"Ludzie" Macieja Ślesickiego i Filipa Hilleslanda to pierwszy polski pełnometrażowy film fabularny o wojnie w Ukrainie. Nie pozwala zapomnieć, że wojna to ból, cierpienie i śmierć konkretnych ludzi. Powstał w hołdzie dla obrońców Ukrainy.
"Kiedy wybucha wojna, ludzie powiadają: 'To nie potrwa długo, to zbyt głupie'. I oczywiście, wojna jest na pewno zbyt głupia, ale to nie przeszkadza jej trwać" - pisał w "Dżumie" Albert Camus. Słowa francuskiego pisarza są nadal aktualne. 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała Ukrainę i konflikt trwa do dziś. Wojna rozgrywa się zawsze na dwóch poziomach. Pierwszy stanowi polityczny establishment, drugi to front - okopy, czołgi, przemieszczanie się wojska i cywili. Filmowcy Maciej Ślesicki i Filip Hillesland postanowili opowiedzieć o ludzkim obliczu konfliktu.
W "Ludziach" koszmar wojny oglądamy z perspektywy kobiet. Bohaterkami są Ania, Nastya, Lyuba, Maria i Olena. Nastoletnia dziewczyna poszukuje swojej siostry, matka rusza na front w celu odnalezienia syna, starsza kobieta traci męża. Są też pozostawieni sami sobie niewidomi wychowankowie domu dziecka, przemierzający kraj, licząc, że nie trafią na wrogie oddziały. Niekiedy kamera przejmuje perspektywę niewinnego niemowlaka. Dzięki takiemu zabiegowi formalnemu jesteśmy bezpośrednio w tym koszmarze, gdyż wojna splata ich losy. Znajdują się w środku piekła, tam, gdzie leje się krew, łamią się kości, umiera się na polu bitwy, dogorywa w szpitalu lub przymiera głodem.
I kiedy działa konwencja filmu zrealizowanego w gatunkowych ramach kina post-apo, problemem staje się konstrukcja fabularna opowieści. Kolejni bohaterowie, a jest ich za dużo, gubią się w nieuporządkowanej narracji, ich historie nie zostają dopowiedziane, a jedynie zarysowane w kontekście walki na froncie, rosyjskiej propagandy czy okrucieństwa żołnierzy. Całość staje się przeglądem ludzkich historii, a nie głębszą analizą ich tragedii. Stylistyka zdjęć, zmieniająca się z każdym z bohaterów, także nie pomaga w uzyskaniu spójnego obrazu.
Mimo tego opowieść niesie ogromny ładunek emocjonalnej prawdy, bo przecież "Ludzie" są manifestem przeciwko wojnie. Przypomnieniem o heroicznej walce niewinnych osób. Scenariusz powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia. Twórcy opierali się na relacjach Ukraińców, m.in. zatrudnili Ołeha Obernichina, byłego żołnierza ukraińskiego, który obecnie jest psychiatrą i leczy ukraińskich żołnierzy z objawami PTSD.
Film dorównuje pod tym względem obrazom dokumentalnym. Pojawia się na przykład taka brutalna scena: przenośnego krematorium, kiedy do pieca wpychane są kolejne ciała zabitych i cyniczne słowa dowódcy rosyjskiej specjalnej jednostki "nie ma ciała, nie ma człowieka". Porażających scen jest więcej i każda z nich zabija nadzieję w widzu na dobre rozwiązanie sytuacji. W filmie w przejmujących rolach wystąpili ukraińscy i polscy aktorzy m.in. Oksana Czerkaszyna, Hryhorii Horobchuk, Tetiana Yurikova, Cezary Pazura czy Mariia Sztofa.
Na wojnie żyje się szybciej, przeżywa intensywniej, zapomina o cenie życia. "Ludzie" to próba ogarnięcia wpływu, jaki wywiera wojna na ludzką psychikę, myślenie, postępowanie i osobowość oraz na relacje z innymi ludźmi, którzy muszą zmierzyć się z niewyobrażalnymi decyzjami o najwyższej stawce - a na szali często znajduje się zarówno życie, jak i godność. Bolesne i dotkliwie kino.
6/10
"Ludzie", reż. Maciej Ślesicki i Filip Hillesland, Polska 2024, dystrybutor: Mówi Serwis, premiera kinowa: 21 lutego 2025 roku.