Reklama

"Kurier" [recenzja]: List w butelce

Władysław Pasikowski stał się w ostatnich latach specjalistą od opowiadania o historii we współczesny i przystępny sposób. Zarówno "Pokłosie", jak i "Jack Strong", choć różniące się stylem (i ciężarem), są wybitnymi przykładami kina historycznego, które mimo politycznych odniesień kładzie nacisk przede wszystkim na emocje i bohaterów. Dlatego gdy reżyser ogłosił, że bierze na tapetę kolejną z przemilczanych kart polskiej historii, trudno było powstrzymać ekscytację. Niestety, wygląda na to, że Pasikowski wszedł do tej samej rzeki o jeden raz za dużo - i po dwóch udanych próbach zupełnie stracił swój pazur.

Władysław Pasikowski stał się w ostatnich latach specjalistą od opowiadania o historii we współczesny i przystępny sposób. Zarówno "Pokłosie", jak i "Jack Strong", choć różniące się stylem (i ciężarem), są wybitnymi przykładami kina historycznego, które mimo politycznych odniesień kładzie nacisk przede wszystkim na emocje i bohaterów. Dlatego gdy reżyser ogłosił, że bierze na tapetę kolejną z przemilczanych kart polskiej historii, trudno było powstrzymać ekscytację. Niestety, wygląda na to, że Pasikowski wszedł do tej samej rzeki o jeden raz za dużo - i po dwóch udanych próbach zupełnie stracił swój pazur.
Kadr z filmu "Kurier" /materiały prasowe

W "Kurierze" twórca opowiada o losach emisariusza Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który pod koniec II wojny światowej został wysłany z Londynu do okupowanej Warszawy z ważną wiadomością dla polskich dowódców z ust samego Winstona Churchilla. Jak sugerują filmowcy, ta wiadomość miała zadecydować o losach wojny, jej pełną treść poznajemy jednak dopiero w finale filmu. W międzyczasie obserwujemy ucieczkę Nowaka-Jeziorańskiego przed Niemcami, którzy nie chcą dopuścić, by informacja przedostała się w ręce wroga. Po drodze oprócz wysłanników przeciwnika i zdrajców, bohater spotyka także sojuszników jak łączniczka Marysia (Patrycja Volny) czy Kazimierz Wolski (Tomasz Schuchardt). Wszyscy są gotowi poświęcić życie, by tytułowy kurier dostarczył wiadomość na czas.

Reklama

Zgodnie z zapowiedziami Pasikowski chciał, by jego nowy film był zrealizowany w hollywoodzkim tonie: z rozmachem, licznymi scenami akcji i efektami specjalnymi. Cóż, choć wszystkie te elementy w "Kurierze" można znaleźć, ich wykorzystanie przypomina bardziej amerykańskie kino klasy B, niż polskiego brata superprodukcji z Hollywood. W filmie Pasikowskiego brakuje przede wszystkim tego, co sprawiało, że jego poprzednie produkcje oglądało się z wypiekami na twarzy - napięcia. Główny bohater przez cały film ucieka, walczy, chowa się i, jak głosi plakat, "ściga z czasem", ale historia zarysowana jest na tyle szkicowo i niedbale, że w jego misję nie sposób się zaangażować. Efekt? Nieustające poczucie, że losy Nowaka-Jeziorańskiego obserwujemy zza szyby.

Chaos, brak klarownego przesłania i zupełny brak świadomości, w którym kierunku twórcy chcą pójść, potrafią nawet najlepiej zrealizowane sceny zamienić w nużące epizody. Brak tu pomysłowych zwrotów akcji, poczucia zagrożenia i przywiązania - kreowany przez Philippe’a Tłokińskiego bohater jest zbyt nijaki, by budzić sympatię, a jego misja zupełnie niezrozumiała dla osób, które wcześniej nie zetknęły się z tą historią. O tym, jak duży jest problem twórców z napięciem świadczy doklejany na siłę romans Nowaka-Jeziorańskiego z piękną Niemką oraz fakt, że by wywołać w widzu jakiekolwiek emocje, Pasikowski musi uciekać się do wizji sennych, w których główny bohater zostaje rozstrzelany.

Sytuacja zmienia się nieco w trzecim akcie opowieści, kiedy Nowak-Jeziorański dociera już do kraju. Wtedy jego niemal samobójcze poświęcenie zaczyna mieć faktyczne znaczenie, a dynamika filmu znacząco wzrasta. Nie jest to, oczywiście, tempo i emocje choćby porównywalne z tymi, które zapewniał finałowy akt "Jacka Stronga", ale solidna realizacja i kilka pomysłowych rozwiązań fabularnych pozwala wejść (wreszcie!) głębiej w opowiadaną historię. W konkluzji wybrzmiewają z kolei patriotyczne ideały reżysera, dzięki którym "Kurier" sprawdza się bardziej jako produkcja historyczna, niż sensacyjna.

Mimo finałowego "zrywu", całość wciąż sprawia wrażenie zmarnowanego potencjału. Boli, że reżyser, który dotąd nie miał problemów z budowaniem angażujących historii, do swojego bohatera podszedł w tak "szkolny" sposób - zamiast wyciągnąć z jego losów jak najwięcej fascynujących epizodów i wiarygodnych detali, skupił się na odbębnieniu najważniejszych punktów z biografii. Może Pasikowski na planie sam stanął pod presją czasu? A może zwyczajnie nie znalazł w historii Nowaka-Jeziorańskiego odpowiedniego potencjału? Niezależnie od odpowiedzi rezultat końcowy pozostawia wiele do życzenia. Z polskiego Hollywood nici.

5/10

"Kurier", reż. Władysław Pasikowski, Polska 2019, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 15 marca 2019 roku. 


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kurier (2018)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy