"Witaj w klubie" [recenzja]: Wbrew przepowiedni
"Witaj w klubie" w reżyserii Jeana-Marca Vallée to kolejny krok w stronę odtabuizowania początków epidemii AIDS - strachu przed wirusem, propagandowych działań organizacji zdrowia, nietolerancji wobec osób homoseksualnych i nienawiści "zdrowych", czytaj - heteroseksualnych.
W roli klasycznego kowboja-rozrabiaki, który nagle rozpoczyna kampanię ratującą życie chorym, odrzuconym i oszukanym przez system, wystąpił sam Matthew McConaughey. Kreacja Rona z "Witaj w klubie", obok roli Rusta Cohle'a w serialu HBO "Detektyw", to jedne z najwybitniejszych ostatnio aktorskich wcieleń w kinie światowym.
Ron to urodzony wodzirej, król nocnego Dallas, a przynajmniej jednej dzielnicy. Na co dzień zwykły elektryk, który nigdy nie odmawia dobrej zabawy. Jak przystało na cwaniaka w pełnej krasie lubi niezobowiązujący seks, alkohol i pieniądze. Najwięcej zarabia na rodeo. Czasem wskakuje na byka, ale najczęściej zbiera zakłady. Oszukuje wszystkich bez wyjątków, a w przerwie od pracy uprawia seks z tajemniczą nieznajomą gdzieś na zapleczu. Ron żyje tak, jak ma na to ochotę. Wszystko do czasu, kiedy nie pozna diagnozy. Po utracie przytomności trafia do miejscowego szpitala. Wyniki badań to dla niego totalne zaskoczenie. W końcu jest druga połowa lat osiemdziesiątych, więc, jak głosi homofobiczna propaganda, na HIV i AIDS chorują tylko i wyłącznie homoseksualiści. Ron nie ma z nimi przecież nic wspólnego.
W filmie Jean-Marca Vallée najważniejszy wydaje się być temat buntu chorych przeciwko rezolucjom organizacji zdrowia, które preferują własne interesy i spokój reszty społeczeństwa, przedkładając je nad zdrowie zarażonych pacjentów. Ron to bohater walczący - żołnierz w wieloletniej bitwie z chorobą, który nie omieszka złamać prawa, żeby tylko przeszmuglować leki z Meksyku do USA. Chorych ratuje klub. Leki dostaje się w sumie za darmo. Opłaca się tylko tzw. "członkostwo". Dzięki takim zabiegom nielegalne staje się legalne, a klientów potrzebujących pomocy przybywa.
W biznesie klubowiczów bierze udział również Rayon (Jared Leto) - transseksualista poznany w szpitalu, z którym Ron zaprzyjaźnia się mimo początkowej (typowo homofobicznej i anty-queerowej) niechęci. Biznesowa para próbuje wspólnie przetrwać. Żaden/żadna z nich nie przypomina klasycznych bohaterów kina emancypacyjnego spod znaku "Filadelfii" Jonathana Demme'a. Gdyby okoliczności były inne, pewnie nigdy by się nie spotkali, na pewno nie zaprzyjaźnili. Różni ich praktycznie wszystko. Każdy z nich jest specyficzny; wyróżnia się na tle mało tolerancyjnych współobywateli.
"Witaj w klubie" to narracja zbudowana na mocnych przeciwieństwach, pozornych, ale niezwykle trwałych wykluczeniach, w której motorem napędowym jest walka z systemem kompletnie nieprzygotowanym na chorobę swoich obywateli. I choć historia Rona, Rayona i wielu innych "klubowiczów", którzy przetrwali wbrew przepowiedni organizacji zdrowia, ma być wyrazem buntu, to trudno zapomnieć o tragedii osób zarażonych z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, o których wszyscy przez lata mieli ochotę po prostu zapomnieć.
Oprócz filmu Vallée warto byłoby sięgnąć również po dokument "How to Survive a Plaque" w reżyserii Davida France'a (nominacja do Oscara za najlepszy dokument pełnometrażowy w 2013 roku), w którym widać, w jaki sposób kształtował się ruch LGBT w USA w kontrze do choroby i działalności organizacji zdrowia. Wbrew państwu, reszcie obywateli i wyrokowi śmierci.
7,5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Witaj w klubie" (Dallas Buyers Club), reż. Jean-Marc Vallée, USA 2013, dystrybutor: Vue Movie Distribution, premiera kinowa: 14 marca 2014
--------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!