Marta Manowska: Od "Rolnik szuka żony" do "Sanatorium miłości"
Marta Manowska ma powody do radości. Mało brakowało, a pierwszy raz w życiu spędziłaby święta z dala od najbliższych. Na szczęście, tuż po nagraniach do "Sanatorium miłości" rusza na Śląsk. A w Boże Narodzenie widzowie TVP1 spotkają się z nią w specjalnym odcinku "Rolnik szuka żony".
To już tradycja, że z okazji świąt spotkała się pani z bohaterami "Rolnik szuka żony".
- I to bardzo dobra tradycja, ponieważ to pod wieloma względami wyjątkowy odcinek.
To znaczy?
- Od wielu bohaterów usłyszałam, że zdecydowali się na udział w programie właśnie po obejrzeniu odcinka świątecznego. Przyznali to m.in. Małgosia i Piotr z 4. edycji.
Jak to tłumaczyli?
- Oczarowała ich atmosfera bliskości. Zobaczyli trzymające się za ręce, uśmiechnięte pary, które przecież poznały się przed niespełna rokiem. Zdjęcia do "Rolnika" zawsze zaczynamy wiosną, a świąteczny odcinek nagrywamy pod koniec listopada. Byli zaskoczeni, że w tak krótkim czasie można znaleźć szczęście. Dużo dobrego robią więc te nasze bożonarodzeniowe spotkania - wyjątkowe dla mnie i moich gości. W finale zawsze jest sporo spraw do wyjaśnienia, emocji. Te spotkania przebiegają różnie. Za to świąteczny odcinek jest pełen spokojnych refleksji, ciepła i rodzinnej atmosfery. To szczęśliwa chwila w naszej rolnikowej rodzinie.
Uchyli pani rąbka tajemnicy na temat tegorocznego spotkania?
- Odwiedzę kilka par z minionych edycji w ich domach. Widzowie często dopytują, co u nich słychać, jak potoczyły się ich losy. Postanowiliśmy więc wyjść naprzeciw oczekiwaniom fanów show. Jestem pewna, że będzie kilka miłych zaskoczeń. Spotkamy się też wszyscy przy świątecznym stole. I znów zaśpiewamy kolędy razem z wyjątkowym gościem. Poza tym wprowadziliśmy nową fajną zabawę. Szczegółów nie zdradzę, bo to ma być niespodzianka.
A jak to jest poczuć atmosferę świąt w listopadzie, gdy nagrywacie odcinek świąteczny?
- To jest ciekawe doświadczenie (śmiech). Jednak dzięki temu w święta jednocześnie możemy być z widzami i z rodziną. Moi najbliżsi śledzą losy bohaterów programu "Rolnik szuka żony". W związku z tym w Boże Narodzenie zawsze oglądamy odcinek świąteczny.
Gdy była pani małą dziewczynką, wyczekiwała pani Bożego Narodzenia?
- Z trudem powstrzymywałam się przed otwieraniem kolejnych okienek w kalendarzu adwentowym i wyjadaniem z nich czekoladek (śmiech). Miałam też swój lampion i chodziłam na roraty. Zawsze towarzyszyło mi dużo emocji podczas świąt, które spędzałam z rodzicami i dziadkami. Do dziś celebrujemy ten czas, bo dla nas wszystkich to duchowe przeżycie. Dbamy więc, żeby nikt nie przyjeżdżał na święta w ostatniej chwili, żebyśmy pobyli ze sobą.
Dbacie o świąteczne tradycje?
- Oczywiście. Wigilijną kolację rozpoczynamy od odczytania fragmentów Pisma Świętego, następnie dzielimy się opłatkiem.
A na sam koniec i wraz z pierwszą gwiazdką przychodzi Mikołaj?
- U nas, na Śląsku, prezenty przynosi Dzieciątko. Gdy byłam mała, pokój, w którym odbywała się się wigilijna kolacja i stała choinka, opuszczali wszyscy. Szłam wtedy do kuchni i wypatrywałam przez okno Dzieciątka. Zawsze też chodziliśmy na pasterkę. Nawet gdy byłam bardzo małym dzieckiem. Najpierw siedziałam na schodkach przy ołtarzu, później zasypiałam komuś na kolanach. I do dziś, jak przed laty, kładę się pod choinką, żeby zobaczyć, jak rozświetlone lampkami drzewko wygląda z tej perspektywy.
Jaka jest zatem pani pierwsza myśl, gdy nadchodzą święta?
- Zapachy. Dom pachnie wtedy inaczej. Mamy taki podział obowiązków kulinarnych w domu: mama jest specjalistką od kapusty z grzybami, tata jest odpowiedzialny za karpia, a ja - za makówki, śląski przysmak wigilijny.
To też czas na rozmowy?
- Pewnie! My w ogóle dużo i często ze sobą rozmawiamy. Stworzyliśmy grupę w jednym z komunikatorów internetowych. I nawet, gdy nie możemy się usłyszeć, wymieniamy się wiadomościami i zdjęciami. Kiedy spotykamy się wszyscy, mamy sobie tyle do powiedzenia, że jeden mówi przez drugiego. Jest gwarno i wesoło, niczym we włoskiej rodzinie. Już cieszę się na ten czas.
A te najbardziej niezapomniane dotąd święta?
- Nie będę oryginalna. Nasze święta zawsze wyglądają tak samo. Ich magia tkwi chyba właśnie w tym, że są niezmienne. Choć tegoroczne będą wyjątkowe.
Dlaczego?
- Niewiele brakowało, a po raz pierwszy w życiu spędzałabym je daleko od rodziny. Najbliżsi już się z tym pogodzili. Stało się inaczej. Dostałam więc święta w prezencie. Do domu przyjadę, co prawda, późno, bo dopiero 20 grudnia kończę zdjęcia do nowego programu. Najważniejsze, że będziemy razem.
Marzy pani o jakimś prezencie pod choinką?
- W tym roku zdaję się na rodzinę. Nie mam dużo wolnego, więc prezenty będę robiła na ostatnią chwilę. Najpewniej kupię je w Ustroniu, w przerwie między zdjęciami do "Sanatorium miłości". Może też sama sprawię sobie prezent. Dużo zmian zaszło ostatnio w moim życiu.
Porozmawiajmy zatem chwilę o "Sanatorium miłości".
- Razem z dwunastoma uczestnikami spędzimy kilka tygodni w sanatorium Równica w Ustroniu. Starsze osoby odwiedzają sanatoria, nie tylko po to, by podreperować zdrowie, ale i by nie być samotnym, by znaleźć towarzystwo drugiego człowieka. Bardzo byśmy chcieli, by w tym czasie nasi pensjonariusze mogli odpocząć i skorzystać z różnych zabiegów. A co więcej, by przeżyli przygodę. Spróbowali tego, na co do tej pory nie mieli czasu lub odwagi, albo tego, o czym od dawna marzyli. Przygotowaliśmy wiele atrakcji. Będzie bingo, będą zabawy taneczne. A przy okazji - dużo rozmów.
Jaki jest cel programu?
- Chcemy udowodnić, że w każdym wieku można czerpać radość z życia, że życie nie kończy się na emeryturze. Uwielbiam starszych ludzi. Ich mądrość wynikającą ze zdobytego z biegiem lat doświadczenia. I elegancję, którą w sobie mają, a której mi teraz trochę brakuje u młodszych. Seniorzy mają też w sobie radość, bo już nic nie muszą, ale dużo mogą. Cieszę, że będę mogła im towarzyszyć. 1. odcinek "Sanatorium miłości" ma się pojawić w Jedynce w styczniu.
Dziadkowie są dla pani wzorem?
- Dziadek ma 90 lat, babcia jest po 80-tce. Świetnie sobie radzą, dbają o siebie nawzajem, jeżdżą samochodem, wsiadają w pendolino i przyjeżdżają do mnie i rodziców np. na Hel. Są absolutnie młodymi ludźmi, wiecznie zabieganymi. To wspaniała para, która pokazuje nam, jak można przeżyć razem 60 lat, wciąż się kochać i szanować.
Czego życzyłaby pani naszym Czytelnikom z okazji świąt?
- Żeby, jeśli to tylko możliwe, spędzili święta z rodziną. Żeby unikali przy wigilijnym stole sprzeczek, kłótni. Dużo zdrowia, miłości i jak najmniej problemów i kłopotów.
A sobie?
- Miłości!
Rozmawiała Małgorzata Pokrycka