Paulina Chylewska o "Tańcu z Gwiazdami": Byłam załamana
Paulina Chylewska prowadzi programy i serwisy sportowe TVP 1 oraz TVP Info. Uważa, że udział w 7. sezonie "Tańca z Gwiazdami" to szansa na przygodę. Jest wielką optymistką.
Nową edycję programu można z przymrużeniem oka nazwać "Tańcem z prawnikami". Bo przecież i pani, i Tomasz Zimoch jesteście absolwentami Wydziału Prawa.
- Wygląda to na ciekawy zbieg okoliczności. Chociaż... Znam wielu prawników i absolwentów administracji, którzy nieźle tańczą. Może więc coś jest na rzeczy.
Co na to pani córki? Nowe zajęcie mamy zachęca je do eksperymentowania w tej dziedzinie?
- Nie, wręcz przeciwnie. Nie dlatego jednak, że tego nie lubią. Wręcz przeciwnie. Po prostu nie pojawiło się w naszym życiu nic nowego: od dawna jesteśmy roztańczoną rodziną. Zawsze lubiłam ruszać się w takt muzyki. Na imprezach pierwsza wchodziłam na parkiet i ostatnia z niego schodziłam. Natomiast moje dzieci uczą się w Warsztatowej Akademii Musicalowej, mają więc i wyczucie rytmu, i świadomość tego, że świetnie radzą sobie z ciałem. Mąż czasem żartuje, że wolałby mieć dwóch chłopaków, z którymi mógłby pograć w piłkę, a nie trzy baby, które non stop kołyszą się, żartują i bawią przy muzyce.
Teraz, kiedy trenuje pani pod profesjonalnym okiem Jacka Jeschke, nabrało to innego wymiaru? Stało się poważnym zajęciem?
- Otóż nie! Na szczęście jest zabawa i luz. Moja młodsza córka, która w przedszkolu ma elementy tańca, usłyszała niedawno, że w pierwszym odcinku wykonam walca. Podbiegła do mnie z uśmiechem na twarzy i oznajmiła: "Mamo, mamo! Ja wiem, jak to się robi! Patrz!". Po czym złapała mnie za ręce i pokazała krok podstawowy. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem.
Skoro już jesteśmy przy tańcu towarzyskim, miała pani o nim wcześniej pojęcie?
- Nie. Dawniej poruszałam się w sposób typowo dyskotekowy. Walc był dla mnie absolutną nowością. Jest spokojny, dostojny. Podczas prób najczęściej pada hasło "rama". Dobrze wiem, że była ona przekleństwem wszystkich, którzy do tej pory uczestniczyli w programie. Faktycznie, nie jest łatwa. Najpierw myślisz - co to za problem podać partnerowi ręce i ustać tak przez chwilę, potem zaczynasz rozumieć, jakiego to wymaga wysiłku. Choć sporo się ruszam, zdałam sobie sprawę z istnienia mięśni, o których nie miałam pojęcia.
Przeraziła się pani?
- Byłam załamana: niewiele z tego rozumiałam, w dodatku nic nie szło tak, jak chciałam. Na szczęście oswoiłam sobie trochę tego walca.
Dostrzega pani podobieństwo między tańcem i sportem? Od lat zajmuje się nim pani zawodowo...
- Punktów zbieżnych jest sporo. Na przykład: skoczkowie o tyczce mają precyzyjnie określoną ilość kroków. Wyliczają je sobie. Tu jest podobnie. Dokładnie analizujesz kroki, żeby z ostatniego w jednej sekwencji mógł wyjść pierwszy w kolejnej. Są treningi kondycyjne. Jest też element rywalizacji. Nasi trenerzy, którzy uczestniczą w światowych turniejach, dobrze go znają. Gdy rozmawiam z Jackiem, widzę to samo skupienie i zaangażowanie, które mają sportowcy. Powiedział mi niedawno: "Wiesz, nie jestem przyzwyczajony do porażek". Jak to usłyszałam, zobaczyłam Tomka Majewskiego, który mówił mi to samo kilka lat temu.
Rozmawiał Maciej Misiorny
Warto dodać, że w pierwszym odcinku "Tańca z Gwiazdami" Chylewska zachwyciła jurorów. "Genialne" - Iwona Pavlović aż wstała, by pokłonić się dziennikarce. "To jest pierwszy odcinek, a to był taniec godny finału" - ze znawstwem ocenił Andrzej Grabowski. Beata Tyszkiewicz przeciwnie - nie była zaś w ogóle zaskoczona. "Pani jest utalentowana w wielu dziedzinach" - powiedziała jurorka. W szoku był za to Michał Malitowski, który docenił "piękną sylwetkę i piękny pion". Para otrzymała aż 37 punktów (w tym "10" od Iwony Pavlović).