John Malkovich dla Interii: Polska? Niełatwo jest mnie zaskoczyć
Film "Dominion" w reżyserii Stevena Bernsteina zainaugurował w piątek 16. edycję Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA. Jedną z ról w opowieści o ostatnich godzinach życia walijskiego poety Dylana Thomasa (Rhys Ifans) zagrał John Malkovich, który wcielił się w postać doktora Feltona. Amerykański aktor opowiedział w rozmowie z Interią o problemach produkcyjnych, opóźniających premierę "Dominion", zachwytem głosem Dylana Thomasa, którego usłyszał w radiowej audycji "Under Milkwood" oraz o swym stosunku do Polski.
Tomasz Bielenia: Chciałem rozpocząć naszą rozmowę od wyjaśnienia produkcyjnych problemów filmu "Dominion". Projekt filmu o walijskim poecie Dylanie Thomasie został ogłoszony w 2014 roku, zdjęcia ukończono w 2016. Film pokazano wtedy na paru festiwalach, w Tallinie grający główną rolę Rhys Ifans otrzymał nawet nagrodę dla najlepszego aktora. Minęło kolejnych parę lat i "Dominion" - pod tytułem "Last Call", trafił do wybranych amerykańskich kin. Mija kolejnych parę lat i jesteśmy w Krakowie. Dlaczego musieliśmy czekać tak długo?
John Malkovich: - To wspaniałe pytanie, ale nie wiem, czy będę umiał na nie odpowiedzieć. Z tego co wiem, ten projekt miał problemy z budżetem już na etapie zdjęć, o czym wtedy nie mieliśmy pojęcia. Kiedy pojawili się nowi inwestorzy, po pewnym czasie doszło do sporu między nimi a zespołem producenckim, w co w żaden sposób nie byłem uwikłany. Efekt całego tego bagna był taki, że zniknęli. Nie byłem świadomy, że właściwie żaden z aktorów pracujących przy tym filmie nie dostał wynagrodzenia.
- Przyjechałem tu, ponieważ Jacek Szumlas (prezes firmy dystrybucyjnej Solopan - przyp. red.) w końcu, po wielu latach, posiadł prawa do tego filmu. Nie wiedziałem nawet, że ten film był kiedykolwiek na amerykańskich ekranach. Ponieważ nie jestem wtajemniczony w finansowy aspekt tego przedsięwzięcia i nigdy nie chciałem być, to wszystko, co mogę powiedzieć. Chodzi o przeciągający się w czasie spór między produkcyjnymi podmiotami.
Na plakacie filmu "Dominion" widnieje hasło: "Zanim pojawiły się gwiazdy rocka, był Dylan Thomas". Pamiętam, że pierwszy raz usłyszałem o Dylanie Thomasie w kontekście Boba Dylana, kiedy dowiedziałem się, że swoje sceniczne nazwisko pożyczył od walijskiego poety. Pamięta pan swój pierwszy kontakt z postacią Dylana Thomasa?
- Myślę, że to było na lekcji z literatury brytyjskiej w szkole średniej. Uważam, że to doskonały poeta. Kiedy przeczytałem ten scenariusz, który był bardzo dobry, z wyrazistymi postaciami, opisujący rok, w którym przyszedłem na świat...
- Dorastając, nie wiedziałem zbyt wiele o Dylanie Thomasie, poza kilkoma wierszami. Z jakiegoś powodu, nie pamiętam dokładnie czego akurat wtedy szukałem, po co to zrobiłem, ale pewnego razu usłyszałem nagranie słuchowiska Dylana Thomasa "Under Milkwood", wydaje mi się że to było Caedmon Records. Tego wieczora narrator był chory, więc w jego zastępstwie czytał sam Dylan Thomas. Wyszło znakomicie. Miał wspaniały głos. Słuchałem tej cudownej narracji setki razy na moim starym iPodzie, bez szczególnego powodu. Tylko po to, by móc wsłuchać się w piękno jego głosu i piękno samych słów.
- Ja sam dorastałem w malutkim miasteczku w Stanach Zjednoczonych, a nie w Walii, choć pod pewnymi względami nie były one od siebie tak różne. Oczywiście język, jakim mówiliśmy w Ameryce był o wiele bardziej ubogi od tego, co mogłem usłyszeć u Dylana Thomasa, ale wciąż do pewnego stopnia brzmiał znajomo.
W otwierającej film "Dominion" scenie słyszymy pana bohatera przyznającego: "Nie przepadam za poezją. Nie bawi mnie. Wolę kino, zwłaszcza komedie". Czy podpisałby się pan pod tym stanowiskiem? Albo inaczej - gdyby miał pan do wyboru poezję albo kino, co by pan wybrał?
- Nie jestem zbyt wielkim fanem poezji. Przez ostatnich trzydzieści lat nie śledziłem jej zbyt uważnie. Nie znam się na niej i w związku z tym unikam wypowiadania się na jej temat. Nigdy nie byłem wielkim miłośnikiem muzyki klasycznej do czasu, aż zacząłem pracować zawodowo z muzykami wykonującymi muzykę poważną. Z mojej strony był to rodzaj ignorancji albo braku doświadczenia. Nie było to coś, o czym wiedziałem zbyt dużo i czym się interesowałem. To już jednak chyba przeszłość.
- Jeśli chodzi o poezję - przez ostatnie 25-30 lat niezbyt uważnie się jej przyglądałem. Ale to samo mogę powiedzieć o kinie. O wiele lepiej orientuję się jednak w literaturze.
W ciągu ostatnich kilku lat regularnie pojawiał się pan w Polsce przy okazji kolejnych projektów. Czy jest coś, co zaskoczyło lub zdumiało pana u Polaków?
- Niełatwo jest mnie zaskoczyć, może dlatego, że nie mam jakichś szczególnych oczekiwań. To prawda, że przez lata spędziłem w Polsce dużo czasu. Kręciliśmy w Polsce przez około cztery miesiące film z Volkerem Schlöndorffem [chodzi o "Króla olch" z 1996 roku - przyp red.]. Potem zrobiłem jeszcze w Polsce dwa inne filmy. Ubiegłego lata byłem we Wrocławiu, gdzie występowałem w spektaklu "The Infernal Comedy: spowiedź seryjnego mordercy" Michaela Sturmingera - przyp. red.] a także kręciłem film oparty na pieśniach Schuberta [Podróż zimowa" w reżyserii Alex Helfrecht - przyp. red.]. Czy jest w Polsce coś, co mnie zaskoczyło? Nieszczególnie. Zawsze mi się tu podobało. Mam bardzo dobre doświadczenia. Piękne krajobrazy. Nie byłem tylko w dużych miastach, jak Warszawa, Katowice, Wrocław... Kręcąc "Króla olch", spędziłem też trochę czasu na wsi.
- Jest sporo wartościowych rzeczy w polskiej kulturze. Polski design. Pamiętam, jak w ubiegłym roku minąłem pewne muzeum we Wrocławiu, nie pamiętam nazwy, ale było zamknięte. Mieli tam na przykład fantastyczną wystawę ubrań z czasów Związku Radzieckiego. Dzisiejsza wizyta w Muzeum Tadeusza Kantora też była fantastyczna, jak odkrycie zupełnie nowego świata.
Rozmawiamy w Krakowie, mieście dwójki wybitnych polskich poetów i laureatów literackiej nagrody Nobla. Czy John Malkovich kiedykolwiek próbował pisać wiersze?
- Mam nadzieję, że nie, bo jeszcze gdzieś natknęlibyśmy się na jakieś ślady [tej twórczości]. Dla mojego bezpieczeństwa uznajmy, że nie. Choć pewnie pisałem, ale to było bardzo dawno temu.