Marta Manowska o "Sanatorium miłości": Bohaterowie zrzucili kajdany
Jaka będzie Marta Manowska za kolejnych 30 czy 40 lat? Gospodyni przeboju "Rolnik szuka żony" nie tylko odpowiada na to pytanie, ale zdradza też, czy utrzymuje bliskie relacje z własnymi dziadkami i dzieli się wrażeniami z pracy nad swoim nowym programem. "Sanatorium miłości" zadebiutowało na antenie TVP1 w niedzielę, 20 stycznia.
O czym będzie "Sanatorium miłości"?
Marta Manowska: - To program, który łamie stereotypy myślenia o starszych ludziach. Nie jest tak, że osoby 60+ nie są już niczym zainteresowane, że tylko siedzą przed telewizorem. One naprawdę mają ochotę na życie, na wyzwania, na nowe przygody, zachowały młodość. Nasi bohaterowie wcześniej się nie znali, a weszli ze sobą nawzajem w fenomenalne relacje. Mam poczucie, że jest w nich wielka otwartość, wielka radość życia, spontaniczność, a zarazem pogodzenie się z losem, ze wszystkim, co się w przeszłości wydarzyło.
Skąd wziął się pomysł na ten program?
- Autorami pomysłu są Iwona Karpiuk i Piotr Poraj-Poleski, którzy podczas prywatnej wizyty w klubie kuracjusza zobaczyli tych ludzi, jak cieszą się życiem, jak się bawią. I wtedy postanowili, że trzeba o tym zrobić program.
Znałaś wcześniej Beskid Śląski?
- Tak! Do 24. roku życia mieszkałam w Katowicach, w Beskidzie bywaliśmy regularnie. Wstawaliśmy z rodzicami rano i za godzinę byliśmy na stoku. Znam te wszystkie miejsca. Do Ustronia jeżdżą co roku moi dziadkowie, w maju sama ich tam odwoziłam do sanatorium. Mogłam być przewodnikiem dla ekipy.
Jak się dogadywałaś z bohaterami show? Łatwo znaleźliście ze sobą wspólny język?
- To są tak naprawdę osoby w wieku moich rodziców. Bohaterowie programu potraktowali mnie trochę jak córkę, a trochę jak partnera, co mnie bardzo cieszy. Generalnie uwielbiam spędzać czas i rozmawiać z osobami starszymi ode mnie. Ten kontakt między nami zrodził się w sposób zupełnie naturalny, tak jak kontakt między nimi nawzajem. Czuję, że pracując nad tym programem, bardzo dojrzałam, choć z drugiej strony na planie było mnóstwo szaleństwa i mnóstwo radości, śmiechu.
Podobno zawsze dużo czasu spędzałaś ze swoimi dziadkami. To pomogło przy prowadzeniu programu?
- Na pewno! Mam to szczęście, że moi dziadkowie są w doskonałym zdrowiu, mimo bardzo zaawansowanego wieku. Wspaniale dogaduję się i z nimi, i z rodzicami. Trochę tak zostałam wychowana, a trochę sama taka jestem, że wszystkim się z nimi dzielę. Współpracuję też z domem pomocy społecznej dla osób z chorobą Alzheimera. Często ich odwiedzam, uwielbiam z nimi przebywać, rozmawiać. Dzieci i starsi ludzie to moje dwa ukochane środowiska. Dzieci są pełne radości i wyjątkowej energii, a z kolei osoby starsze mają w sobie taką elokwencję, doświadczenie, które uwielbiam.
Bohaterowie programu chętnie dzielili się z tobą swoimi uczuciami?
- Było dla mnie szokujące, że kilka osób powiedziało mi rzeczy, których nikomu innemu by nie zdradzili. Myślę, że już decydując się na ten program, przyjeżdżając do sanatorium, zrzucili "kajdany" i zupełnie się otworzyli. Parę osób powiedziało mi, że po tych rozmowach czuli się oczyszczeni, że to było dla nich katharsis, że wszystko z siebie wyrzucili. Dla mnie to ogromny zaszczyt, że zbudowaliśmy do siebie nawzajem takie zaufanie.
Więc w programie nie będzie tylko radośnie?
- Wielu naszych bohaterów przeszło trudne chwile. Część przeżyła ciężkie choroby lub pożegnała i odprowadziła osoby, które były dla nich bardzo ważne. Poradzili sobie z tym we wspaniały sposób. Niektórym to zajęło rok, innym więcej czasu, ale wszyscy zaczynają nowy etap w życiu, bardzo tego chcą i stąd chyba chęć wzięcia udziału w tym programie. Oni nigdy nie wiedzieli, co ich czeka następnego dnia, a w tak radosny sposób w to wchodzili, że tylko można ich podziwiać.
Masz jakiś sposób na rozmowy o trudnych sprawach?
- Myślę, że to jest kwestia skupienia, otwartości, ciepła, wsłuchiwania się w drugą osobę. Czasem człowiek zaczyna oddychać, poruszać się w ten sam sposób, co jego rozmówca. Jeżeli jest naprawdę zaangażowany, jeżeli jest ciekawy drugiego człowieka, jeżeli jest mu życzliwy, to się zaczyna dziać samo. Jest taki moment, że coś się zmienia i czujemy, jakbyśmy byli tylko my, nikogo innego wokół.
Sanatorium kojarzy się z różnymi zabiegami, je także zobaczymy?
- Tak, oczywiście. Bohaterom zaraz po przyjeździe została przedstawiona cała kadra, która będzie się zajmowała ich zdrowiem. Mieli wiele zabiegów dobranych do ich indywidualnych potrzeb. Ale oprócz tego było bardzo dużo spotkań w mniejszym i większym gronie, rozrywek, wspólnych atrakcji na świeżym powietrzu.
Przygotowaliście dla nich wiele wyzwań?
- Każdy odcinek jest o czymś innym, w każdym odcinku są inne wyzwania. Chcieliśmy m.in. pokazać naszym bohaterom, jak teraz nawiązuje się relacje, więc przedstawiliśmy im nowoczesne metody poznawania nowych ludzi. Reagowali na to bardzo otwarcie i z wielkim uśmiechem na twarzy. Mieli też bardzo dużo wyzwań fizycznych.
Dawałaś radę za nimi nadążyć?
- Dawałam radę, ale były trzy takie dni, kiedy naprawdę miałam poważne zakwasy. Chylę czoła, oni sobie radzili fenomenalnie, zasuwali w tempie równym mnie, a jednak dzieli nas tych parę lat. Nie mówiąc o tym, że wieczorem i tak były potańcówki i dzień się nie kończył.
Gdzie widzisz siebie, kiedy będziesz w wieku bohaterów programu?
- Na pewno u boku człowieka, który podobnie patrzy na świat. Widzę siebie w rodzinie, jako matkę, żonę, osobę nadal aktywną. Myślę, że będę, podobnie jak nasi bohaterowie, dalej żądna wyzwań, aktywności, podróży, poznawania nowych ludzi. Dobrze się czuję w ruchu, w trasie i myślę, że jak długo mi zdrowie pozwoli, będę chciała zachować taki tryb życia.
Znajdziesz w tym roku chwilę na odpoczynek?
- Na razie nie. Wróciłam wczoraj po miesiącu i trzech dniach nieobecności w domu, więc teraz działam, załatwiam wszystkie zaległości. Wystartowało już "Sanatorium miłości", a niedługo ruszamy z 6. edycją "Rolnika".
Rozmawiała Joanna Kołakowska