48. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni
Reklama

Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni: Lena Góra i jej droga do "Imago"

W konkursie głównym 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni Lena Góra prezentuje dwa filmy: "Imago" Olgi Chajdas i "Świętego" Sebastiana Buttnego. W pierwszym z nich była także współscenarzystką. W rozmowie z Interią mówi o pracy nad "Imago" - inspiracjach, odkrywaniu swojej rodziny i muzyce, która wyznacza rytm dzieła.

"Imago" Góra wciela się w Elę, ikonę trójmiejskiego ruchu punkowego końca lat osiemdziesiątych, a także swoją matkę. Dla aktorki film jest zwieńczeniem bardzo intensywnego okresu twórczego — w ciągu ostatnich miesięcy swe premiery poza "Imago" miały jeszcze trzy produkcje, w których wystąpiła: "Noc w przedszkolu" Rafała Skalskiego"Święty" Sebastiana Buttnego i "Roving Woman" Michała Chmielewskiego. Przy ostatnim z nich była także współscenarzystką. 

Reklama

Lena Góra o pracy nad scenariuszem

Dla Interii opowiedziała, jaki jest jej stosunek do pisania. "'Imago' [...] był pierwszym scenariuszem, którego się podjęłam i chyba dzięki niemu piszę dalej, bo 'Roving Woman' powstało później. Ja nie wiedziałam, że ja potrafię pisać" - przyznała szczerze. "Nie byłam w żadnej szkole, nie spędziłam jednego dnia na warsztatach scenariopisarskich, nie przeczytałam żadnej książki o tym, jak to robić. I uważam, że taka rebelia, robienie czegoś po swojemu, jest w dzisiejszych czasach bardzo ważne i bardzo fajne. Więc nie umiem, ale lubię". W dalszej części rozmowy przyznała, że nauką scenariopisarstwa były dla niej lektury scenariuszy filmowych i teatralnych. 

"Strasznie namawiam ludzi, by się nie martwili, żeby podążać jakimiś utartymi szlakami. Żeby wyłamywać się z [...] ram i być może pisać po swojemu" - zaznaczyła gwiazda "Nocy w przedszkolu". "Pamiętam [...] na początku naszej drogi z Olgą [Chajdas, reżyserką i współscenarzystką 'Imago'] Agnieszka Holland przeczytała scenariusz i powiedziała nam, że to jest bardzo dobre i takie dziwne, inne. Ja nagle zrozumiałam, że jest moc w tym, że to jest inne". Chwilę później dodała, że nie skupia się na strukturze scenariusza. "Tak szczerze, to nie mam pojęcia o [...] trójaktowej [strukturze scenariusza]. [...] Często piszę to z perspektywy uczuć i potrzeb człowieka czy ludzi, o których opowiadam, i to za ich potrzebami podążam". 

"Imago": Lena Góra o odkrywaniu historii swojej mamy i muzyce

"'Imago' mówi w jakiś sposób o stawieniu granicy między tym, co jest oceniane, nienormalne a normalne, między tym, co jest oceniane jako szalone a artystyczne, o łątkach i wykluczeniu społecznym przez innych" - mówi o filmie Góra. W filmie wcieliła się w swoją matkę, Elę "Malwinę". Przygotowanie scenariusza było dla niej podróżą w przeszłość swojej rodziny, o której wcześniej nie zdawała sobie sprawy. 

"Przed pracą nad filmem nie miałam pojęcia o żadnej karierze Eli" - przyznała aktorka. "Słyszałam, że ona coś tam śpiewała albo że była częścią tego fermentu artystycznego, trójmiejskiej sceny alternatywnej. Raczej myślałam, że wywodzę się z niej, ale jako córka mojego ojca, który jest malarzem [...]. Ela to była moją mamą, kruchą i swoją. Natomiast bardzo się zdziwiłyśmy z Olgą, gdy, szukając inspiracji do tego filmu, pojechaliśmy do niej i zaczęliśmy poznawać ludzi bliskich jej, którzy opowiedzieli nam historie, które rozwaliły nam czachę". 

Problemem okazała się rekonstrukcja utworów wykonywanych przez Elę i jej kompanów z punkowych formacji. "Mało jest nagrań. Wtedy nie było internetu, więc to wszystko zostało w telewizji albo gdzieś w czeluściach radia. Teraz do mnie spływają te nagrania. W 'Imago' jest też scena, w której jest wywiad radiowy, który tak naprawdę był telewizyjny i teraz został odnaleziony" - przyznała. 

Jak zdradziła, sceny koncertów były często improwizowane. Wszystko po to, by jak najlepiej oddać klimat występów Eli i jej zespołów. "Zależało nam na tym, żeby to nie było w ogóle odtworzone, bo cały sens tego fermentu muzycznego, w którym brała udział Ela, zespołów takich jak Apteka, Szelest Spadających Papierków czy Pancerne Rowery, polegał na tym, że oni byli transowo totalnie tu i teraz. Większość tych piosenek powstawała dzięki improwizacji przed żywą publicznością, oni to nazywali 'psychodeliczna muzyka filmowa'. Opowiadali sobie historie, werbalnie, bo większość z nich nie czytała nut, i po prostu zaczynali grać to, co sobie opowiedzieli. Więc gdybyśmy próbowali coś odtworzyć, to byśmy rozwalili temat" - stwierdziła Góra i przyznała, że ekipa filmowa również improwizowała. "Tworzyliśmy to wszystko totalnie na żywo, także gdy pójdziecie do kina i zobaczycie ten film, to jest taki koncert live". 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lena Góra | Imago (2023) | Festiwal w Gdyni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy