Oscary 2018
Reklama

Frances McDormand: Aktorka, nie celebrytka

Nie ma urody hollywoodzkich gwiazd, nigdy nie nosi makijażu, od lat stroni od ścianek i celebryckiego życia. Frances McDormand, tegoroczna laureatka Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę żeńską, to królowa ekranu - nie czerwonych dywanów.

Nie ma urody hollywoodzkich gwiazd, nigdy nie nosi makijażu, od lat stroni od ścianek i celebryckiego życia. Frances McDormand, tegoroczna laureatka Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę żeńską, to królowa ekranu - nie czerwonych dywanów.
Frances McDormand ma do siebie sporo dystansu /John Phillips /Getty Images

W wyścigu po Oscara Frances była niekwestionowaną faworytką. Mimo potężnej konkurencji, od początku niemal dla wszystkich było jasne, że to właśnie odtwórczyni głównej roli w dramacie "Trzy billboardy za Ebbing, Missouri" należy się złota statuetka. McDormand wcielając się w postać Mildred Hayes - zdesperowanej samotnej matki, pragnącej za wszelką cenę zmusić lokalną policję do większych starań w schwytaniu zabójcy jej córki, stworzyła jedną z najciekawszych, najbardziej złożonych i fascynujących kreacji w swojej karierze. Jako silna i bezkompromisowa mścicielka z Missouri potrafi wzruszyć, by za chwilę rozbawić widza do łez. Jej oscarowa płomienna przemowa, w której oddała hołd wszystkim nominowanym do statuetki kobietom, była z kolei jednym z ważniejszych momentów tegorocznej ceremonii.

Reklama

Talent pochodzącej z Illinois aktorki został doceniony przez Akademię nie po raz pierwszy - to już bowiem drugi Oscar w karierze McDormand. Na swoim koncie ma ona skądinąd szereg prestiżowych nagród, w tym Złoty Glob, nagrodę Emmy czy BAFTA. Uhonorowana w 1996 roku Oscarem za brawurową rolę ciężarnej komendantki policji w thrillerze "Fargo" w reżyserii braci Coen, natychmiast wkroczyła do aktorskiej pierwszej ligi Hollywood. Mimo nieoczywistej, niewpisującej się w standardy fabryki snów urody, ostentacyjnego lekceważenia show-biznesowej etykiety w postaci nienoszenia makijażu i seksownych strojów, wreszcie braku zainteresowania celebryckim życiem i pozowaniem na czerwonych dywanach, zaliczana jest do ścisłej czołówki amerykańskich gwiazd i wielkich talentów współczesnego kina.

McDormand, prywatnie żona reżysera Joela Coena, wraz z którym od ponad trzech dekad tworzą jedną z najtrwalszych i najbardziej zgranych par w show-biznesie, nie miała łatwego startu. Porzucona przez matkę tuż po urodzeniu, rok później została adoptowana przez parę z Kanady, która, jak Frances wielokrotnie zapewniała w wywiadach, podarowała jej spokojne i szczęśliwe dzieciństwo. Wzorem adopcyjnych rodziców w 1995 roku wraz z mężem również przygarnęła dziecko - chłopca z Paragwaju. Choć dziś doceniana jest za aktorski kunszt i osobowość, w przeszłości niejednokrotnie spotykała się z odrzuceniem ze strony producentów z uwagi na "brak odpowiednich warunków". Od czasu, gdy jedna z wytwórni zaproponowała jej pokrycie kosztów operacji plastycznej, nie tylko zerwała z nią na zawsze współpracę, ale i zdecydowała nigdy nie ingerować w swój wygląd, choćby w postaci noszenia makijażu.

W "Trzech billboardach za Ebbing, Missouri" talent 60-letniej McDormand błyszczy jaśniej niż kiedykolwiek. Reżyser filmu i twórca scenariusza Martin McDonagh nie ukrywa zresztą, że w głównej roli od samego początku widział wyłącznie Frances, którą określa mianem najwybitniejszej aktorki swojego pokolenia. Uwielbiana przez krytyków i widzów nie tylko za niebywałą zdolność kreowania wyrazistych i wiarygodnych postaci, ale też za normalność - nieuleganie hollywoodzkim modom i presji bycia rozpoznawalną - postanowiła pozostać sobą, czego od lat trzyma się nad wyraz konsekwentnie. Królowa srebrnego ekranu Frances McDormand po raz kolejny udowodniła, że talent, nawet bez pięknej oprawy, z łatwością obroni się sam. I zasługuje na największe laury i wyróżnienia - także Oscara.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Frances McDormand | Oscary 2018
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy