Dokument Pawła Łozińskiego pokazuje, że - w pękniętej na pół Polsce - Polaków nadal więcej łączy niż dzieli. Reżyser chwyta za kamerę i wyrusza na... swój balkon na Saskiej Kępie.
Na początku niezdarnie manewruje tyczką z mikrofonem, szuka kadru, reżyseruje przechodniów. "Proszę stanąć tutaj, bo źle panią słyszę!" - mówi. Widzimy tę niezdarność, nie wyleciała podczas montażu. Na szczęście, bo ustawia ona "Film balkonowy" - od pierwszych chwil przekonujemy się, że to nie będzie wydumana analiza socjologiczna ani poważny traktat filozoficzny.
To raczej próba uchwycenia Polaków, wchodzących w trzecią dekadę XXI wieku - z dystansem i bez poczucia wyższości. Paweł Łoziński (wybitny polski dokumentalista, autor wielokrotnie nagradzanych filmów, m.in. "Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham", "Ojciec i syn", "Werka", "Taka historia", "Miejsce urodzenia") nie stawia się na pozycji kogoś, kto wie więcej i jest lepszy. On sam jest jednym z bohaterów, pokazującym siebie na równi z pozostałymi. "Próbuję znaleźć bohatera" - mówi rozmówcom, pokazując, że sam jest poszukujący, a nie wszystko wiedzący.
I to właśnie największa siła "Filmu balkonowego", który pokazuje cały przekrój naszego społeczeństwa. Dokumentalista, który kręcił swój film ponad dwa lata (zaczął jeszcze przed wybuchem pandemii), nie uznaje selekcji - na ekranie oglądamy narodowców i osoby LGBT+, bujających w obłokach artystów, jak i tych, których los zmusza, by twardo stąpali po ziemi, są też: mężczyzna po resocjalizacji, biznesmen, jak i facet, który spał w nocy w aucie.
Niektórzy do Łozińskiego wracają. Jedni przypadkowo, inni - chyba celowo idą akurat tą ulicą. Zatrzymują się, witają, chętnie odpowiadają na rzucane im z góry pytania. Jest w nich (w nas!) potrzeba rozmowy, którą twórca pozwala zaspokoić. I jest w tym bardzo dobry - nie ocenia, nie prowokuje, nie wyśmiewa, nie próbuje podstępnie przekabacać na swoją stronę. Owszem, drąży tematy, ale zawsze z szacunkiem dla drugiej strony. Dla jednych jest balkonowym terapeutą, dla innych - spowiednikiem.
Uderzający jest zakres tematyczny rozmów. Zmontowany dokument przeczy bowiem stereotypowi, że Polacy kochają narzekać. Choć mamy tu świadectwa trudów życia, jak i rozczarowania nim, to jednak na plan pierwszy przebija się wdzięczność.
"Film balkonowy" przywraca nadzieję, że porozumienie między nami jest jednak możliwe. Być może to zasługa selekcji materiału, że na ekranie nie oglądamy ludzi, którzy - gdy tylko widzą kamerę - zaczynają nawijać o Tusku lub Kaczyńskim. A być może to kwestia zadanych pytań i sposobu prowadzenia konwersacji? Może nasze skoncentrowanie na polityce i wyciąganie z rękawa kolejnych argumentów, uderzających w drugą stronę, jest tylko zasłoną dymną dla niewysłuchanych potrzeb i nieskanalizowanych niepokojów?
Konstatacja, że wszyscy mamy w gruncie rzeczy te same potrzeby i chcemy spokoju, zdrowia i bezpieczeństwa, jest banalna. Ale Paweł Łoziński podaje ją tak, że to przypomnienie staje się ważne. W czasie seansu myślałem, że film dobrze pracuje w podzielonej Polsce, w której jedni szczują na drugich, czemu Łoziński idzie pod prąd (naprawdę życzyłbym sobie, by na stanowisku prezesa TVP znalazł się człowiek o jego wrażliwości). Jednak zwycięstwa "Filmu balkonowego" choćby na festiwalu FIPADOC we francuskim Biarritz czy we włoskim Trieście oraz Grand Prix w sekcji Semaine de la critique na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno pokazują, że reżyser przekroczył polski kontekst i uchwycił globalną tęsknotę za ciekawością drugiego człowieka bez uprzedzeń.
8/10
"Film balkonowy", reż. Paweł Łoziński, Polska 2021, dystrybutor: Against Gravity, w kinach od 8 kwietnia, na HBO Max od 17 kwietnia 2022 roku.