Mastercard OFF CAMERA 2023: Z Cannes i Wenecji do Krakowa [relacja]
W niedzielę zakończył się 16. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Mastercard OFF CAMERA. W ramach wydarzenia zaprezentowano prawie 90 filmów, a Kraków odwiedziły gwiazdy światowego formatu, m.in. John Malkovich i Jesse Eisenberg. Znane nazwiska mogły odebrać uwagę od tytułów, które w zeszłym roku pojawiały się w najważniejszych sekcjach konkursowych w Cannes i Wenecji. Dzięki OFF CAMERZE polscy widzowie mieli w końcu szansę się z nimi zaznajomić.
Podczas tegorocznej edycji festiwalu Mastercard OFF CAMERA w sekcji "Festiwalowe hity" zaprezentowano "Love Life" Kȏjiego Fukady. Produkcja walczyła o Złotego Lwa w Wenecji w 2022 roku. Jej fabuła skupia się na młodym małżeństwie, którego spokojnym życiem wstrząsa tragedia - podczas zabawy w łazience ginie sześcioletni syn Taeko (wybitna Fumino Kimura) z jej pierwszego związku. Na pogrzebie chłopca zjawia się jego biologiczny ojciec Park (Atom Sunada) - głuchoniemy Koreańczyk, od lat mieszkający w parku. Pogrążona w żałobie kobieta postanawia się nim zaopiekować.
Fukada tworzy współczesny melodramat o trójce nieszczęśliwych ludzi. Nieszczęśliwa jest Taeko, po śmierci syna jeszcze bardziej osamotniona w drugim małżeństwie, którego żar szybko się wypalił. Nieszczęśliwy jest Park, który bojąc się odpowiedzialności i wyzwań współczesności, wybrał bezdomność. W końcu nieszczęśliwy jest także Jiro (Kento Nagayama), drugi mąż Taeko, który czuje się niespełniony w każdej dziedzinie życia, a swoim rodzicom nie może nawet dać upragnionego wnuka. Mimo dramatycznego otwarcia Fukada nigdy nie próbuje eskalować emocji. Jego film ma niemal melancholijny ton. Gdybyśmy zaczęli oglądać go "od środka", za nic nie stwierdzilibyśmy, że opowiada o osobach, które straciły dziecko.
Nie oznacza to, że "Love Life" jest wyprane z emocji. Przeciwnie, film jest nimi wypełniony. Są one jednak stłumione, podobnie jak zachowanie bohaterów. Chociaż fabuła kręci się wokół miłości, nie znajdziemy tu pożądania i cielesności. Relacja Taeko z Parkiem - człowiekiem, z którym miała przecież dziecko - będzie jedynie opiekuńcza, jakby nagle stał się jej odpowiedzialnością. Z kolei z Jiro żyją jak obcy sobie ludzie, z jakiegoś powodu zmuszeni do wspólnego mieszkania. Znamienne, że podczas rozmów nawet nie patrzą sobie w oczy. O wiele więcej czułości i szczerości kobieta dostanie w zwięzłym internetowym wpisie od znajomego zmarłego syna, z którym ten grywał w sieci.
"Love Life" nie jest łatwym seansem. Fukada pozwala swoim bohaterom na popełnianie głupot w afekcie, których efekt jest często żenujący dla wszystkich - łącznie z widzami (np. ucieczka Taeko z Parkiem). Poczucie niezręczności przyćmiewa jednak smutek wylewający się z ekranu. Reżyser pozostawia zakończenie otwarte, bez podania pogrążonej w żałobie rodzinie prostych odpowiedzi. Nam pozostaje tylko liczyć, że kiedyś będzie lepiej.
W sekcji "Ahoj, przygodo!", skupiającej się nie tylko na współczesnych kontynuatorach nurtu Kina Nowej Przygody, ale także filmach inicjacyjnych, zaprezentowano "Forever Young" Valerii Bruni Tedeschi. W autobiograficznym dziele, które w 2022 roku walczyło w Cannes o Złotą Palmę, reżyserka przedstawia rok z życia przyjętych do prestiżowej szkoły aktorskiej Théâtre des Amandiers w Nanterre. Dwunastka szczęśliwców szlifuje swe talenty, a w międzyczasie eksperymentuje z narkotykami i seksem.
Fabuła może brzmieć znajomo. "Forever Young" to powtórka ze "Sławy" Alana Parkera. W pewnym momencie bohaterowie trafiają do Nowego Jorku na kurs w Actors Studio Lee Strasberga. Sekwencja wygląda na wręcz wyjętą z filmu twórcy "Midnight Express". Film Tedeschi jest przesiąknięty klimatem lat osiemdziesiątych, podobnie jak dymem z papierosów, palonych bez przerwy przez wszystkich bohaterów. Szkoda, że w swej fabule "Forever Young" okazuje się wtórnym dziełem o blaskach i (głównie) cieniach zawodu aktora. Reżyserka chwyta ducha czasów, gdy młodzi ludzie z jednej strony doświadczali wolności, z drugiej lękali się zbierającej śmiertelne żniwo epidemii AIDS. Szkoda, że najciekawszymi bohaterami są ich opiekunowie - uznani autorzy Patrice Chéreau (Louis Garrel) i Pierre Romans (nominowany do Cezara Micha Lescot). Studenci popadają natomiast pod stereotypy. Najbardziej irytuje zbuntowany, borykający się z uzależnieniem od narkotyków Étienne (Sofiane Bennacer). Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem w kinie tak pokraczną figurę "złego chłopca".
Niestety, cały seans upływa pod wrażeniem, że gdzieś już się to widziało, tylko w lepszej formie. Porównanie do "Sławy" jest oczywiste, a Tedeschi nigdy nie udaje się osiągnąć poziomu Parkera. Jej bohaterowie stoją w miejscu i nie rozwijają się wraz z opowieścią. Wyjątkiem jest naiwna Stella (mająca polskie korzenie Nadia Tereszkiewicz, nagrodzona za tę rolę Cezarem za najbardziej obiecujący debiut), najpewniej alter ego autorki. Pozostałe postacie wydają się cieniami wspomnień dawnych znajomych, którzy nigdy nas do końca nie interesowali.