otrzymał Złotego Lwa w Wenecji oraz jedenaście nominacji do Oscara, z których dwie - dla aktora pierwszoplanowego (Joaquin Phoenix) i kompozytorki Hildur Guðnadóttir - zamieniły się w złote statuetki.

"Joker: Folie à deux": Konsternacja i dezorientacja

Konsternacja. To chyba słowo, które najlepiej oddaje mój stan tuż po weneckim seansie "Jokera: Folie à deux". Nowej opowieści o moim ulubionym, najpierw komiksowym, a z czasem filmowym czarnym charakterze. Historii, która tak scenariuszowo, jak i konceptualnie nie dorasta do pięt tej, jaką Phillips zaserwował nam w 2019 roku. Rozumiem chęć eksploracji nowych gatunków i potrzebę nietypowych połączeń. Nie ma w tym nic złego. Zwłaszcza, że nie tak dawno francuski reżyser Jacques Audiard w znakomitej "Emilii Pérez" (2024) udowodnił, że się da. Co więcej, że musical może być w tej materii wyjątkowo wdzięcznym tworzywem. Phillips najwyraźniej wyszedł z podobnego założenia. Przez co zupełnie naturalnym wydaje się zaangażowanie do głównej roli kobiecej Lady Gagi. Nie raz i nie dwa udowodniła już bowiem, że obok talentów wokalnych, jest także całkiem niezłą aktorką. Tyle, że w "Jokerze", pomijając efektowne kostiumy oraz charakteryzację, mam wrażenie, że nie było specjalnie na jej postać pomysłu.

Zobacz zwiastun filmu "Joker: Folie à deux"

Amerykańska piosenkarka wciela się w rolę Harley Quinn. Kobiety, która, podobnie jak Arthur, wylądowała w zakładzie psychiatrycznym. Tyle, że za mniejsze przewinienie. Ważniejsze jest jednak to, że Harley jest kimś w rodzaju groupie Jokera. Wyraźnie zafascynowana jego mroczną (i jak się okazuje niczym innym) stroną oraz niecnymi czynami. Fakt, że przebywają w jednym zakładzie, choć zamkniętym oraz monitorowanym, pozwala kobiecie zbliżyć się do Arthura i wyśpiewywać sobie z nim nawzajem kolejne uczucia. Dziwna to formuła, surowa, pozbawiona scenografii, wywołująca u widzów postępujące poczucie dezorientacji.

"Joker: Folie à deux": W tym szaleństwie nie ma metody

Miejscem Joaquina Phoenixa (ponownie w roli tytułowej) jest z kolei w filmie głównie zakładowa cela albo ława sądowa. W tej pierwszej jest totalnie bezradny, zalękniony, nieśmiały, w dodatku gnębiony przez strażników. Ot, cały Arthur. W drugiej odzyskuje wigor i swoje bardziej znane, uwielbiane zresztą przez rzesze obserwujące proces, oblicze. Napędzany niejako do tego atencją ze strony tłumu i ukochanej. To w zasadzie, a zatem fakt powszechnego zainteresowania zbrodnią i w ogóle atrakcyjność zła, stanowią dla mnie jedyną ciekawą płaszczyznę nowego "Jokera". Sceny sądowe potwornie się u Phillipsa dłużą, a że i ten gatunek może być piekielnie ciekawy udowodnił wiele lat temu Sidney Lumet w klasyku "Dwunastu gniewnych ludzi" (1957). Muszę przyznać, że nigdy nie podejrzewałem, że będę nudził się jak mops, akurat oglądając historię o Jokerze.

Trudno na dobrą sprawę zrozumieć mi artystyczne motywacje, jakie stały za wyborami Todda Phillipsa. Nie tylko gatunkowe, ale również fabularne (jest także współautorem scenariusza), bo mocno kontrowersyjne jest też samo przesłanie filmu. O czym, rzecz jasna, więcej napisać tu nie mogę. Drugą część tytułu produkcji można by przetłumaczyć jako "szaleństwo dwojga". Problem jednak polega na tym, że akurat w tym szaleństwie, przynajmniej z mojej perspektywy, nie ma żadnej metody.

4/10

"Joker: Folie à deux", reż. Todd Phillips, USA 2024, dystrybutor: Warner Bros., premiera kinowa: 4 października 2024 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Joker: Folie À Deux
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy