"Upoił, odurzył i zgwałcił"
Amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości miało rację nakazując zatrzymanie Romana Polańskiego na lotnisku w Zurychu i powinno doprowadzić sprawę do końca - pisze we wtorek, 29 września, "Washington Post".
"Czy Roman Polański nie wycierpiał wystarczająco wiele? Czy nie przetrwał wszystkich tych zimnych, szarych i deszczowych zim w Paryżu? (...) Czy przez kilkadziesiąt lat nie spędzał wakacji, ograniczając się do ponurej monotonii południa Francji?" - pisze sarkastycznie Eugene Robinson, po czym pyta czy apologeci Polańskiego nie powinni dać sobie spokój.
Autor komentarza zapewnia najpierw, że jest pełen uznania dla twórczości polskiego reżysera: "Chinatown to jeden z moich ulubionych filmów, Dziecko Rosemary jest dziełem sztuki i zdecydowanie zasługuje na Oscara, jakiego dostał Polański za reżyserię Pianisty".
Polański "jest wspaniałym artystą" - dodaje Robinson, lecz następnie pisze, że "może jego kolejnym dziełem będzie film o tematyce więziennej".
"Błyskotliwy lub nie Polański ucieka przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości od 1978 roku. I z pewnością nie ma nic artystycznego w przestępstwie, do którego popełnienia się przyznał: podczas sesji zdjęciowej w domu jego przyjaciela i gwiazdy Chinatown Jacka Nicholsona, Polański upoił 13-letnią dziewczynkę szampanem i narkotykami i odbył z nią stosunek" - czytamy w artykule.
"Zgadzam się - zapewnia autor tekstu - z europejskim punktem widzenia, że Amerykanie są pruderyjni i są hipokrytami w sprawach seksu. Lecz - zastrzega zaraz Robinson - dorosły mężczyzna odurzający narkotykami i gwałcący 13-letnią dziewczynkę (...), to zło moralne wszędzie na świecie i zasługuje na ostrzejszą karę niż tylko spędzenie 30 lat na pozłacanym wygnaniu".
Na koniec Robinson pisze, że nieistotny jest fakt, że teraz 45-letnia ofiara gwałtu twierdzi, że nie czuje już gniewu wobec Polańskiego i nie chce, żeby poszedł do więzienia.
"Ważne jest, co myślała i czuła w wieku lat 13, kiedy przestępstwo zostało popełnione. Ci, którzy uważają, że aresztowanie Polańskiego jest niesprawiedliwe, w istocie zgadzają się z jego argumentem, że 13-letnia dziewczynka, będąca po wpływem alkoholu i narkotyków, pozwoliła na seks z 40-letnim mężczyzną" - podkreśla autor komentarza.
"A może jego obrońcy uważają, że podanie narkotyków dziecku i zgwałcenie go to nic takiego. (...) Przeciwnie, tu chodzi o bogatego i wpływowego człowieka, który wykorzystał swoją sławę i pozycję (...), żeby zgwałcić niewinne dziecko. Tu chodzi o człowieka, który ucieka, zamiast stawić czoło konsekwencjom swoich czynów" - podkreśla zdecydowanie publicysta "Washington Post".
Więcej informacji na ten temat znajdziecie w naszym raporcie specjalnym!