Czarny charakter "Na Wspólnej"
Anna Samusionek przyznaje, że życie nie szczędziło jej zmartwień, jednak nigdy się nie poddała. "Działam, podejmuję nowe wyzwania, nie chowam w sobie urazów i nie zamykam się na ludzi" - mówi.
Choć w serialu "Na Wspólnej" gra Ilonę Zdybicką, kobietę bez skrupułów, która nie liczy się ze zdaniem innych osób, prywatnie jest delikatna i wrażliwa.
"Często szukam jakiegoś usprawiedliwienia dla mojej bohaterki, ale jak usprawiedliwić krzywdzenie innych" - mówi.
Jej postać dosłownie zmierza do celu po trupach. Aktorka także jest mocną psychicznie osobą, ale unika takiego działania.
"Patrząc na wszystkie perypetie, jakie zdarzyły się w moim życiu, z których na szczęście wybrnęłam, rzeczywiście trudno mnie złamać. Jestem silna, ale na pewno nie jestem przebojowa i nie osiągam sukcesów kosztem innych. W serialu, owszem, gram kobietę biznesu instrumentalnie traktującą ludzi, używającą bezlitośnie i z wyrachowaniem damskich atutów, aby osiągnąć swój cel, ale prywatnie jestem zupełnie innym człowiekiem" - wyznaje Samusionek.
Artystka nie jest jednak w stanie wyobrazić sobie siebie jako delikatnej i wrażliwej ekranowej postaci.
"Widzowie patrzą na aktorów i ich możliwości przez pryzmat wcześniejszych ról albo wizerunku stworzonego przez media. Moje najbardziej znane szerokiej publiczności postacie, jakie zagrałam, to kobiety przebojowe, walczące o swoje życie. Nie ukrywam, że granie takich osób sprawia mi najwięcej satysfakcji, ale nie lubię jednowymiarowości. Dlatego Ilonie Zdybickiej staram się nadać trochę ludzkich odruchów, przemycam często poza tekstem i scenariuszem tęsknotę za dzieckiem, rodziną, normalnym życiem. Staram się pokazać, że walka Ilony o sukces ma naprawdę wysoką cenę" - przekonuje gwiazda.
Prywatnie Samusionek także nigdy się nie poddaje.
"Działam i wciąż podejmuję nowe wyzwania. Nie wierzę też, że sam czas wszystko zmieni i wyleczy rany, trzeba nad tym pracować. Dużo przeszłam, ale na szczęście życiowe problemy nie czynią ze mnie osoby zgorzkniałej i negatywnie nastawionej do świata. Nie chowam w sobie urazów. Nie jestem zamknięta na świat i ludzi. Mimo różnych problemów wciąż mam serce na dłoni, co nie zawsze zresztą wychodzi mi do końca na dobre" - twierdzi aktorka.
Mimo wszystkich przeciwności losu wciąż jest jednak optymistką.
"Potrafię cieszyć się małymi rzeczami i tym, co mam. Nigdy nie potrzebowałam atrybutów w postaci drogich gadżetów, aby podbudowywać własną wartość. Życie i studiowanie Biblii nauczyło mnie pokory. Od tego, ile mam na koncie, ważniejsza jest dla mnie rodzina i ilość otaczających mnie przyjaciół czy ludzi, na których zawsze mogę polegać, a także to, co mogę dać z siebie innym. I chociaż niektórzy twierdzą, że w moich oczach już nie ma dawnej beztroski, nadal jestem optymistką i zawsze widzę szklankę do połowy pełną, a nie do połowy pustą" - kończy artystka.