Aneta Zając: Marzenia się spełniają!
Aneta Zając zdradza, co sprawia, że tak świetnie radzi sobie na parkiecie "Tańca z Gwiazdami". Opowiada także o Wielkanocy, którą jak zawsze spędzi z rodziną, przy tej okazji wspomina również ukochaną prababcię.
Oglądanie pani na parkiecie w "Tańcu z gwiazdami" to sama przyjemność! Jak się pani czuje jako tancerka?
Aneta Zając: - Dziękuję. Jest wspaniale. Mimo że taniec zdominował moje życie, nie narzekam, bo czuję się z tym bardzo dobrze. Robię to, czego zawsze chciałam.
Stefano Terrazzino powiedział o pani: Gdy zobaczyłem ją na liście do "Tańca z...", od razu pomyślałem, że właśnie jej chcę partnerować. To musiało być dla pani bardzo miłe.
- To rzeczywiście było miłe. Nie sądziłam, że on myślał dokładnie tak samo jak ja! Nie znałam listy tancerzy, ale wierzyłam, że Stefano się na niej znajdzie.
Jak się wam współpracuje? Czy pani partner jest wymagającym trenerem?
- Moje wyobrażenia o nim pokryły się w stu procentach z rzeczywistością. Stefano ma ogromną charyzmę, pozytywne nastawienie do życia i, przede wszystkim, jest profesjonalistą. Podczas treningów nie mam taryfy ulgowej!
Muzyczne przygotowanie pomaga w tym programie? Gra pani na fortepianie, ma świetny słuch.
- Tak, skończyłam szkołę muzyczną I stopnia, ale nie sądzę, sądzę, by zdobyte umiejętności przydawały mi się jakoś szczególnie na parkiecie. Może w początkowej fazie, gdy słyszę: "Raz, dwa trzy i...", to wiem, co znaczy "i".
Uczyła się pani również tańca. Czemu więc wybrała pani aktorstwo?
- Kilka lat temu brałam nawet lekcje tańca na rurze na potrzeby "Pierwszej miłości". Jako mała dziewczynka marzyłam o pójściu do szkoły baletowej, rodzice zdecydowali jednak, że to nie dla mnie. Później zaczęłam uczęszczać na zajęcia aktorskie i to sprawiło, że nie wyobrażałam już sobie innej drogi życiowej.
Jak godzi pani treningi do "Tańca..." z pracą w "Pierwszej miłości"?
- Na pewno nie mogę teraz tak często jeździć do Wrocławia na plan zdjęciowy. Szczęśliwie harmonogram nagrań idealnie dopasowano do potrzeb serialu i mojej obecności w tanecznym show.
Skoro jesteśmy przy serialu, proszę zdradzić, co wydarzy się wkrótce u pani bohaterki?
- Obecnie Marysia jest pod silnym urokiem Aleksa (Hubert Jarczak - przyp. red.) - i czuje się szczęśliwa. Niestety, wydarzy się coś, co wszystko zmieni... Nie mogę nic więcej zdradzić! Zachęcam do oglądania.
Czy mocno zapracowanej aktorce trudno odnaleźć się w takim tempie?
- Zawsze, gdy zaczyna się dużo dziać, na początku panuje chaos. I wtedy czuję, że pewnie nie dam rady... Tak też było, zanim rozpoczęły się próby do "Tańca z gwiazdami". Teraz widzę, że jeśli robię to, co kocham, czas staje się moim sprzymierzeńcem.
Zbliżają się święta. To czas dla najbliższych?
- To dla mnie bardzo szczególny moment. Nie wyobrażam sobie, by nie spędzić Wielkanocy z rodziną. W tym roku zaplanowałam też niespodziankę, ale proszę nie pytać, jaką, bo to wielka tajemnica i zależy mi, żeby się udała.
Ma pani jakieś szczególne wspomnienia związane z Wielkanocą?
- Z dzieciństwa pamiętam lane poniedziałki. Wstawaliśmy wcześnie rano i ścigaliśmy się, kto pierwszy poleje śpiochów. Niestety, mnie chyba nigdy się to nie udało! Najmilsze wspomnienia sięgają jednak lat, kiedy mieszkaliśmy z moją babcią i prababcią. Zapachu dochodzącego z kuchni nigdy nie zapomnę. Pamiętam również, jak pomagałam prababci przy wypieku ciast wielkanocnych. Byłam tak przejęta, że przez cały czas siedziałam przy piekarniku, patrząc, jak ciasto rośnie i modliłam się, żeby nie opadło. Moja prababcia nigdy nie korzystała z przepisów, każdy miała w głowie. Ogromnie szkoda, że nikt z nas nie spisał jej niesamowitej wiedzy...
Co znajdzie się na pani świątecznym stole?
- Żurek na domowym zakwasie z białą kiełbasą i jajkami oraz najwspanialsza sałatka warzywna mojej mamy, którą - kiedy nie widzi - zawsze mocniej doprawiam. Do kawy oczywiście babka lukrowa i sernik. Od kilku lat przygotowuję je sama.
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!