To cud, że wrócili do życia
Tom Hanks - zdobywca Oscara za role w filmach: "Filadelfia" i "Forrest Gump", w ostatnim czasie częściej niż grą w filmach zajmuje się reżyserią i działaniami producenckimi. Niedawno na antenie ukazał się serial "Pacyfik", kolejna po "Kompanii braci" produkcja, nad którą pracował wspólnie ze Stevenem Spielbergiem.
Mimo że "Pacyfik" opowiada o potyczkach amerykańsko-japońskich w czasie II wojny światowej, które prezentowane były już w wielu produkcjach, aktor przekonuje, że nigdy dotąd nie zostały one pokazane tak wiarygodnie.
- Po zakończeniu prac nad 'Kompanią braci', mieliśmy poczucie, że udało się nam zamknąć dopiero pierwszy rozdział opowieści. Na realizację czekała druga część. W końcu Steven Spielberg zadał pytanie: Czy możemy nakręcić coś o wojnie na Pacyfiku? Zaczęliśmy rozważać różne warianty. Nie chcieliśmy pokazać niczego, co byłoby czystą fikcją. Czułem, że jeśli uda się nam znaleźć dobre materiały źródłowe, będzie to doskonały punkt wyjścia - opowiada Hanks.
Na planie serialu artysta spotkał się z wieloma uczestnikami II wojny światowej, których wspomnienia były podstawą scenariusza.
- Podczas rozmowy z kapitanem Dickiem Wintersem, dowódcą Kompanii E i głównym bohaterem 'Kompanii braci' wspominałem, że szukam wspomnień Eugene'a Sledge'a. 'Słusznie. Sledge to legenda' - odpowiedział. Potem znaleźliśmy też inne pamiętniki i przeprowadziliśmy wywiady z wieloma weteranami - tłumaczy aktor.
Hanks twierdzi, że udało się stworzyć scenariusz serialu na podstawie samych dokumentów, bez wątków fikcyjnych, ponieważ materiały historyczne są na tyle bogate, że nie trzeba było niczego wymyślać.
- Dysponowaliśmy wspomnieniami Eugene'a Sledge'a 'Piekło Pacyfiku'. Kolejnym punktem odwołania była dla nas książka Roberta Leckie'ego 'Helmet for My Pillow' oraz 'Red Blood, Black Sand' Charlesa Tatuma. Zebraliśmy wiele materiałów na temat Johna Basilone, którego historia jest szczegółowo opisana i udokumentowana - wyznaje gwiazdor.
Akcja serialu skupia się właśnie wokół tych trzech postaci: Sledge'a, Leckie'go i Basilone.
- Każdy z nich zaciągnął się do korpusu marines w innych okolicznościach. John Basilone po nalocie na Pearl Harbor zgłosił się do marines, bo chciał być na froncie. Robert Leckie, który skończył w przededniu wybuchu wojny szkołę średnią i zaczął pracować jako dziennikarz, także sam zgłosił się do piechoty morskiej. Eugene Sledge chciał wstąpić do armii, ale nie pozwalała mu na to wada serca i sprzeciw ojca, który był chirurgiem. Śledzimy ich losy od grudnia 1941 roku do końca 1946 roku - wyjaśnia Hanks.
Aktor jest pod wrażeniem siły i odporności psychicznej weteranów, których poznał na planie. Ma nadzieje, że jego serial w pewien sposób spłaca dług, jaki wszyscy mają wobec nich.
- Po tym, co przeszli, zdołali wrócili do normalnego życia. To cud. Podjęli na nowo przerwane studia, poszli do pracy. Jak mogli zarabiać, zakładać rodziny, nie przeżywając załamań nerwowych? Jak to możliwe, że w 1952 roku ubierali choinkę w otoczeniu swoich dzieci, albo w 1959 roku zatrzymywali samochód, aby zobaczyć nową restaurację z cheesburgerami w ich rodzinnym mieście - podsumowuje artysta.
Z Tomem Hanksem rozmawiał Gary Contino.
Więcej czytaj w magazynie "Tele Tydzień"
Jeśli chcesz wiedzieć więcej o swoich ulubionych produkcjach, zajrzyj na wortal Świat seriali.pl