"Zniewolony. 12 Years a Slave": Prawdziwa historia [recenzja]
"Zniewolony" zbliżył Steve'a McQueena do amerykańskiej fabryki snów i jednocześnie potwierdza jego warsztatowe mistrzostwo. Brytyjski twórca po raz kolejny sięga po powracający w jego filmach temat zniewolenia. I jak zwykle czyni to w sposób intensywny - narracyjnie i wizualnie. To historia prawdziwa. Nie tylko dlatego, że oparta na faktach.
Dość niezwykłą historię, choć i zapewne również nie tak rzadką w czasach niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych, McQueen oparł na wspomnieniach Solomona Northupa. Muzyk i stolarz, wolny, czarnoskóry mieszkaniec Nowego Jorku został porwany w Waszyngtonie i sprzedany jako niewolnik na amerykańskim Południu. Przez 12 lat, z dala od swojej rodziny, która nic nie wiedziała o jego sytuacji, walczył o przetrwanie.
Jednak "Zniewolony" jest historią prawdziwą nie tylko ze względu na autentyczne wydarzenia, ale także poprzez styl MacQueena. Nie jest to czyste wykorzystanie filmowego realizmu, szokowanie widza okrucieństwem tortur zadawanych niewolnikom. To raczej charakterystyczna dla reżysera intensywność, zawarta w sposobie obrazowania i opowiadania, która ujawniła się w "Głodzie" czy "Wstydzie".
"Zniewolony" już przez sam budżet i hollywoodzkie nazwiska, by wspomnieć Brada Pitta (także współproducenta) oraz Hansa Zimmera (i jak to w jego przypadku bywa, powielającego swoje ostatnie pomysły), ma większy rozmach niż poprzednie filmy McQueena. Nie traci jednak na pewnego rodzaju charakterystycznej dla twórcy "Wstydu" kameralności, polegającej na nieustannej obserwacji bohatera. Już sam tytuł przygotowuje nas na zakończenie. Solomon spędzi w niewoli 12 lat, a McQueen konstruuje swoje opowiadanie tak, byśmy czuli przejmujący ból kolejnych lat. Nie wzruszenie. Ból.
McQueen wykorzystuje klasyczną narrację, którą intensyfikuje poprzez umiejętne wykorzystywanie detali i rozkładanie akcentów. Raz bombarduje okrucieństwem, by innym razem sfotografować jedynie zakrwawioną koszulę Solomona. Reszta pozostaje w sferze naszego dopowiedzenia. Chiwetel Ejiofor jako Northup gra oszczędnie, wygrywając przede wszystkim skupienie bohatera na tym, by przetrwać i uniknąć batów. Skontrastowane zostaje to z aktorską szarżą ulubionego aktora reżysera, Michaela Fassbendera w roli psychopatycznego właściciela plantacji, jak i miotanego przez wyrzuty sumienia Forda (Benedict Cumberbatch). Zresztą aktorsko, by wymienić jeszcze Paula Giamattiego czy Lupitę Nyong'o, "Zniewolony" to filmowy deser.
Wraz ze swoim stałym operatorem - Seanem Bobittem - McQueen uwodzi pięknymi obrazami Południa, których idylla zaburzona zostaje nagłymi eskalacjami okrucieństwa. Niesprawiedliwość, masowa wręcz eksterminacja ludzi uzasadniona zostaje patriotyzmem, poczuciem obywatelskiego obowiązku i pobożnością. Niewolnictwo wpisane zostaje w Biblię. Porównanie do Holocaustu i hitlerowskich obozów koncentracyjnych jest wyczuwalne w "Zniewolonym", jakby McQueen, którego przodkowie pochodzą z Grenady, dawał pstryczka w nos Stanom Zjednoczonym, pretendującym do roli strażnika wolności i demokratycznych wartości na świecie.
W czasie festiwalu filmowego w Sztokholmie, scenarzysta filmu, John Ridley powiedział przed pokazem: "Kiedy oglądacie ten film, spróbujcie pomyśleć tak: ta historia nie dotyczy przeszłości". Jest w filmie McQueena zapadający w pamięć kadr. Solomon wyglądający zza krat okna piwnicy, gdzie został uwięziony. W tle budynku-więzienia wznosi się Biały Dom. "Zniewolony" to niestety historia wciąż w pewnym sensie prawdziwa.
9/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Zniewolony. 12 Years a Slave" ("12 Years a Slave"), reż. Steve McQueen, USA 2013, dystrybutor: Monolith Films, premiera kinowa: 31 stycznia 2014 roku.
--------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!