"Wszystkie nieprzespane noce" [recenzja]: Niepełny obraz
Najciekawszy we "Wszystkich nieprzespanych nocach" jest obraz męskości. Jak definiuje się męskość u współczesnych dwudziesto- i trzydziestolatków? Interesująco.
Współczesny mężczyzna panuje nad swoimi instynktami. Sprowokowany nie daje w zęby, tylko wdaje się w rozmowę, dyskusję. Merytoryczną, intelektualną. Chce poznać drugą stronę. Zapytać, dowiedzieć się, dlaczego to on kogoś irytuje. Bo współczesny mężczyzna to egotysta. Świata poza sobą nie widzi. Dlatego musi wiedzieć, jak oddziałuje na otoczenie. Ale nie obchodzą go efekty tego oddziaływania, tylko sam jego przebieg.
Geneza "Wszystkich nieprzespanych nocy" wydaje się podobna. Film powstał chyba także po to, żeby celebrować, przyglądać się, badać - siebie. Chociaż reżysera nie widzimy, nie ulega wątpliwości, że oglądamy film także o nim. Ale na ekranie z łatwością możemy zobaczyć też siebie. Bo taka jest właśnie zdradliwa i uwodzicielska metoda tego filmu: korzysta z tego, że jesteśmy super próżni i kochamy mówić oraz słuchać o sobie. A jeśli przy tym twórca nas łechce i rozgrzesza z wielu błędów i zaniechań, tym lepiej.
I ta metoda działa. Film ma już wspaniały szeptany marketing. Widzowie polecają go sobie nawzajem, przyklejają etykietę dzieła pokoleniowego, wdzięczą się, bo "wreszcie ktoś nakręcił film o nas, współczesnych trzydziestolatkach". Zgoda, coś w tym jest. Faktycznie, z rozmów bohaterów na rauszu, bo postaci rzadko nie są tu pod wpływem alkoholu czy białych proszków, można dużo wyciągnąć, odmalować obraz generacji.
Zwierzają się oni ze swoich dylematów, rozterek, emocji. Mówią, jak jest, zdradzają, co ich boli. W tym sensie film jawi się jako forma psychoterapii. Ma się wręcz wrażenie, że jest się w pokoju u specjalisty, przed którym Michał i Krzysiek obnażają się, odkrywają wnętrza. Ale nie mówią tylko w swoim imieniu, ale też w naszym, widzów. Niby tacy z nich indywidualiści, a tu proszę, są tacy sami jest dziesiątki innych ludzi, którzy tak chętnie się w nich przeglądają.
Kończy się jednak na wygadaniu się. Bo w "Nieprzespanych nocach" nie ma analizy. Marczak tworzy jakby terrarium, do którego wkłada przedstawicieli pokolenia - warszawskich hipsterów - i ich naturalne środowisko: prawy brzeg Wisły, plac Zbawiciela i modne knajpy. Następnie zaprasza nas do tego świata podglądania. I faktycznie: jest na co popatrzeć, ale brakuje naukowca, profesjonalisty, który to, co widzimy, skomentuje, przeanalizuje. Jest to więc obraz niepełny, ciekawszy jako zjawisko, niż jako film.
6/10
"Wszystkie nieprzespane noce", reż. Michał Marczak, Polska 2016, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa 4 listopada 2016 roku.