"Hela": Gdy 80 minut to za długo [recenzja]
Szaro, smutno, wulgarnie. Wokół tylko agresja i hejt ze strony rówieśniczek. Opiekunowie mają natomiast do zaoferowania wyłącznie pogardę i rozczarowane spojrzenie. Początek "Heli", debiutu Anny Kasperskiej, zwiastuje bolesny powrót do kina społecznego spod znaku Roberta Glińskiego. Toporny prolog okazuje się dla widza trudną przeszkodą przed szczerym seansem o siostrzanej miłości, dorastaniu i odpowiedzialności.
O początku jeszcze słów kilka. Gdy tytułowa bohaterka (Marta Stalmierska) trafia do nowego ośrodka wychowawczego, widzów uderza sztuczność wykreowanego świata. Reżyserka i scenarzystka w przekonujący sposób przedstawia buntowniczy charakter protagonistki, która nie uznaje autorytetów, a w razie kłopotów nie boi się dać komuś w zęby i powiedzieć w konkretnych słowach, co o nim myśli. Niestety, otaczające ją środowisko jest wyjęte z poprzednich filmów o wychowankach domów poprawczych - a przy okazji wypada jeszcze mniej wiarygodnie, przede wszystkim przez nienaturalne dialogi. W dodatku pojawiają się okropne skojarzenia z takimi filmami jak "Wszystko dla mojej matki" i przez chwile drżymy, jakie to okropieństwa spadną na Helę w ciągu kolejnych minut.
Prolog w ośrodku jest za długi, ucieczka z niego mało wiarygodna, ale można przymknąć na to oko. Na wolności film Kasperskiej łapie drugi oddech. Hela decyduje się odnaleźć swoją kilkuletnią siostrę Zuzię (Martyna Zuzola), która została niedawno adoptowana. Sposób, w jaki protagonistka się o tym dowiaduje, także jest bardzo życzeniowy. Podobnie jak operacja wyprowadzenia dziewczynki z jej nowego domu. Scenariusz, pisany pod widzimisię twórczyni, będzie kulał do napisów końcowych i obfitował w wymuszone sytuacje lub sztuczne podbicie dramaturgii (wypadek samochodowy).
Na szczęście Hela i Zuzia mają tak dobrą chemię, że najczęściej można to wybaczyć. Marta Stalmierska, którą uznano za aktorskie odkrycie podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2022 roku, potwierdza, że jest jedną z najciekawszych polskich aktorek młodego pokolenia. Kasperska zdaje z kolei test "pracy z małoletnim aktorem". Zuzola wypada wiarygodnie, a reżyserka przez większość czasu naturalnie prowadzi jej postać. Natomiast sceny, w których kilkulatka naśladuje swoją starszą siostrę, wypadają przezabawnie i uroczo.
Bardzo dobrym pomysłem było także nadbudowanie wyobrażenia Heli o wspólnym życiu z siostrą, by następnie boleśnie rozbić je o rzeczywistość. Dziewczyna nie ma pieniędzy, by zapewnić Zuzi nawet jeden ciepły posiłek. Brakuje jej także cierpliwości do dziecka. Ich relacja wygląda przez to o wiele wiarygodniej. Szkoda tylko, że chociaż kupujemy odnawiającą się między nimi siostrzaną miłość, w tej historii brakuje konkretnego celu. Hela wie, że marzenia o wyjeździe do Niemiec nie wypalą, dlatego szlaja się wraz z Zuzią po mieście, desperacko próbując znaleźć kąt dla siebie. Jak to się skończy, każdy zapewne się domyśla. Może też z powodu tej oczywistości finał, niepotrzebnie jednoznacznie pozytywny, wypada tak niewiarygodnie.
Kasperska potrafi prowadzić swych aktorów, ma jednak duże problemy ze skonstruowaniem zajmującej opowieści. Jej debiut ma 80 minut, a spora część z nich wydaje się zbędna. "Hela" to materiał na w najlepszym wypadku film średniometrażowy. Zbędny czas rozwadnia to, co u Kasperskiej najlepsze - relację małej dziewczynki z jej dużo starszą siostrą, która w akcie desperacji stara się znów stworzyć z nią rodzinę.
5/10
"Hela", reż. Anna Kasperska, Polska 2022.
Film został pokazany w ramach 16. Festiwalu Filmowego Mastercard OFF CAMERA.