Wojciech Zieliński w nowym serialu
Coraz częściej pojawia się na ekranie. Wiosną Wojciech Zieliński zagra w nowym serialu TVP - "1920. Wojna i miłość".
PAP Life: Ostatnio jest o tobie coraz głośniej. "Huśtawka", "Chrzest", nominacja do nagrody Cybulskiego. Odczuwasz już popularność?
Wojtek Zieliński: - Może faktycznie ostatnio mam więcej telefonów. Najbardziej odczuwam to, że nie muszę tak często chodzić na castingi, tylko od razu dostaję propozycję roli.
A na co dzień spotykasz się z objawami popularności?
- Postaci, w które się wcielam, są tak różne, że nie zawsze jestem rozpoznawalny. Jak powiem komuś, że zagrałem w jakimś filmie, to się dziwi i mówi, że wydawało mu się, że jestem większy, mniejszy, grubszy albo chudszy.
Wiosną zobaczymy cię w serialu TVP - "1920. Wojna i miłość". Kogo tam zagrasz?
- Gram oficera Władka Jarocińskiego, jednego z trzech głównych bohaterów. Pochodzi z Wielkopolski, wywodzi się z bogatego chłopstwa. Jest oficerem wraz ze swoimi przyjaciółmi Józefem Szymańskim i Bronkiem Jabłońskim, których grają Tomasz Borkowski i Kuba Wesołowski. Władek ma kobietę, którą wielbi. Nie chciałem pokazać typowego zakochania. Ona się wywodziła z arystokracji, a on z chłopstwa. Na podstawie tej różnicy starałem się budować relację z Zosią, czyli postacią graną przez Karolinę Chapko.
- Władek jest odznaczony przez Józefa Piłsudskiego Orderem Virtuti Militari. Mój bohater przyczynił się do tego, że strategiczne wojskowe punkty zostały utrzymane przez Wojsko Polskie. Chciałem pokazać Władka tak, żeby był podobny do każdego z nas. Scenariusz był napisany zbyt książkowo, czułem, że ten bohater jest trochę posągowy. Staraliśmy się z reżyserem zbudować tę postać bardziej realnie, aby była bliższa widzom.
Na planie serialu wojennego są kostiumy, konie, broń. Jak się w tym odnajdujesz?
- Nowe wyzwania zawsze sprawiają mi przyjemność. Nigdy nie brałem udziału w filmie historycznym. Wiem, że wszyscy mówią, że to serial, ale dla mnie to jest film historyczny w odcinkach. Tak do tego podchodziłem i tak pracowałem na planie.
- Sam kostium już tworzy postać. Przenosimy się 100 lat wcześniej i mogę się sporo dowiedzieć, ponieważ o losach Polski z tego okresu nie wiedziałem zbyt wiele. To była dla mnie dodatkowa nauka i pobudziło to we mnie emocje patriotyczne, kiedy czytałem i słuchałem rozmów konsultantów historycznych. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak wielkimi bohaterami byli ci ludzie.
- Myślałem sobie o tej walce wręcz na koniach, gdzie wydawałoby się, że jazda konna jest prosta. Już w szkole przekonałem się, że to nie jest prawda. Chociaż wtedy nie nauczyłem się za dużo, bo bardziej interesowały mnie wieczorki towarzyskie niż lekcje jazdy konnej. Na planie bardziej się do tego przyłożyłem i po tygodniu cwałowałem, jak kaskaderzy, choć na początku bardzo się bałem. Niesamowite jest to, kiedy nagle czujesz, że tworzysz z tym zwierzęciem jeden tandem...
A co z aktorkami na planie? Zakochujesz się w swoich zawodowych partnerkach?
- Dzięki temu, że od jakiegoś czasu kocham jedną, jedyną kobietę, byłem uodporniony na wdzięki Karoliny Chapko. Aczkolwiek w przeszłości pałałem uczuciem do niektórych aktorek, z którymi grałem. Ale teraz, to nie jest możliwe, ponieważ mam swoją jedyną.
Czyli aktorstwo, to nie jest zawód rozpustny?
- Myślę, że jak ktoś chce, to każdy zawód może być rozpustny. Może faktycznie mamy więcej bodźców, które temu służą, ale jeżeli ktoś ma silny kręgosłup, to przychodzi do pracy i wykonuje swoje zadanie. Oczywiście są koszta emocjonalne, ponieważ gramy na cienkich strunach, ale taki jest nasz zawód.
Z Wojciechem Zielińskim rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).
Jeśli chcesz wiedzieć więcej o swoich ulubionych produkcjach, zajrzyj na wortal Świat seriali.pl