Reklama

Festiwal w Gdyni od A do Z

Gdynia, Gdynia i po Gdyni. Minął kolejny festiwal, odrobiliśmy roczną lekcję z polskiego kina. Poniżej subiektywny alfabet tegorocznej imprezy.

Alternatywne zakończenie
Podczas konferencji prasowej "Senności" Magdaleny Piekorz zaproponowano alternatywne odczytanie zakończenia jej filmu. W rzeczywistości finał "Senności" to rozsypanie z paralotni prochów bohatera, granego przez Krzysztofa Zawadzkiego. Alternative ending? Krzysztof Zawadzki na paralotni i awaria coraz mocniej kopcącego silnika (te rozsypywane w powietrzu prochy!), w efekcie - tragiczny wypadek i śmierć naszego bohatera. Najbardziej śmiał się z tego scenarzysta Wojciech Kuczok.

Brawa
Złotego Klakiera - nagrodę przyznawaną przez Radio Gdańsk dla najdłużej oklaskiwanego filmu konkursu festiwalu w Gdyni - otrzymała "Senność" Magdaleny Piekorz. Po projekcji tego filmu klaskano przez 4 minuty i 46 sekund. Laureata Złotych Lwów - "Małą Moskwę" - oklaskiwano tylko 6 sekund krócej. Komentarz? Dwa lata temu przez większą część festiwalu najdłużej oklaskiwanym filmem był "Kto nigdy nie żył..." Andrzeja Seweryna.

Reklama

(o) Co chodzi?
Przed festiwalem nie było chyba osoby, która zrozumiała skąd w głównym konkursie wzięły się dwa tytuły: "Lejdis" i "Ranczo Wilkowyje". Nic się nie zmieniło po zakończeniu festiwalu. Doszły jednak kolejne wątpliwości repertuarowe. Pierwsza z brzegu: dlaczego "Stary człowiek i pies" duetu Leszczyński-Kostenko pozbawiony został szans na walkę o Złote Lwy?

Debiutant
- Panie Jacku, jak pan się czuje jako debiutant, bo pana film "Jeszcze nie wieczór" zakwalifikowany został na festiwal jako fabularny debiut? - Jeśli to jest film fabularny, to rzeczywiście jest to mój debiut - odpowiedział Jacek Bławut.

Erotyzm
Seksu w polskim kinie jak na lekarstwo. Od pamiętnej sceny erotycznej między Mają Ostaszewską i Jackiem Poniedziałkiem w "Przemianach" Łukasza Barczyka (2003), jedynie Grzegorz Pacek w "Środa, czwartek rano" zbliżył się do tamtego poziomu (duet Joanna Kulig - Paweł Tomaszewski). Z tegorocznych filmów zostaje zbliżenie Julii Jentsch i Petera Gantzlera z filmu "33 sceny z życia" i pełna emocji erotyczna więź między postaciami granymi przez Bartosza Obuchowicza i Rafała Maćkowiaka w "Senności" Magdaleny Piekorz.

Farsa
Głosowanie dziennikarzy. Dlaczego co roku regulamin wybierania przez dziennikarzy najlepszego filmu festiwalu tworzony jest w trakcie głosowania? W tym roku Janusz Wróblewski wymyślił skomplikowany potrójny system głosowania. Najpierw zgłaszano kandydatury - było ich bodajże 12. Potem głosowano na dowolną liczbę filmów, które według dziennikarzy, zasługują na wyróżnienie. Po podliczeniu głosów wybrano pięć tytułów, które weszły do ścisłego finału ("To ile filmów dopuszczamy, drodzy państwo, trzy czy pięć?"). Następnie każdy dysponował już tylko pojedynczym głosem. Wszystko przy użyciu podnoszonych do góry rąk, na kilku metrach kwadratowych biura prasowego. Nie prościej, by każdy zapisał na karteczce tytuł wybranego przez siebie filmu?

Gala
Uroczyste zakończenie festiwalu. Prowadzący Krzysztof Globisz był naprawdę uroczy, ale przyznać trzeba, że tylu gaf, co podczas tegorocznej gali zakończenia, dawno nie było. Dekoncentracja prezenterów (Złote Lwy w tej kategorii dla Joanny Szczepkowskej) i fatalna organizacja (np. materiał filmowy odbierający ministrowi Zdrojewskiemu prezentację laureata Złotych Lwów) to tylko niektóre z nich. Na usprawiedliwienie wszystkich, którzy brali w tym udział - dialogi były naprawdę fatalnie napisane.

Hajewska-Krzysztofik
Małgorzata. Jej drugoplanowa rola w "33 scenach z życia" jest tak intensywna, że zapominamy o pierwszoplanowej kreacji Julii Jentsch. Tylko dlaczego - skoro gala zakończenia była tak pięknie sparowana (nagrody wręczali słynni aktorzy i ich dzieci) a jury pokusiło się o specjalne wyróżnienie dla aktorskiego tandemu "Rysy": Jadwigi Jankowskiej-Cieslak i Krzysztofa Stroińskiego - nikt nie pomyślał o Andrzeju Hudziaku?

Ironia
W ubiegłych latach brakowało jej na prowadzonych przez Janusza Wróblewskiego konferencjach prasowych - popisach braku obiektywizmu i niekompetencji. Tegoroczny prowadzący, dziennikarz radiowej "Trójki" Paweł Sztompke, wprowadził do nudnych zazwyczaj konferencji odrobinę ciepłego humoru, łącząc role prowadzącego i "pani od podawania mikrofonów". Mam nadzieję, że nie było to tylko tegoroczne zastępstwo.

Języki obce
Spora ilość koprodukcji w konkursie sprawiła, że wreszcie usłyszeliśmy, jak polscy aktorzy radzą sobie z językami obcymi. Płynną znajomością języka niemieckiego wykazali się Łukasz Garlicki i Tomasz Karolak, którzy przez większą część "Lekcji pana Kuki" musieli porozumiewać się z mieszkańcami Wiednia (Garlicki radził sobie także z angielskim). Po angielsku w "Ranczo Wilkowyje" wyraża się Radosław Pazura, ale stara się tak bardzo, że wychodzi mu to jeszcze gorzej, niż Zakościelnemu u Greenawaya. Nieźle z angielskim radzi sobie w "Drzazgach" Łukasz Hycnar, Alina Janowska jest urocza jako prywatna nauczycielka francuskiego w "Niezawodnym systemie"a Tomasz Kot zabawnie mówi w "Lejdis" po polsku z węgierskim akcentem.

Najbardziej kontrowersyjnym zabiegiem była jednak mówiąca po polsku Julia Jentsch ("33 sceny z życia"). Dubbing Dominiki Ostałowskiej wydaje mi się wybitnie nietrafiony, na całe szczęście w trakcie projekcji filmu udaje się o tym zapomnieć. I jeszcze uroczy czescy aktorzy, którzy w "Braciach Karamazow" ni w ząb nie rozumieją angielskiego polskiej tłumaczki.

Kraków
Wyręczymy Jerzego Armatę z krakowskiego wydania "Gazety Wyborczej", który od lat śledzi związki konkursowych produkcji ze swoim miastem. Tylko dlatego, że Kraków "gra" w trzech najlepszych filmach festiwalu - "Braciach Karamazow", "Rysie" i "33 scenach z życia". Jego obecność jest jednak daleka od landszaftowej tandety. U Zelenki Krakowem jest scenografia nowohuckiej stalowni, u Rosy - stanem umysłu (poza refrenem w postaci widoku Plant w ogóle nie widać w "Rysie" miasta), wreszcie - w filmie Szumowskiej - symbolem polskiej inteligencji, spersonifikowanym w postaciach granych przez Andrzeja Hudziaka i Małgorzatę Hajewską.

Lepiej
"Jest lepiej, niż przed rokiem" - to najczęściej powtarzane zaklęcie festiwalu. Nie zadziałało. Hokus pokus, bęc!

Mistrz drugiego planu
Tomasz Karolak. Nie jest to wielki aktor, ale przynajmniej zabawny, naturalny i bezpretensjonalny. Jako Elvis Presley w "Drzazgach", jako Mirek w Lekcjach pana Kuki", wreszcie ortopeda Wojtek z "Lejdis". Dorównuje mu Rafał Maćkowiak, którego mogliśmy oglądać w mocnej scenie "0_1_0" Piotra Łazarkiewicza, w zabawnej roli w "33 scenach z życia" i wreszcie - jego najlepszej gdyńskiej kreacji - w "Senności", gdzie wcielił się w postać lekarza homoseksualisty.

Nieobecni
Przeznaczone dla twórców krzesełka w sali, w której odbywały się konferencje prasowe, często świeciły pustkami. Najjaskrawszym przypadkiem była konferencja "Czterech nocy z Anną", na której film reprezentował jedynie operator Adam Sikora (reżyser Jerzy Skolimowski jest usprawiedliwiony - zmaga się z ciężką chorobą). W Gdyni zabrakło jednak m.in. Julii Jentsch, Macieja Stuhra, Michała Żebrowskiego, Tomasza Karolaka, Bohdana Stupki, Rafała Maćkowiaka. Niektórzy najbardziej żałowali nieobecności Dody.

Odkrycie
Karolina Piechota. Jeden z niewielu aktorskich debiutów. Wystąpiła w "Drzazgach" Macieja Pieprzycy, porażając zarówno aktorską, jak i fizyczną dojrzałością.

Psy
Pudel-Mefistofeles w "Jeszcze nie wieczór" i Dupeczka z filmu Witolda Leszczyńskiego i Andrzeja Kostenki "Stary człowiek i pies" (pokazywanego w Panoramie) zgarniają tegorocznego Złotego Psa dla najlepszego filmowego zwierzęcia tego festiwalu. Nie wszyscy podzielają jednak entuzjazm dotyczący pudla, występującego w filmie Jacka Bławuta. - To przecież debil był, nic nie umiał - prostował Jan Nowicki.

Róża
Róża jest różą, jest różą, jest różą. Imię aktorki. Beata Tyszkiewicz w "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta i Małgorzata Kożuchowska w "Senności" Magdaleny Piekorz. Obydwie zamknięte. Róża Tyszkiewicz w swoim własnym pokoju, Róża Kożuchowskiej we własnym domu.

Skandale
W tym roku wyjątkowo spokojnie. No, może poza werdyktem jury...

Tyle lat
Ewa Krasnodębska miała powiedzieć Jackowi Bławutowi na planie "Jeszcze nie wieczór": "Jacku, my tu wszyscy mamy chyba z 1600 lat". W tym kontekście obraz Bławuta jest chyba najstarszym polskim filmem w historii. Aby skontrastować ten emerytalny nastrój - Bławut zatrudnił do pracy przy filmie wielu debiutantów. "Około połowa ekipy to byli ludzie, dla których był to pierwszy film" - powiedział reżyser.

Urodziny
Irena Kwiatkowska obchodziła w Gdyni swoje 96. urodziny. Urodzinowy tort solenizantka otrzymała w Teatrze Muzycznym przed pokazem "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta. Urodziny Jana Machulskiego znalazły się też w programie imprezy "Vabank", zorganizowanej przez telewizje Kino Polska. Skończyło się na zapowiedzi. Może dlatego, że pan Jan Machulski 80. urodziny obchodził... 3 lipca.

Wulgaryzmy
Bluzga się na potęgę w "Boisku bezdomnych" Kasi Adamik i "33 scenach z życia" Małgorzaty Szumowskiej - jednych z najlepszych filmów festiwalu. Kiedy chłopcy za kamerami zrozumieją tak dobrze jak dziewczyny, że mówienie "kurna"czy "kuźwa" nie jest nawet śmieszne?

Zanussi
No dobra, znalazło się kilku gorliwych obrońców reżysera "Serca na dłoni", udowadniających, że Krzysztof Zanussi zrobił sobie jedynie żart i że jest reżyserem obdarzonym zmysłem autoironii. Nie było to jednak ani przez chwilę śmieszne, ani wybitnie mądre - to zresztą można komedii wybaczyć - ale jeszcze przy okazji zupełnie pozbawione uroku. Choć wisienka w postaci występu Dody smaczna. Ale czy po szoku jakim była informacja o zatrudnieniu jej przez Zanussiego, ktokolwiek spodziewał się, że Doda jako jedyna obroni się w tym żenującym filmie?

Tomasz Bielenia, Gdynia

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: impreza | aktorzy | piekorz | film | urodziny | wieczór | Gdynia | festiwal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy