Jimmy Kimmel zdradził, jak miała skończyć się oscarowa gala
Jimmy Kimmel - gospodarz zakończonej kompromitującą pomyłką oscarowej gali - w swoim programie opowiedział o tym, jak zgodnie z planem miała się skończyć ceremonia. Mówił też o tym, jak całe zamieszanie wyglądało z jego perspektywy.
Oscary wręczono w nocy z niedzieli na poniedziałek (26/27 lutego) w Hollywood. Przypomnijmy, że zamieszanie dotyczyło najważniejszej kategorii. Początkowo ogłoszono, że najlepszym filmem jest "La La Land" Damiena Chazelle.
Ekipa "La La Landu" triumfalnie weszła na scenę. Twórcy zaczęli już nawet wygłaszać podziękowania, ale po chwili widać było, że zaniepokojeni rozglądają się na boki, a na scenie robi się coraz większe zamieszanie. Niezręczną sytuację przerwał w końcu Jordan Horowitz, producent "La La Landu". "Nie, to pomyłka. 'Moonlight' - to wy wygraliście. To nie żart" - powiedział.
"Plan był taki, że miałem zakończyć galę siedząc wśród publiczności, u boku Matta Damona" - przyznał w swoim programie Jimmy Kimmel, który przez całą ceremonię żartował sobie z gwiazdora.
"Niezależnie od zamieszania wokół zwycięzcy on na pewno przegrał. On był i jest przegranym" - dodał. "Siedzieliśmy na widowni, zauważyliśmy zamieszanie i wtedy Matt powiedział: słyszałem, że kierownik sceny mówił coś o źle odczytanym zwycięzcy. Pomyślałem, że to niecodzienne, ale prowadzący wyjdzie na scenę i na pewno to wyjaśni. Wtedy uświadomiłem sobie, że to przecież ja" - relacjonował.
"Na scenie mieliśmy twórców dwóch filmów. Stałem tam jak idiota i bardzo im współczułem, ale też bardzo starałem się, by się nie zaśmiać" - opowiadał Kimmel. W pewnym momencie z pierwszego rzędu machał do mnie Denzel Washington. Nie wiedziałem, o co chodzi ale wyciągał rękę i mówił 'Barry'" - relacjonował. Okazało się, że prowadzący zasłonił reżysera "Moonlightu" Barry'ego Jenkinsa, który dopiero potem stanął przed mikrofonem i wygłosił swoją mowę.
Coś takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca...
Kimmel przyznał, że po zakończeniu ceremonii zasypano go pytaniami, czy nie próbował wkręcić widzów. Stanowczo odciął się od takich sugestii.
Jak podaje "Variety", do zamieszania doprowadził pracownik PricewaterhouseCooper Brian Cullinan. Był on jedną z dwóch osób, która podawała gwiazdom koperty z nazwiskami. Według relacji świadków, mężczyzna był zajęty tweetowaniem i to mogło sprawić, że nie zwrócił uwagę na kopertę.