Zanim z wypiekami na twarzy usiądziemy do oglądania kolejnego sezonu "The Crown", życiem rodziny królewskiej "nacieszyć" możemy się w nowym filmie Pablo Larraína (reżyseria) i Stevena Knighta (scenariusz) - "Spencer". Nie jest to kolejna sentymentalna biografia królowej ludzkich serc. O nie!
Pablo Larraín, chilijski reżyser podbijający Hollywood, już kilka razy udowodnił, że potrafi kreślić na ekranie niebanalne portrety kobiet. Dzięki niemu Natalie Portman mogła olśnić widzów w roli Jacqueline Kennedy ("Jackie"). Pamiętacie, jak kroczyła korytarzami Białego Domu? Jej oczy, jej kreacje... To on też odkrył niezwykły, pełen kolorów, świat Emy, młodej tancerki w filmie o takim właśnie tytule.
"Spencer" również wymyka się szablonom i sztampowym rozwiązaniom. Dzięki oku Larraína, ale i scenariuszowi Stevena Knighta, jednemu z najciekawszych współczesnych autorów brytyjskich, który potrafi zbudować napięcie w filmie rozgrywającym się w całości w samochodzie pędzącym po autostradzie ("Locke"). Nie zapominając o mistrzowskim "Peaky Blinders". Tandem godny Diany.
Ich wspólny film nie ma nic wspólnego z klasyczną biografią, w której jeszcze raz do znudzenia "wałkowany" jest temat dzieciństwa przyszłej księżnej, bajkowego romansu niewinnej przedszkolanki z cynicznym przyszłym królem, niebajkowego rozwodu i tragicznego wypadku w paryskim tunelu. Autorzy koncentrują się na trzech świątecznych dniach 1991 roku, kiedy to małżeństwo Diany i Karola jest już tylko czystą fikcją, ostatkami sił bronioną przed tabloidowymi teleobiektywami przez królewską korporację. Wielbiciele monarchii doskonale wiedzą, że to czas, kiedy Spencer zwierzała się doktorowi Jamesowi Colthurstowi z problemów, z którymi mierzyła się w swoim związku. I że niedługo później - na podstawie tych rozmów - dziennikarz Andrew Morton napisał kontrowersyjną biografię: "Diana: Her True Story". To wtedy Brytyjczycy dowiedzieli się, że księżna miała myśli samobójcze. I to dookoła stanu psychicznego - wewnętrznego świata Diany - zbudowana jest opowieść Larraína i Knighta.
W Wigilię rodzina królewska zbiera się w zimnych murach wiecznie niedogrzanego pałacu Sandringham Estate (na marginesie - rezydencję zagrały niemieckie zamki Schlosshotel Kronberg, Schloss Marquardt i Schloss Nordkirchen). Arystokraci kurczowo trzymają się rytuałów znanych od stuleci - to jedyny ich sposób na rozwiązywanie problemów. Tradycja. Młoda kobieta, której świat rozpada się na milion kawałków, czuje się w tym otoczeniu źle. Dusi się. Elegancki naszyjnik z pereł, który daje jej mąż - taki sam wręcza też swojej kochance, Camilli - niemal ją parzy, chce go zerwać. Chce uciec od wytwornej kolacji do fast fooda, wyrwać się ze złotej klatki ku wolności.
Diana wie, że uczestniczy w spektaklu dla świata, ona sama się tu nie liczy, nie jest podmiotem, tylko lalką, którą można przebierać w kolejne kreacje - na śniadanie, obiad, kolację, wizytę w kościele... Za każdym razem, kiedy próbuje złamać reguły, choćby wykroczenie było najmniejsze (nocne podjadanie, inna niż wybrana przez garderobianą suknia), natychmiast zjawia się ktoś, kto ją "uprzejmie" upomni. "Oni się nie zmienią, ty musisz się zmienić", "Muszą być dwie Diany: prawdziwa i ta, która pozuje do zdjęć. Dla kraju, dla ludu" - słyszy ciągle. Tymi słowami wybrzmiewa nawet cisza długich, opływających bogactwem korytarzy. Wykrzykują je suknie. Unoszą się w wiekowym kurzu z naskórkiem królowej Wiktorii. Jedyną otuchą w tym wrogim środowisku są dla księżnej synowie. Jedyną towarzyszką jej cierpienia jest Anne Boleyn, druga żona Henryka VIII, stracona, bo monarcha postanowił ożenić się z inną kobietą...
"Myślę, że Diana Spencer na zawsze zmieniła paradygmat wyidealizowanych ikon, które tworzy popkultura" - w eksplikacji reżyserskiej napisał Pablo Larraín. "To historia księżniczki, która postanowiła nie zostawać królową, bo pragnęła zbudować własną tożsamość. To bajka przenicowana. Byłem zaskoczony decyzją Diany i przypuszczałem, że musiała być ona dla niej bardzo trudna. I to jest serce filmu. Oscylowanie między zwątpieniem a determinacją oraz to, jak Diana starała się uwolnić i walczyła o wolność nie tylko dla siebie, ale także dla swoich dzieci. To była decyzja, która określiła jej dziedzictwo: uczciwość i człowieczeństwo" - dodał. Z Knightem próbują uchwycić to, co nieuchwytne, a takie założenie dyktuje całą formę "Spencer".
Pod pewnymi względami film przypomina wielką, ale jednocześnie kameralną operę (czy to możliwe?), w której zabrakło śpiewu. Została natomiast niesamowita muzyka, skomponowana przez Jonny'ego Greenwooda z Radiohead, łącząca w sobie różne epoki, barok i jazz. Organy i trąbkę. Te dźwięki oplatają widza, czasami - w zderzeniu z obrazem - są dowcipne, momentami groteskowe. Przez większość czasu przytłaczają jak presja, którą na Dianie wywiera rodzina. I kontrastują tak mocno z rozbrzmiewającymi w finałowych ujęciach słowami "All I Need Is A Miracle" Mike & The Mechanics. Cud nie przyszedł, wiemy dziś o tym.
Ten wielki, a ciasny świat tworzy też obraz - są tu sceny z pogranicza wizyjnych, poetyckich. Kamera podąża za Dianą i jej myślami. Autorka zdjęć Claire Mathon nie oddziela tych przestrzeni - łączy je spójnie i to widz musi sobie poukładać, co dzieje się naprawdę dookoła Diany, a co w jej głowie, co jest "faktem", co "zjawą". "Nie chodziło nam o nakręcenie dramatu dokumentalnego; chcieliśmy stworzyć coś nowego z elementów rzeczywistości i wyobraźni. Wszystko, co widzi Diana, jest odbiciem jej wspomnień, lęków i pragnień, a zapewne również i złudzeń" - komentował w swojej eksplikacji reżyser.
Nie byłoby "Spencer" bez Kristen Stewart. Oczywiście! Amerykankę otaczają wybitni brytyjscy aktorzy, w tym Timothy Spall (jako majordomus) i Sally Hawkins (garderobiana). Ale to ona dźwiga na swoich barkach cały ciężar widowiska i to od niej zależy jak dalece widz podąży za tym tragicznym snem, zatopionym w grudniowych mgłach i depresji. Porównałam wyżej film z operą - ze względu na muzykę Greenwooda i całe otoczenie, w którym się rozgrywa. Kameralność i serce tej opowieści bije jednak w Stewart. Jej rozedrganiu, gestach, ściśniętych ustach, pięściach uderzających o stół, biegu, nerwowej grze w szczerość z synami. Łatwo wyobrazić sobie tę kreację bez żadnych ozdobników dookoła, gdzieś na pustej scenie, w niezależnym teatrze. Efekt byłby jeszcze bardziej piorunujący.
Po roli Diany oscarowa nominacja dla dziewczyny wampira i jakaś nowa droga wydają się nieuchronne. Jeszcze jeden dar od Diany, której królewski sen zamienił się w koszmar bez happy endu. Koszmar, któremu kolejni artyści i widzowie nie pozwalają odejść w zapomnienie z czułością się nad nim pochylając. Taki paradoks.
6,5/10
"Spencer", reż. Pablo Larraín, Wielka Brytania, Niemcy, Chile 2021, dystrybutor: Forum Film, polska premiera kinowa: 5 listopada 2021 roku.
Czytaj również:
"Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun": Niby tak samo, a jednak inaczej [recenzja]
"Wszystkie nasze strachy": eLGieBeT [recenzja]
Legenda kina ukarana grzywną za rasistowskie uwagi!
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.