Czego może jeszcze oczekiwać od zawodu artysta formatu Andrzeja Seweryna? W jednej z pierwszych scen dokumentu Arkadiusza Bartosiaka, mówi: "Osiągnąłem wszystko, co chciałem". To co dalej? Co jeszcze? Odcinać kupony, cieszyć się splendorem, kupić willę w São Paulo, czy uprawiać kukurydzę na Podlasiu? Ani jedno, ani drugie, ani trzecie. Z Sewerynem nikomu nie pójdzie tak łatwo. To, co oczywiste, zwyczajnie go nie ciekawi.
Kolor Seweryna to cała gama. I czerwień, i czerń, i ultramaryna. Dlatego jest tam, gdzie jest; w miejscu, na które solennie zapracował. I w znakomitym momencie życia i kariery.
Przed obejrzeniem tego filmu, przypuszczałem, że będzie jak zawsze. Laurka. Tyle, że takie filmy, takie reportaże, już widzieliśmy. I znamy kolejne elementy wzorcowego dokumentu na temat Andrzeja Seweryna: że pracowity, nadpracowitością jakąś absolutnie szaloną, że sukces, także międzynarodowy, że Comédie-Française, że Teatr Polski, że konserwatysta, ale w końcu i na szpilkach chętnie chodzi i nosek pudruje w "Królowej".
Jednym słowem: wiadomo o nim wszystko, ale w gruncie rzeczy nie wiadomo niczego.
"Jestem postacią fikcyjną" nie powiela sprawdzonego biograficznego wzorca. Seweryna to nie interesowało. Już nie. Kolejna laurka dla faceta, który "osiągnął wszystko, co chciał", byłaby kwiatkiem do kożucha. A kożuch Seweryna jest przecież frymuśny, a kwiatek zdeptany (z Firbanka, nie z "Kwiatów polskich" Tuwima), i to trzeba by w końcu zauważyć.
Główne osiągnięcie dokumentu Bartosiaka - nie skupia się na gadających głowach, obocznościach, tylko na centrum, na bohaterze, na Sewerynie. To załatwia sprawę.
A bohater jest rzeczywiście postacią fikcyjną. Artysty nie ma. Jest niemożliwy, rozwibrowany, w kilku miejscach naraz, świetnie ubrany i rozczochrany, punktualny i nieobecny, potrafi być wymagający, chwilami męczący, chwilami zmęczony. I to jest już film.
Pytanie nie jest zatem retoryczne. Aktor jest bytem fikcyjnym. Musi być, nie ma innego wyjścia. Proces absorpcji: wchłanianie postaci z literatury, z kina, z życia, a następnie żegnanie się z nimi błyskawicznie i zapraszanie kolejnych.
Aktor - Andrzej Seweryn jest prawdą, która nie udaje fikcji. Wszystko zostało przerobione, załatwione, ubrane w odpowiednie słowa, zdania, konkluzje. Andrzej Seweryn dzieli się tą wiedzą szczodrze.
Dziesiątki ról, postaci, typów. Wciąż w biegu. Telefony, odbiera, oddzwania, notuje. Życie pędzi, on pędzi, ale wszystko kontroluje, albo stara się kontrolować, nie przekracza prędkości, która byłaby niebezpieczna.
Oto Andrzej Seweryn na planie filmowym: skupiony, starający się skupić, odkrywający z entuzjazmem stary fotos z "Nocy i dni", i wymieniający z pamięci aktorów na zdjęciu. Większości z nich już nie ma.
Seweryn entuzjastyczny, Seweryn zmęczony, albo zirytowany ludzkim niedbalstwem, czy lenistwem.
Przez wiele lat uchodził za wzorzec perfekcjonizmu, dzisiaj trochę z tym walczy, ale walczy nie do końca. Trzeba mieć w głowie poukładane, żeby ustawić właściwe priorytety. Co jest ważne, co ważne mniej.
"Nigdy nie odmówiłem próby, nigdy, nikomu" - mówi zirytowany brakiem profesjonalizmu jednej z ekip. Jest do dyspozycji. Przyjmując jakąś rolę, oddaje się wyzwaniu w pełni. To jego etyka, którą wypracował lata temu, najpierw jako wyróżniający się student Szkoły Teatralnej, zapatrzony, ale zapatrzony krytycznie w pedagogów, potem jako jeden z ulubionych aktorów Wajdy, w końcu zaś aktor, który podbił Francję i kawałek Europy, na najtrudniejszym, bo teatralnym rynku. I to w języku francuskim, którego nauczył się od podstaw, bez akcentu.
O tym jednak w dokumencie Bartosiaka nie usłyszmy. Nie ma dat, rankingów, starego albumu z fotografiami rodzinnymi. To zrobią być może inni, to wszystko znajdziemy również w znakomitym wywiadzie-rzece, "Ja prowadzę", który z Sewerynem kilka lat temu przeprowadzili Łukasz Klinke i właśnie Arkadiusz Bartosiak.
"Aktor fikcyjny" Andrzej Seweryn, funkcjonuje w dokumencie jako - trawestując tytuł sztuki Bogusława Schaeffera - "aktor istniejący, ale niemożliwy". Jest fikcją, chociaż fikcją nie jest.
Chce pracować, musi pracować, nie potrafi inaczej. Gdyby mu to odebrać, przeżyłby to katastrofalnie.
Telefony, nawet na urlopie, zobowiązania, kontrakty. I życie jeszcze, zwykłe życie. Są w tym filmie momenty prawdziwie wzruszające, kiedy bohater mówi, że jest mu zimno, albo opowiada o randze kostiumu, twierdząc, że kostium tworzy rolę, a wreszcie gdy przydeptuje tekst przed wejściem na scenę, bo zawsze tak robi, bo przejął to od poprzedników, i w zasadzie nikt nie pyta skąd wziął się ten rytuał.
Inny obrazek: Seweryn ze łzami w oczach wspominający przyjaciela, Jana Lityńskiego; albo surowy pan dyrektor wspominający dawne czasy z Joanną Trzepiecińską, która jako jedyna stawiła się na próbę.
Ćwiczenia, powtarzanie tekstu, rozlane mleko, Szekspir i drag queen. Mocny jest w tym filmie dialog z panią sprzątającą. Tego nie wymyśliłby żaden scenarzysta. Seweryn jest u siebie, w Teatrze Polskim, stara się przed swoją pracownicą otworzyć. Waży słowa, żeby broń Boże jej nie urazić. Mówi, że ma szacunek dla jej profesji, również dlatego, że jego mama wykonywała ten sam zawód. Nie wzbudza tym jednak u pani sprzątającej sympatii, przeciwnie - nieufna rozmówczyni wietrzy w tym podstęp.
Jak być Andrzejem Sewerynem i nie zwariować? Jak zwracać się do ludzi, jak rozmawiać ze sprzątaczkami, z dziennikarzami? Jak ocalić domowość w zbiorowości?
Oglądając sceny z udziałem wnuka Seweryna; sceny, w których dziadek dokazuje z wnuczkiem i jaki jest wtedy szczęśliwy, albo odkrywając aktora w relacjach z żoną, Katarzyną Kubacką-Seweryn, czuje się, że jest to możliwe. Że być może w ogóle to jest film o miłości. Jak zmienia uczucie, jak odmienia.
Zawodowo znałem Andrzeja Seweryna przed poznaniem przezeń obecnej żony, dlatego ośmielam się stwierdzić, że bez niej taki film nigdy by nie powstał. Seweryn zmienił się przy żonie radykalnie. Wyluzował.
Bez Kubackiej, również producentki dokumentu, Andrzej Seweryn bez wątpienia byłby tym samym wielkim artystą, ale prywatnie lubiliśmy go może trochę mniej.
8/10
"Jestem postacią fikcyjną", reż. Arkadiusz Bartosiak, Polska 2024. Dokument miał światową premierę 26 maja na otwarciu Krakowskiego Festiwalu Filmowego.