"Ukryte działania" [recenzja]: Licz na siebie
Kiedy pada hasło "wyścig kosmiczny", większość z nas widzi Neila Armstronga wbijającego amerykańską flagę w powierzchnię Księżyca. Myślimy o Łajce, Sputniku i komputerach wielkości ciężarówek. Film Theodore'a Melfiego "Ukryte działania" pokazuje, że równoległe ze starciem dwóch supermocarstw odbywał się jeszcze inny wyścig, wyścig pojedynczych ludzi o własne marzenia.
Współczesna Ameryka zamieniła się w krainę sentymentów. Tamtejsze społeczeństwo z coraz większą nostalgią patrzy chociażby na czasy prezydentury Kennedy'ego, kiedy to gospodarka kwitła, miejsc pracy nie brakowało, a kraj wydawał się być zjednoczony w walce ze Związkiem Radzieckim. Wielu nie chce pamiętać, że były to również czasy segregacji rasowej i szerzącego się seksizmu.
Z całą pewnością pamiętają o tym trzy główne bohaterki całej historii - Katherine G. Johnson (w tej roli Taraji P. Henson), Dorothy Vaughan (Octavia Spencer) i Mary Jackson (Janelle Monae).
Poznajemy je w 1961 roku, kiedy to na poboczu drogi próbują naprawić samochód. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest to niecodzienne trio. Spokojna i wyważona Katherine, wygadana i trochę złośliwa Mary oraz odpowiedzialna i konkretna Dorothy. Mimo że ich charaktery wydają się być zupełnie odmienne, kobiety świetnie się dopełniają.
Kiedy naprawienie niesprawnego sinika wydaje się już być tyko kwestią minut, na poboczu staje drugi samochód - policyjny radiowóz. Wszystko wskazuje na to, że będą kłopoty. Mamy połowę XX wieku, a wszystkie trzy kobiety to Afroamerykanki. Policjant od początku jest bardzo nieprzyjemny. Pyta, dokąd jadą. Odpowiadają, że do pracy... w NASA. Zadziwiony stróż prawa nie może uwierzyć, że trzy czarnoskóre kobiety pomagają wysłać pierwszego Amerykanina w kosmos. Dopytuje, czy blisko współpracują z astronautami. Mary szybko odpowiada, że widzą się z nimi codziennie. W jej głosie nie brakuje ironii, ale policjant jej nie wyczuwa. Zmienia ton i oferuje pomoc przy naprawie samochodu. Dorothy odpowiada, że raczej nie ma takiej potrzeby. Pochyla się nad silnikiem, po minucie motor znowu działa.
Mundurowy w ramach rekompensaty oferuje eskortę. W następnej scenie samochód prowadzony przez Mary "siedzi na ogonie" policyjnego radiowozu. Trzy czarnoskóre kobiety gonią samochodem białego policjanta. To musi być cud. Tak jak cały ten film.
Bohaterki "Ukrytych działań" przez dwie godziny trwania seansu pokazują widzom, że nie ma rzeczy niemożliwych. Każda z nich wytrwale pracuje, aby Ameryka zwyciężyła Związek Radziecki w kosmicznym wyścigu. Dają swoje talenty ojczyźnie, która nie pozwala im korzystać z tych samych toalet, co biali, wyznacza im szkoły, w których mogą się uczyć i biblioteki, gdzie mogą wypożyczać książki.
Przez cały film NASA zdaje się mówić do każdej z kobiet: "Nie nadajesz się do tej pracy. Jesteś tu przez przypadek". "Przekonajmy się" - odpowiada na swój sposób każda z nich. I to właśnie sprawia, że jest to film wyjątkowy. Melfi pokazuje, że gwiazd może sięgnąć każdy. Niezależnie od tego, jaki ma kolor skóry, płeć czy wyznanie. Liczy się ciężka praca.
"Ukryte działania" warto również obejrzeć ż z uwagi na doskonale zgrany zespół aktorski. Henson, Spencer i Monae idealnie się uzupełniają. Partneruje im rewelacyjny w roli despotycznego szefa Kevin Costner, a Jim Parsons jest wyrazisty jak zawsze.
8/10
"Ukryte działania" [Hidden Figures], reż. Theodore Melfi, USA 2017, dystrybutor: Imperial-Cinepix, premiera kinowa: 24 lutego 2017