"Śmierć Zygielbojma": Kolejny taki film [recenzja]
W 2019 roku podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni triumfował, ku zaskoczeniu niemal wszystkich, "Obywatel Jones" Agnieszki Holland - szaro-bury film o zagranicznym dziennikarzu odkrywającym prawdę o wielkim głodzie na terenach Ukrainy w latach trzydziestych XX wieku. Właśnie podjęta tematyka stanowiła największy atut produkcji. Poza nią dzieło Holland nie wyróżniało się niczym. Realizacja była poprawna, bohater nijaki, narracja pokraczna i zamknięta w nieznośną klamrę z Orwellem, a przesłanie łopatologiczne. "Śmierć Zygielbojma" Ryszarda Brylskiego można nazwać "Obywatelem Jonesem" tegorocznej edycji festiwalu.
Akcja filmu rozpoczyna się w 1943 roku w Londynie, gdy w jednej z kamienic zostaje odkryte ciało samobójcy. Okazuje się nim Szmul Zygielbojm (Wojciech Mecwaldowski), członek polskiego rządu na uchodźstwie. Jeden z dziennikarzy (Jack Roth) postanawia odkryć, co popchnęło mężczyznę do odebrania sobie życia. Szybko dowiaduje się, że Zygielbojm od miesięcy starał się zwrócić uwagę aliantów na proces eksterminacji ludności żydowskiej przez nazistów. Wszyscy go jednak ignorowali.
Chociaż "Śmierć..." dzieli z produkcją Holland większość jej wad, film Brylskiego posiada jedną, niezaprzeczalną zaletę - jest o wiele krótszy. Dzięki temu odbiór jest o wiele lepszy, chociaż błędy pozostają niemal te same. Znów mamy pokraczną narrację zamkniętą w ramach śledztwa dziennikarskiego, które powoli odkrywa przed nami tragedię tytułowego bohatera i stojącą za nią wielką historię. Poczynania reportera ogląda się tym trudniej, że jest on - podobnie jak Jones - absolutnie nijaki, podobnie zresztą jak inne otaczające go postaci.
Szkoda, że zabierają oni czas świetnemu Mecwaldowskiemu, pojawiającemu się jedynie w kilku retrospekcjach. Film mógł zrobić z Zygielbojma ikonę. Na szczęście aktor nadaje mu i jego działaniom ludzkie rysy. Widzimy jego osobisty dramat i rosnącą desperację, a także irytację brakiem działań ze strony zachodnich sojuszników. Dzięki aktorowi najlepiej wypadają małe sceny - nie bezinteresowne poświęcenie lub zaangażowane przemówienia, a drobne gesty, gdy przychodzi powiadomić znajomą o śmierci jej rodziny lub kilka sekund wahania, gdy podczas ucieczki gubi kanapki od żony. Chciałoby się, żeby otrzymał on więcej czasu ekranowego.
Najwięcej emocji - niestety, co jest typowe dla polskich produkcji wojennych - wzbudza oczywiście historyczna otoczka. Tragedie przeszłości nie zmieniają jednak faktu, że "Śmierć Zygielbojma" to film zrobiony od linijki, realizacyjnie poprawny i nieangażujący narracyjnie przez większość czasu. Ponad przeciętność wybija się tu wyłącznie wspomniany odtwórca tytułowej postaci. "Obywatel Jones" go nie miał, a i tak zdobył Złote Lwy.
5/10
"Śmierć Zygielbojma", reż. Ryszard Brylski, Polska 2021, dystrybucja: Monolith Films, premiera kinowa: 5 listopada 2021 roku.