Daniel Craig: Z obłoków na ziemię
Daniel Craig może odetchnąć z ulgą. Rola Jamesa Bonda nie zrujnowała jego kariery.
Sekret 43-letniego Craiga? To elastyczność. Dajcie mu pistolet, dziewczynę i szklankę martini, a będzie przekonującym agentem 007. Zabierzcie wspomniane atrybuty, a przeistoczy się w równie wiarygodnego przeciętniaka.
To właśnie ta druga umiejętność przydała mu się podczas zdjęć do najnowszego filmu z jego udziałem. Mowa o "Dziewczynie z tatuażem" w reżyserii Davida Finchera. Craig gra w nim Mikaela Blomkvista, szwedzkiego dziennikarza wplątanego w pościg za seryjnym mordercą. Tym razem to jego zdolności śledcze, a nie mięśnie są kluczem do sukcesu.
- Przystałbym na określenie Blomkvista mianem przeciętniaka, gdyby nie fakt, że nie jest to zwyczajny facet - mówi Craig, którego mój telefon zastał w Londynie. - W mojej ocenie to gość, który jako dziennikarz chyba przeholował z wypowiadaniem się przed kamerą na różne tematy. Na początku filmu to właśnie ego Blomkvista jest jego głównym problemem.
W "Dziewczynie z tatuażem" u boku Craiga występuje Rooney Mara, która wciela się w Lisbeth Salander, aspołeczną, ale nadzwyczaj utalentowaną hakerkę. Z czasem staje się ona partnerką Blomkvista w prowadzonym przezeń śledztwie.
- Polubiłem Blomkvista z kilku powodów: za jego idealizm, uczciwość, miłość do kobiet, przekonanie o tym, że z niesprawiedliwością trzeba walczyć - a wreszcie za relacją, jaka połączyła go z Lisbeth Salander - mówi Craig. - Jest to postać na tyle złożona, że, jak ufam, okaże się interesująca.
Czy zatem Blomkvist jest anty-Bondem?
- Może i tak - odpowiada Craig po chwilowym wahaniu. - Aczkolwiek nie starałem się z rozmysłem kreować go w ten sposób.
- Na pewno nie jest to facet ze skłonnością czczych przechwałek. Nie udaje kogoś, kim nie jest - dodaje aktor. - Podobał mi się też pomysł, że mój bohater zostaje uratowany przez młodą kobietę. Mam nadzieję, że do momentu, w którym będę wisiał u sufitu, widzowie w kinie zdążą już zapomnieć o porównaniach z Bondem.
David Fincher nie miał wątpliwości, że Craig to idealny odtwórca roli Blomkvista.
- Potrzebowałem kogoś, kto byłby niezwykle męski, a zarazem bardzo wycofany - mówi reżyser w osobnym wywiadzie. - Widz zawiera znajomość z Mikaelem na etapie, kiedy dość poważnie dostał on od życia w kość. Musiał to być ktoś, kto nie byłby ani odrobinę zadufany w sobie, ani też skłonny do usprawiedliwiania swoich poczynań.
- Mikael to dziennikarz typowy dla ery, jaka nastąpiła po aferze Watergate - dodaje Fincher. - Wierzy w to, że niewiele znaczący człowieczek może wiele zmienić. Traktuje swoją robotę poważnie, niemniej jednak popełnia ogromny błąd.
W scenie otwierającej film widzimy, jak Blomkvist opuszcza sale sądową, skazany w procesie o zniesławienie. Rozpaczliwie potrzebując pieniędzy, przyjmuje zlecenie na napisanie biografii emerytowanego potentata przemysłowego, Henrika Vangera (w tej roli Christopher Plummer). Jego prawdziwym zadaniem jest jednak dowiedzieć się, co stało się z siostrzenicą jego zleceniodawcy, która zaginęła kilkadziesiąt lat wcześniej.
Mniej więcej w połowie dochodzenia Blomkvist i Salander łączą siły. Od tego momentu motorem napędowym fabuły będzie relacja łącząca tych dwoje.
- Dziewczyna musi się zakochać w Bloomkviście z kilku różnych powodów - wyjaśnia Fincher. - Najważniejsze było to, by był on świetnym słuchaczem, okazującym zaangażowanie, a nie narcyzem, którego umysł błądzi po manowcach. I takie też cechy musiał przekonująco oddać grający go aktor. Ponieważ miałem już wcześniej okazję poznać Daniela prywatnie, wiedziałem, że jest czarujący i uprzejmy. Miałem również świadomość tego, jak świetnie prezentuje się on na ekranie.
Chociaż filmowy debiut Craiga przypadł na rok 1992 (w filmie "Zew wolności"), Fincher dostrzegł go dopiero po upływie dekady.
- Zobaczyłem go w "Drodze do zatracenia" i zawołałem: "Kto to, u diabła, jest? Muszę poznać tego gościa!" - wspomina reżyser. - Niedługo później rzeczywiście doszło do naszego spotkania. Okazało się, że mamy wielu wspólnych przyjaciół.
- Nie spieszył się z zaangażowaniem mnie do swojego filmu - żartobliwie utyskuje Craig. - Na co czekał? - I dodaje, że fakt, iż tak długo oczekiwał na awans do pierwszej ligi Hollywood, był prawdopodobnie wypadkową kilku czynników.
- Nie dorastałem w Stanach, gdzie jeden film może zmienić całe życie aktora. W Anglii grasz w kameralnych filmach o ograniczonej dystrybucji. Bardziej niż cokolwiek innego, na rozwoju mojej kariery zaważyło chyba to, że w pewnym momencie można mnie było oglądać w wielu rzeczach jednocześnie. W 1993 r. zagrałem w "Aniołach w Ameryce" na deskach Królewskiego Teatru Narodowego w Londynie - to na pewno mi pomogło. Ludzie z branży zapamiętują cię, a potem, kiedy przeprowadzają casting do jakiegoś filmu, dostajesz angaż.
- A może to wszystko dlatego, że inaczej nie dałbym im spokoju?
Swoją skromnością Craig podbija serca swoich przyjaciół, do których David Fincher sam się zalicza.
- To niesamowicie zabawny człowiek - opowiada reżyser. - Ta cecha nie przebija się do mediów, bo Daniel jest też bardzo nieśmiały, z czym raczej nie chce się ujawniać. Ale przy tym jest czarujący i ma bardzo towarzyskie usposobienie.
- A najwspanialsze jest to, że sława przyszła do niego w takim momencie jego życia, w którym mógł ją docenić - dodaje Fincher. - Daniel nie należy do ludzi, o których jesteśmy skłonni myśleć, że nigdy nie otworzyli sami drzwi ani nie kupili sobie sami drinka. On nie uważa, że coś się mu należy. Do swojej pracy podchodzi w sposób niezwykle rzemieślniczy, na zasadzie: trzeba zakasać rękawy i brać się do roboty.
Daniel Craig urodził się w Chester jako syn właściciela pubu i nauczycielki plastyki. Jego rodzice rozwiedli się, kiedy miał zaledwie cztery lata. Ostatecznie mały Daniel przeprowadził się do Liverpoolu z matką i starszą siostrą. Tam dorastał.
- Właściwie to byłem wychowywany w przyjemnie zwyczajny sposób - wspomina aktor. - Opiekowała się mną moja matka, która kochała sztukę w każdej postaci.
- Moje pierwsze doświadczenie aktorskie przed żywą publicznością to, o ile pamiętam, występ w przedstawieniu na statku rejsowym. Miałem wtedy osiem lat. Było to jedno z tych przedstawień, w które angażuje się dzieci, kiedy są z rodzicami na wakacjach - po to, żeby miały zajęcie. Byłem przerażony.
Mimo to aktorstwo nie dawało mu spokoju.
- Fakt, że moja matka wykonywała taki, a nie inny zawód, sprawił, że dużo przebywałem w teatrze, w towarzystwie aktorów, kostiumologów, scenografów i reżyserów. Jako nastolatek stwierdziłem, że to dla mnie najnaturalniejsze zajęcie pod słońcem. Nie miałem pojęcia, co innego mógłbym robić, z wyjątkiem wylegiwania się w łóżku do południa i wychodzenia na całe noce.
- Byłem najgorszym uczniem na świecie - dodaje aktor. - Zrezygnowałem ze szkoły w wieku 16 lat. Nie potrafię odmienić czasownika. Nie wiem nawet, co to jest czasownik.
Nastoletni Daniel przyłączył się do młodzieżowej grupy teatralnej National Youth Theatre z Manchesteru, z którą następnie wyjechał na lato do Londynu.
- Później na pewien czas wróciłem do domu i imałem się każdej możliwej pracy, żeby tylko coś zarobić - opowiada. - A potem, mając 17 lat, znów wyjechałem. Tym razem spędziłem w Londynie dwa lata. Pracowałem, chodziłem na przesłuchania, starałem się o role, i nic z tego nie wychodziło.
Ostatecznie Craig został przyjęty do prestiżowej szkoły Guildhall School of Music and Drama. Po trzech latach nauki, w 1991 r., obronił dyplom.
- Kończąc szkołę, obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek będę musiał wrócić do kelnerowania, zrezygnuję z aktorstwa na dobre. Na szczęście tak się nie stało. Dostawałem kolejne role i dzięki temu mogłem się utrzymać.
W tamtym okresie spostrzegawczy widzowie mogli wypatrzyć Craiga w "Elizabeth" (1998), gdzie wcielił się w księdza usiłującego dokonać zamachu na królowej, czy w "Love Is the Devil. Szkic do portretu Francisa Bacona" z tego samego roku, w którym zagrał kochanka słynnego brytyjskiego malarza, Francisa Bacona (w roli artysty wystąpił Derek Jacobi).
Wkrótce zaczęły trafiać mu się większe role. Zagrał u boku samej Angeliny Jolie w "Larze Croft: Tomb Raider" (2001); później wcielił się w poetę Teda Hughesa, męża Sylvii Plath w filmie "Sylvia" (2003), gdzie jego partnerką i tytułową Sylvią była Gwyneth Paltrow. Następnie Steven Spielberg powierzył mu rolę bezwzględnego zabójcy-mściciela w "Monachium" (2005).
A później przyszedł Bond. "Casino Royale" (2006) zostało okrzyknięte filmem, który tchnął nowe życie w mocno wyeksploatowany cykl, a Craig z dnia na dzień stał się gwiazdą o międzynarodowym statusie. W 2008 r. powrócił jako agent 007 w "Quantum of Solace". Zagrał również w "Złotym kompasie" (2007) i "Oporze" (2008). W 2011 r. jego kariera znów przyspieszyła: oprócz "Dziewczyny z tatuażem", zaprezentował się publiczności w "Kowbojach i obcych", a także w "Domu snów". Jego głos można też było usłyszeć w pierwszej animowanej produkcji Stevena Spielberga, czyli "Przygodach Tintina" ( - Mój bohater to pirat i czarny charakter - mówi Craig).
Obecnie aktor pracuje na planie trzeciego filmu o agencie 007 w swojej karierze, "Skyfall", o którym sam mówi, że jest tak "bondowski", jak to tylko możliwe.
- To nie ma być głęboki film z przesłaniem - mówi Craig. - I nie jest to pogłębione studium postaci. Film zacznie się tak, jak zaczynają się wszystkie filmy o Bondzie, i takie też będzie miał zakończenie. To samo dotyczy całej reszty tego, co widz zobaczy na ekranie.
A później? Być może Daniel Craig powróci jako Mikael Blomkvist w ekranizacjach "Dziewczyny, która igrała z ogniem" i "Zamku z piasku, który runął".
- Blomkvist nie jest aż tak ważną postacią w drugiej części trylogii "Millennium" - mówi Craig - więc jest szansa na to, że tym razem będę miał łatwiej.
Nancy Mills
New York Times
Tłum. Katarzyna Kasińska