Aktor od lat ciężko choruje. "Jestem jak karaluch... Nie da się mnie zniszczyć"
Gwiazdor, który jest najbardziej znany z roli Mrty’ego McFlya w serii filmów "Powrót do przyszłości" stał się bohaterem dokumentu pt. "Nieustannie: historia Michaela J. Foxa". Aktor od trzydziestu lat zmaga się z chorobą Parkinsona.
Hollywoodzki aktor Michael J. Fox dał się poznać szerokiej publiczności jako Marty McFly z kultowej produkcji "Powrót do przyszłości" Roberta Zemeckisa. Fox zaczynał karierę w serialach telewizyjnych, z których najpopularniejsze były "Więzy rodzinne" (na zdjęciu). Za rolę w tej produkcji aktor trzykrotnie otrzymywał nagrodę Emmy. Próbował też swoich sił po drugiej stronie kamery. Wyreżyserował jeden odcinek popularnego serialu z dreszczykiem "Opowieści z krypty" oraz krótki film "The Iceman Hummeth" (1991).
Mogliśmy go także oglądać w "Ofiarach wojny" Briana de Palmy, romantycznej komedii "Doktor Hollywood" czy obrazie Tima Burtona "Marsjanie atakują!". Jego ostatnią dużą kinową rolą był występ w "Przerażaczach" (1996) Petera Jacksona (na zdjęciu). W 1996 roku otrzymał rolę zastępcy burmistrza Nowego Jorku w serialu komediowym "Spin City". Gdy jego kariera nabrała rozpędu, niestety na przeszkodzie stanęła choroba.
U szczytu swojej kariery, w wieku zaledwie 29 lat Michael J. Fox usłyszał zaskakującą diagnozę - cierpi na chorobę Parkinsona. Chorobę, która kojarzona jest przede wszystkim z osobami w podeszłym wieku, a nie młodym gwiazdorem kina, który już zdołał podbić Hollywood, ma wspaniałą rodzinę i apetyt na więcej. "Nieustannie: historia Michaela J. Foxa", dokument w reżyserii Davisa Guggenheima, to niezwykły obraz. Bo choć widzimy na nim, jak Fox upada, ma problemy z mówieniem, motoryką, zapewnia, że Parkinson okazał się bardziej ekscytujący niż jego kariera.
"Nie jestem historią. Ta historia jest o sile optymizmu, o tym, że jest to wybór, bo akceptacja nie oznacza rezygnacji" - przyznał w niedawnym wywiadzie dla "The Guardian". W istocie poprzez urywki z filmów i seriali, w których zagrał, widz obserwuje jego codzienność. Trening chodzenia, trudności, które sprawia mu mówienie, wyrażanie emocji czy zwykłe wstawanie z łóżka, mycie zębów. Jednak w jego sposobie mówienia o chorobie, poza szczerością, przewija się poczucie humoru i zawziętość. "Jestem jak karaluch. Przeszedłem wiele, nie da się mnie zniszczyć" - zapewnia w pierwszych minutach filmu nagrodzonego czterema statuetkami Emmy.
"Nienawidzę tego, jest do bani, trudno jest wstać z łóżka, iść dalej, ale to mnie nie pokonało. Mam wspaniałą rodzinę, biuro z trofeami. Nie zależało mi na tym, żeby być męczennikiem, świętym. To nuda. Życie jest czymś, co należy przyjąć na własnych zasadach" - zapewnia.“Jedyną odpowiedzią na trudne czasy, zdarzenia, jest optymizm. Jeśli masz obsesję na punkcie najgorszego scenariusza i rzeczywiście on się zdarza, przeżyłeś to dwa razy. Nie chcę tego robić. Chcę żyć dniem codziennym" - deklaruje.
Jego optymizm i nastawienie do choroby można uznać za wręcz nierealne. Nie tylko zdaje się pogodzony z chorobą. Za sprawą swojej fundacji wspiera liczne badania nad różnymi procedurami, które mają przybliżyć naukowców do wynalezienia sposobów na złagodzenie objawów Parkinsona, a docelowo wymyślenie na tę chorobę lekarstwa.
"The Guardian informuje, że za sprawą fundacji gwiazdora udało się zebrać na ten cel prawie dwa miliardy dolarów, to więcej niż przekazał rząd USA. Dziś przyznaje, że choroba raczej go uratowała aniżeli skazała na boczny tor. Bo, gdy wielu sądziło, że Parkinson zatrzaśnie drzwi do obiecującej kariery, on nie tylko dalej występował na ekranie, ale nadał swojemu życiu nowy cel i sens. "To po prostu stało się moim celem. Nie miałem czasu o tym myśleć. A choroba Parkinsona była zdecydowanie najbardziej ekscytująca, znacznie bardziej niż moja kariera" - dodał.