Jego film wstrząsnął widzami. "Przedstawiamy świat, który był koszmarem"
"Dziewczyna z igłą" Magnusa von Horna walczy obecnie o Złote Lwy podczas 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. W rozmowie przeprowadzonej podczas wydarzenia reżyser opowiedział o szczegółach projektu oraz z bólem przyznał, że przedstawiona przez niego historia wciąż jest aktualna.
"Dziewczyna z igłą" to już trzecie pełnometrażowe dzieło polsko-szwedzkiego reżysera, Magnusa von Horna, który zdobywał wykształcenie na Wydziale Reżyserii Filmowej i Telewizyjnej w Łodzi. Film oprawiony wirtuozerskimi czarno-białymi zdjęciami Michała Dymka ("IO", "Supernova"), odważnie miesza elementy charakterystyczne dla kryminału, filmu noir, neorealistycznej przypowieści czy nawet ekspresjonistycznego thrillera. Dziejąca się tuż po I wojnie światowej historia oparta jest o prawdziwe wydarzenia, które wstrząsnęły dwudziestowieczną Danią. Tytułowa dziewczyna z igłą, Karoline, zachodzi w ciążę, traci pracę w fabryce i zostaje pozostawiona sama sobie. Film zachwyca aktorskimi kreacjami; na ekranie zobaczyć można m.in. Victorię Carmen Sonne czy Trine Dyrholm.
Przy "Dziewczynie z igłą" w niemal każdym pionie produkcyjnym działali nasi rodacy; finalnie nad filmem pracowało ponad 200 osób z Polski. Wśród nich są m.in.: montażystka Agnieszka Glińska ("Jak najdalej stąd", "IO"), scenografka Jagna Dobesz ("The Silent Twins", "Moje wspaniałe życie") czy twórczyni kostiumów Małgorzata Fudala ("Belfer III", "Klangor").
Głośne dzieło Magnusa von Horna, które zadebiutowało podczas tegorocznego festiwalu w Cannes, a obecnie walczy także o Złote Lwy podczas 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Podczas rozmowy z Arturem Zaborskim na 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni reżyser opowiedział, dlaczego zdecydował się na tak odważny temat kolejnego filmu. Nad scenariuszem pracował wraz z Line Langebek Knudsen.
"To było takie okrutne opowiadanie i okropne, co się stało w tych czasach. To wzbudziło we mnie lęk, związany z tym co bym zrobił, gdyby coś się działo z moimi dziećmi. Zawsze też chciałem zrobić horror, a tu czułem, że jest potencjał. Nie taki gatunkowy, ale to jest horror dla mnie. Używając własnego lęku, mogłem coś twórczego robić i tak lubię pracować" - wyznał podczas rozmowy dla Interii.
Artysta z przykrością zauważył, że wiele elementów filmu można odnieść do dzisiejszej sytuacji w kraju. Z tego powodu właśnie tutaj odbiór fabuły może być jeszcze bardziej dotkliwy:
"To jest opresyjne społeczeństwo, które nie daje kobietom wyboru. To jest jakiś łącznik do dzisiejszego świata w Polsce, więc był to bardzo ciekawy proces i podróż. Czuję też, że tutaj w Polsce ten film rezonuje z widzem i jest bardziej aktualny niż w Danii czy Szwecji, skąd pochodzę".
"Przedstawiamy świat, który 100 lat temu był koszmarem. [...] Jak zbliżamy się do końca odnajdujemy podobieństwa do współczesnego świata w Polsce i to jest przerażające. Myślę, że to jest bardzo ważne przy odbiorze. [...] To było paliwo dla mnie i dla ekipy, by robić ten film - to, co się stało w 2020 roku w Polsce i co się wciąż nie zmieniło. [...] Polska to państwo, które nie daje wyboru. Bez wyboru nie ma wolności. Wybór to jest wolność" - dodał.
Magnus von Horn przyznał, że zależało mu, by film był odbierany jako odważny i nieoczywisty. Chciał, by produkcja stała się pretekstem do rozmowy i refleksji nad problemami współczesności:
"Jeśli to, co widzimy w filmie, jest niewygodne, prowokacyjne czy nie ma prostego rozwiązania, to wtedy zaczynamy rozmawiać. Jak jest prosto, to nie rozmawiamy".
Zobacz też: Przyszłość polskiego kina? Młody aktor chwali współpracę z Agatą Kuleszą