Twórcy dźwięku do "Strefy interesów" o pracy nad filmem. "Nasza dwójka zrobiła dwa różne filmy"
Twórcy dźwięku do "Strefy interesów" opowiedzieli o pracy nad filmem w wywiadzie dla Interii. Johnnie Burn i Tarn Willers zostali nominowani do Oscara w kategorii najlepszy dźwięk. W rozmowie przyznają, że ciążyła na nich ogromna odpowiedzialność.
Polsko-brytyjska koprodukcja "Strefa interesów" to wstrząsająca opowieść o idyllicznym życiu rodzinnym Rudolfa Hössa. Johnnie Burn i Tarn Willers, twórcy dźwięku do filmu w rozmowie z Arturem Zaborskim dla Interii opowiedzieli o pracy nad filmem.
"To była ogromna odpowiedzialność. By przez dźwięk odpowiednio wyłapać, co reżyser miał na myśli. On nie chciał odwzorować czasu czy miejsca, chciał by dźwięk był zbliżony do rzeczywistości. Johnnie zrobił ogromny research, szukając odgłosów, które mogły być wówczas słyszalne w i wokół Oświęcimia" - mówi Tarn Willers. "Oczywiście, tak, masz rację. Odpowiedzialność, by to grało w filmie. I odpowiedzialność za ofiary i osoby, które przetrwały. Nie mogliśmy z tego zrobić sensacji. Skupiłem się na wykorzystaniu minimalnej ilości dźwięku, by być w stanie odpowiednio opowiedzieć historię" - dodaje Johnnie Burn.
Willers pracował nad filmem, będąc na miejscu, w Oświęcimiu. Z kolei Burn tworzył dźwięk dopiero rok po nakręceniu zdjęć do "Strefy interesów".
"Byłem na miejscu. Oczywiście, byliśmy zaraz obok obozu, co miało ogromny wpływ na nas wszystkich, na całą ekipę. Nasza dwójka zrobiła dwa różne filmy. Ja zrobiłem film, który widzicie. Nagrałem dźwięk w tej lokacji. Dźwięk z życia rodziny, żyjącej w domu, z dziećmi, bawiącymi się w ogrodzie, biegającymi wokół. Wszystko, co działo się za murem stworzył później Johnnie i jego zespół [...]" - opowiada.
"Kręciliśmy na "świętej" ziemi i każdy miał tego świadomość. Dźwięk, związany z horrorem za murem zaczęliśmy tworzyć dopiero rok po nakręceniu filmu" - dodaje Burn.
Panowie są nominowani do Oscara w kategorii najlepszy dźwięk.
"Strefa interesów" luźno nawiązuje do głośnej powieści wojennej "Strefa interesów" Martina Amisa z 2014 roku, która opisuje miłość między Rudolfem Hösse a jego żoną Hedwig, z którą miał pięcioro dzieci. Film, w którym główne role zagrali niemieccy aktorzy Christian Friedel i Sandra Hüller, krytycy nazwali "zatrważającym spojrzeniem na banalność zła" (Indiewire) oraz "przerażającym i niezwykle potrzebnym we współczesnych czasach" (Vanity Fair).
Produkcja, którą nakręcono w Oświęcimiu, była współfinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Za reżyserię odpowiada Brytyjczyk, Jonathan Glazer, twórca filmów "Sexy Beast" i "Under the Skin", a także teledysków zespołów Radiohead i Massive Attack. Wszystkie zdjęcia do filmu, których autorem jest Łukasz Żal - zostały zrealizowane w Polsce, z czego ich większa część w Oświęcimiu, przy ścisłej współpracy z Muzeum Auschwitz-Birkenau. Jego twórcy przeprowadzili szeroko zakrojone, wieloletnie badania historyczne, oparte również na rozmowach przeprowadzonych z mieszkańcami Oświęcimia.
Za produkcję filmu po polskiej stronie odpowiada Ewa Puszczyńska (Extreme Emotions), która przyłożyła wcześniej rękę do sukcesów "Idy" i "Zimnej wojny". Inni polscy twórcy zaangażowani w ten projekt to m.in. Joanna Kuś (scenografia), Waldemar Pokromski (charakteryzacja), Małgorzata Karpiuk (kostiumy) i Małgorzata Bereźnicka (kierowniczka produkcji).
Czytaj więcej: Ten film walczy o pięć Oscarów. Pracowało nad nim aż 110 polskich filmowców