Reklama

Zbiorowy sen aktorskiej trupy

"Italiani", reż. Łukasz Barczyk, Polska 2011, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa 11 marca 2011 roku.

Postaci z teatru Krzysztofa Warlikowskiego śnią film Łukasza Barczyka. Fantazjują w przestrzeni włoskiej posiadłości. Rzeczywistość jest uszyta grubymi nićmi. W oczy rzucają się detale - długie rude włosy i karminowa szminka, schody, z których spada ojciec, milczenie szalonego syna oraz panoszenie się kochanka matki. W dusznym powietrzu unosi się kłamstwo i seksualne napięcie. Rodzi się z tego obsesja na miarę Hamleta. Uznajmy ją za pretekst.

Aktorzy teatralni zwykle są zainfekowani charakterem szekspirowskich postaci. Kiedy rozum śpi, budzą się upiory. Choroba zaczyna się rozwijać, zakorzeniać się w ciele, osadzać w aktualnej rzeczywistości. Szczątkowe objawy nie zawsze prowadzą jednak do właściwej diagnozy. W przypadku ostatniego filmu Łukasza Barczyka "Italiani" rozpoznanie będzie szczególnie trudne. Składając poszczególne fragmenty obrazu, nie otrzymujemy bowiem zsyntezowanego przekazu. Barczyk każe nam raczej dostrzec dekonstrukcję motywów, połączonych w całość cieniutką nitką, którą w każdej chwili można przerwać. To, co rozpoznajemy i co pozwala nam się oswoić z bohaterami, jest tylko świadectwem tego, że ekranowy świat jest nam w całości zupełnie obcy. Przypomina trochę przestrzeń snu, śnionego przez kilka osób jednocześnie. Snu, w którym ożywa kilka wątków tragedii Williama Szekspira, na tyle jednak znanych i oczywistych, że uwagę skupiamy raczej na formie w jakiej się zjawiają niż na nich samych.

Reklama

Linearna narracja nie stanowi esencji włoskiej opowieści - są nią emocje, niewyjaśnione, nagłe i brutalne, niedozwolone. W tym kontekście nie słowa są istotne, ale kolejne obrazy. Chociaż film Barczyka posiada kręgosłup zbudowany z cząstek szekspirowskiego dramatu, bez problemu mógłby więc zostać rozłożony na "obrazy (czynniki) pierwsze" i funkcjonować w postaci serii Video Artów. Każdy rozdział filmu posiada swój tytuł i mimo trwania w otoczeniu innych, mógłby stanowić samodzielne dzieło sztuki. Lech Majewski transformując swoją wystawę składającą się z trzydziestu trzech Video Artów opatrzonych wspólnym tytułem "Krew Poety" w półtoragodzinny film "Szklane usta" odebrał pierwotnej kompozycji to, co stanowiło o jej wyjątkowości - przestrzeń pomiędzy obrazami. Podobny zarzut można skierować w stronę dzieła Barczyka. Zamyka on w kadrze postaci, które pojawiają się w nim na chwilę. Nas zaś przez długi czas nie opuszcza przekonanie, że ich prawdziwe życie rozgrywa się gdzieś indziej.

Nad wspólną produkcją reżysera teatralnego i filmowego zawisło pewne niespełnienie, jak nad kazirodczą relacją Bruna (Krzysztof Warlikowski) i Teresy (Renate Jett). Film otwiera scena, w której syn pcha po plaży inwalidzki wózek matki. Nie wierzę, że nie ugrzązł on w wilgotnym piachu. Obu reżyserów spotkał podobny los. Bez wątpienia przekraczają oni granice tego, co w polskim kinie znane i akceptowane, wchodzą na grunt zupełnie jeszcze niezbadany, przez rodzimych filmowców omijany z daleka. Nieostrożny turysta zapada się w nim bowiem jak nieszczęśnik w ruchome piaski. Barczyki i Warlikowski turystami bez wątpienia nie są, choć znaleźli się na obcej ziemi. Każdy ich krok jest przemyślany i obwarowany znaczeniami - niestety zbyt hermetycznymi, by stanowiły one prekursorskie idee nowego kierunku w polskiej kinematografii. Zarysowanymi jednak na tyle wyraźnie, żeby odcisnąć głęboki ślad na gładkiej powierzchni serwowanego nam w nadmiarze kina stylu zerowego.

6/10

Jeśli chcesz obejrzeć film "Italiani", sprawdź repertuar kin w swoim mieście!

Recenzentka obejrzała film w krakowskim Kinie Pod Baranami. Dziękujemy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sny | Snow
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy