"Dwie siostry" Łukasza Karwowskiego to jeden z kilku filmów z konkursu głównego tegorocznego festiwalu w Gdyni, które opowiadają o wojnie w Ukrainie i jej konsekwencjach. Zdjęcia kręcone były na żywo, w pierwszych miesiącach inwazji Rosji. I tę prawdę zapisu czuje się w kadrach operatora, Romualda Lewandowskiego. Nic nie jest udawane: zrujnowane domy, wysadzone mosty, opuszczone lub zniszczone czołgi. Autentyczny jest również udzielający się widzom strach. Wojnę oglądamy jak gdyby od środka, dokumentalnie, z udziałem licznej ekipy ukraińskiej.
Najsłabszym elementem "Dwóch sióstr" jest jednak sama historia, siłowo i szkicowo zarysowana, sprawiająca wrażenie scenariuszowego brulionu, uzasadniającego szybki wyjazd ekipy do Ukrainy, sfotografowanie wojny bez retuszu. W konsekwencji wygrywa dokumentalizm, przegrywa kino.
Już sam pomysł wyjścia wydaje się wydumany. Oto dwie siostry, Jaśmina i Małgorzata, niespecjalnie za sobą przepadające, jednoczą się, żeby z godziny na godzinę podjąć decyzję i wyruszyć w niebezpieczną podróż do pogrążonej w wojnie Ukrainy, po to, żeby przewieźć do Polski z Charkowa ciężko chorego ojca i zapewnić mu opiekę.
Być może innym widzom to się udało, ale ja w tę historię nie potrafiłem uwierzyć. Jest ilustracyjna, niewiarygodna. Mnożą się pytania nie tylko o ryzyko takiej eskapady, ale i mocne kontrargumenty logiczne - grana przez Dianę Zamojską Małgorzata pracuje w szpitalu, początkowo niechętna, decyduje się na wyjazd w zasadzie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie wiadomo dlaczego, tymczasem jako pielęgniarka powinna przecież wiedzieć, że transport ciężko chorego w tym momencie jest niepoważną donkiszoterią.
Jaśmina (Karolina Rzepa), postać lepiej wymyślona i napisana, jest również bohaterką w większym stopniu ulepioną z kliszy postawy zbuntowanej, brawurowej dziewczyny niż pełnokrwistym charakterem. Niewiele o siostrach wiemy na początku, a poza referowanymi przez nie faktami o relacjach z rodzicami czy życiu erotycznym, niewiele dowiemy się również w finale.
W filmie Łukasza Karwowskiego, przede wszystkim dzięki aktorstwu Diany Zamojskiej i Karoliny Rzepy, bronią się natomiast relacje międzyludzkie. Kompleks rodzinny. Małgosia czuje się gorsza, niedowartościowana, lekceważona przez ojca, zazdrości siostrze atencji. Jaśmina jest inna. Szuka siebie po omacku, zachłannie, co chwilę zmienia plan na życie. Mieszka w squacie, ma różne pomysły, nie wybiega w przyszłość dalej niż do jutra. Długa podróż sióstr będzie dla nich szansą na zrozumienie, powiedzenie sobie wielu trudnych rzeczy, na ekspiację i żal.
A wreszcie, co może najważniejsze, na odkrycie, że nie są wcale najważniejsze: na świecie (w Ukrainie) dzieją się rzeczy zdecydowanie gorsze, niż konflikt dwóch przybranych sióstr. Wojna w filmie Karwowskiego jest znojem, codziennością, jest także strachem. I wielkim niebezpieczeństwem - prowadzącym aż do przejmującego finału filmu.
Żołnierze, przemoc, czołgi, niebo zasnute chmurami. I poczucie rosnącej beznadziei, spirali strachu i brak czasu na refleksję, co dalej, co z tym światem będzie dalej. Ciekawym aspektem filmu jest także rewers znanej nam dobrze z mediów postawy wobec wojny w Ukrainie. Dotychczas, w większości dokumentów i fabuł, to Ukraińcy okazywali nam, Polakom, wdzięczność. W "Dwóch siostrach" jest inaczej. Mamy możliwość wglądu do sytuacji wewnątrz kraju, w środku wojny. Dziewczyny jadą do Charkowa, do ojca, a Ukraińcy, mieszkańcy wsi, domów, na hasło "Polacy" reagują wspaniale. Pomagają, otwierają swoje domy, wspierają. Ciekawa, ważna perspektywa.
W efekcie jednak film Karwowskiego, pełen mocnych, dotkliwych scen, jest tytułem rozdartym pomiędzy wagą tematu, ciekawą psychologiczną wiwisekcją w relacji między bohaterkami a pretekstową fabułą. Wojna także w tym przypadku okazuje się filmowo silniejsza. Jest poniżająca, brutalna i bezwstydna. Dwie kruche dziewczyny nie mają żadnych szans.
6/10
"Dwie siostry", reż. Łukasz Karwowski, Polska 2024, dystrybutor: Kino Świat.