Oscary 2024

Berlinale 2023. "Golda": Film gabinetowy [recenzja]

Helen Mirren w filmie "Golda" /materiały prasowe

Trudno mi sobie wyobrazić zawodowe wyzwanie, któremu Helen Mirren by nie sprostała. To jedna z tych niewielu aktorek potrafiących, mówiąc kolokwialnie, zagrać wszystko. Niezależnie, czy jest to rola brytyjskiej królowej, włoskiej emigrantki, rozpieszczonej dziewczyny z bogatego domu czy niezbyt sympatycznej służącej. Po nagrodzonej Oscarem przed szesnastu laty roli Elżbiety II brytyjska aktorka zmierzyła się właśnie z kolejną kobiecą polityczną ikoną.

"Golda": Helen Mirren jako premier Izraela Golda Meir

Helen Mirren wciela się w tytułową rolę w pokazywanym premierowo na Berlinale nowym filmie izraelskiego reżysera Guya Nattiva. "Golda" to opowieść o legendarnej Goldzie Meir w czasach, kiedy pełniła obowiązki premiera Izraela. Kobiecie, która przeszła do historii jako "Żelazna Dama" polityki na długo przed tym, zanim to określenie przylgnęło do Margaret Thatcher.

"Golda" koncentruje się na wydarzeniach z 1973 roku, znanych jako wojna Jom Kippur, kiedy to doszło do ataku połączonych sił egipskich i syryjskich na półwysep Synaj oraz Wzgórza Golan. Nattiv opowiada o tym w formie serii retrospekcji przywoływanych podczas przesłuchania przed Komisją Agranat, jakiemu Golda Meir musiała stawić czoła w kolejnym roku, tłumacząc słabe przygotowanie sił obronnych do zaskakującego uderzenia.

Reklama

"Golda" tym samym balansuje pomiędzy kinem wojennym a dramatem psychologicznym, ukazującym jednostkę w chwili ekstremalnej próby. I mam wrażenie, że nie sprawdza się za bardzo ani na jednym, ani na drugim polu. Film jest do bólu konwencjonalny, trąci trudną do zniesienia sztucznością, przez co bardziej może kojarzyć się z przeciętną telewizyjną produkcją niż kinowym spektaklem. To o tyle zaskakujące, że w swoim poprzednim filmie - "Skóra" z 2018 roku - Nattiv dał się poznać jako odważny, poszukujący, także w kontekście formy, twórca. Tym razem wygląda na to, że poszedł po linii najmniejszego oporu, zupełnie jakby ciężar powodzenia produkcji przerzucił na swoją główną aktorkę.

"Golda": Film do bólu konwencjonalny, Mirren dwoi się i troi

Mocno ucharakteryzowana Mirren, z nieodłącznym papierosem w ręku, dwoi się i troi, przez większość czasu ekranowego, przechodząc z jednego gabinetu do drugiego, by odbyć kolejną naradę. Do tego de facto można by sprowadzić fabułę filmu Nattiva. Z drugiej strony, przed kilkoma laty Joe Wright w "Czasie mroku" (2017), traktującym o wyrywku z życia innego wielkiego polityka Winstona Churchilla, udowodnił, że nawet taki sposób - dość statycznej narracji - nie przeszkadza w zbudowaniu atrakcyjnej dla widza, pełnej napięcia opowieści.

Golda Meir funkcjonuje niemal wyłącznie w męskim otoczeniu, próbując na każdym kroku pogodzić ego przekrzykujących się co rusz współpracowników. I choć w pewnym momencie dosadnie stwierdza: "Jestem politykiem, a nie żołnierzem", kluczowe strategiczne decyzje należą do niej. Przy czym sprawia raczej wrażenie matki, starającej się zapanować nad gronem niesfornych synów, aniżeli wytrawnej polityczki. Tę twarz w pełni pokazuje w zasadzie wyłącznie w relacjach z amerykańskim sekretarzem stanu Henrym Kissingerem (w tej roli Liev Schreiber). I to jedyny naprawdę udany dynamiczny, momentami zabawny wątek filmu. Bohaterowie drugiego planu, z wyjątkiem wspomnianego Kissingera, zostali w "Goldzie" potraktowani po macoszemu. Płasko, stereotypowo, bez cienia błysku, który sprawiłby, że łatwiej byłoby się z nimi utożsamić. Bez względu na to, czy jest to asystentka tytułowej bohaterki, stenotypistka cierpiąca z powodu wysłania na front syna, którykolwiek z izraelskich ministrów czy szef Mossadu.

Co ciekawe, polityczna atmosfera przesiąkniętych papierosowym dymem gabinetów z filmu udzieliła się najwyraźniej niektórym dziennikarzom w trakcie berlińskiego festiwalu. Wybór, jakiego dokonał Nattiv, angażując Helen Mirren do tytułowej roli, wzbudził bowiem wśród części z nich niemałe kontrowersje. Rzecz jasna nie z uwagi na jej aktorskie umiejętności, bo tych nie da się podważyć, a pochodzenie, rozumiane w kontekście braku żydowskich korzeni. Reżyser nie dał się jednak wciągnąć w tę dyskusję, ucinając ją w zarodku. I słusznie. Bo to akurat, moim zdaniem, najmniejszy problem jego filmu.

4/10

"Golda", reż. Guy Nattiv, Wielka Brytania, USA 2023, premiera na festiwalu Berlinale 2023.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy