"Córki dancingu": Muzyczna bajka dla dorosłych
25 grudnia na ekrany polskich kin trafi musical Agnieszki Smoczyńskiej "Córki dancingu". Obok młodych aktorek Michaliny Olszańskiej i Marty Mazurek, na ekranie zobaczymy Kingę Preis, Magdalenę Cielecką i Jakuba Gierszała. Premierowy pokaz filmu odbył się podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni.
Głównymi bohaterkami produkcji Smoczyńskiej są dwie syreny - Złota (Michalina Olszańska w równie roznegliżowanej co w "Anatomii zła", ale o wiele bardziej zapadającej w pamięć kreacji) i Srebrna (Marta Mazurek), które lądują, a właściwie wypływają, w środku tętniącego muzyką i mieniącego się światłami neonów i cekinów świata warszawskich dancingów lat 80. Szybko dołączają do muzyków zespołu Figi i Daktyle: wokalistki (Preis), basisty (Jakub Gierszał) i perkusisty (Andrzej Konopka), z dnia na dzień stając się sensacją nocnego życia stolicy. Pochłonięte przez karierę, sławę i wreszcie miłość, zapominają o swojej prawdziwej naturze. Wystarczy jednak tylko jedno złamane serce, by sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Jak widać z powyższego opisu, "Córki dancingu" nie są typowym dla polskiego kina obrazem. A gdy weźmiemy pod uwagę, że obraz Smoczyńskiej to musical pełną gębą, jego unikatowość rzuca się w oczy jeszcze bardziej. Przypomnijmy, że w zeszłym roku zabrakło miejsca dla innego reprezentanta tego gatunku - "Polskiego gówna" w konkursie głównym (bezapelacyjnie wygrało sekcję Inne Spojrzenie), a poprzednie tego typu filmu w polskiej kinematografii powstawały w latach 70. i 80. ("Hallo Szpicbródka", "Lata dwudzieste... lata trzydzieste").
Twórcy "Córek..." mieli jednak najlepsze z możliwych przygotowań, aby zająć się tym tematem. Zarówno Agnieszka Smoczyńska, jak i autorki tekstów piosenek oraz muzyki do filmu, siostry Zuzanna i Barbara Wrońskie (szerzej znane jako Ballady i Romanse) dzieciństwo spędziły otoczone światem dancingu lat 80., na zapleczach tego typu restauracji lub towarzysząc rodzicom grającym w nich koncerty. Rzeczywistość, którą oglądamy, jest więc w jakiejś mierze światem przywołanym z ich pamięci.
W tym kolorowym świecie muszą odnaleźć się główne bohaterki filmu, syreny, ale tak naprawdę młode dziewczyny, które wszystko robią pierwszy raz (występują przed publicznością, palą papierosy i piją wódkę, uprawiają seks...). Gdy je poznajemy, stoją u progu kobiecości, gdy je żegnamy, są już istotami dojrzałymi, znającymi takie uczucia, jak miłość oraz namiętność, ale też zawód, rozczarowanie, zazdrość i cierpienie. Prawdziwym tematem "Córek..." jest bowiem inicjacja, zabicie w sobie dziecka i przygotowanie do wejścia w dorosłość.
Film Smoczyńskiej to swego rodzaju muzyczna bajka dla dorosłych, pomijająca wszechobecną w latach 80. politykę, za to w całości skupiająca się na ówczesnej scenie rozrywkowej (w filmie oprócz autorskich piosenek słyszymy nowe aranżacje m.in... "Daj mi tę noc" zespołu Bolter, "Byłaś serca biciem" Andrzeja Zauchy czy "Bananowego songu" grupy Vox). Wprowadzają w nią bohaterki członkowie zespołu, ale również grany przez Marcina Kowalczyka mroczny Tryton czy seksowne Boskie Futro w wykonaniu Magdaleny Cieleckiej). Na końcu okazuje się oczywiście, że nie takiej rzeczywistości spodziewały się Złota i Srebrna, ale ómówmy się, kto z nas dorastając, spodziewał się czegoś takiego.